He
Boże, jaki ja jestem na siebie zły! Po co wczoraj wciągnąłem? Na co mi to było? Zawsze po tym nic a nic nie pamiętam. Czasem sobie przypominam, co się działo, a czasem ni chuj. Na dodatek na tej imprezie była Anica i Ashton i jak coś odpaliłem to jest zajebiście.
Przekręcam się na drugi bok, twarzą do ściany. Głową mi pulsuje i czuję, że gdyby paproch spadł, byłbym martwy. No dalej Luke, przypomnij sobie cokolwiek...
Nagle do mojego pokoju wchodzi mama i dziękuję jej, że nie pukała.
– Lucas zaczynasz pracę – powiedziała oschle. Przywykłem do tego tonu, serio. Przewracam oczami i tylko nakrywam się kołdrą po sam czubek głowy – Wstawaj Luke natychmiast!! – warknęłam, a ja umieram z bólu.
– Już do cholery, już! – zrzucam kołdrę. Dobra matka dałaby synowi tabletki czy coś, ale ona nigdy nią nie była.
Kobieta wyszła, a ja chciałem sprawdzić która godzina. Zerkam na stolik nocny w celu znalezienia telefonu, ale znajduje coś innego... Tabletki i szklankę z wodą. Mama? Niemożliwe. Więc kto? Przestając dłużej myśleć, co w tym stanie grozi śpiączką, biorę dwie tabletki i popijam je wodą.
Schodzę na dół ubrany standardowo na czarno. Na głowie mam kaptur, w sumie to ja go zawsze mam. Będąc na ostatnim schodzie widzę, jak z kuchni wylatuje Ash. No tego mi z rana potrzeba.
– Jak śmiałeś, Bronson?! – wysyczał przez zęby.
– Po nazwisku to po pysku, Hazjel – lubię go wkurwiać, a fakt, że już się nie przyjaźnimy, tylko ułatwia sprawę.
– Masz rację – nim zdążyłem się zorientować dostałem w ryj z pięści. Ok, niespodzianką to dla mnie jest nie małą.
– Za co?! – krzyknąłem leżąc na podłodze.
– Za obrażanie mojej siostry dupku!! – oo czyli jednak wczoraj coś odpaliłem, tak też czułem – Gdyby nie ona byłbyś martwy, ale nie ty kurwa nigdy nie powiesz jebanego słowa DZIĘKUJĘ! – uratowała mnie? Zacząłem się śmiać. Co on pierdzieli?! – Nie śmiej się!
Z kuchni wyszedł Alex z przymrużonymi oczami co oznacza tylko jedno... Kac morderca nie ma serca.
– Hej, Ash. Wyluzuj – złapał go za ramię. O czym ja nie wiem, a raczej nie pamiętam? Ashton poszedł wściekły na górę. Alex pomógł mi wstać.
– Do pracy. Spróbujcie tylko nie posprzątać tego do dwudziestej to inaczej będziemy rozmawiać – jaki oschły. Czy ja wczoraj tak szalałem, że mam ze wszystkich na pieńku?
Ubierając buty z chłopakami zauważyliśmy schodzącą z góry Anice. Wow, ale ona ma długie nogi. Potrząsnąłem głową. Kurwa o czym ja myślę?!
– Cześć An! – przytulił ją Alex. Wot?!
– No hej – powiedziała nieśmiało i widać, że jest zaskoczona gestem pedała. Prycham czym od razu przykuwam jej uwagę.
– Idziemy? Im szybciej zrobimy to gówno tym szybciej pójdę się przejść – otworzyłem drzwi i już wyszedłem na zewnątrz.
– Ty i te twoje szlajanie się – słyszę za sobą głos Paul'a. Kur... Czemu ubrałem się na czarno?! Słońce spali mi mózg.
– Coś ty! On swą miłość zostawił hektary stąd – zaśmiał się Alex a ja spiorunowałem go spojrzeniem.
– Haha, racja.
Naszym dzisiejszym zajęciem było sprzątanie parku z syfu. Po dwóch godzinach postanowiłem spytać chłopaków co działo się wczoraj. Oni na pewno coś pamiętają.
– Hej, chłopacy? – kurwa, zabrzmiało to strasznie pedalsko.
– No czego chcesz, Lucas? – aż mnie skręciło. Oboje wiedzą że nienawidzę jak ktoś używa mojego pełnego imienia.
– Alex prosisz się o wpierdol – warczę – Pamiętacie co wczoraj robiłem na imprezie?
– Wciągałeś – krótko, zwięźle i na temat. Tylko problem w tym, że tyle to i ja wiem.
– A coś więcej?
– No widziałem osobiście jak kisałeś się z Anicą – zacmokał Alex. Co ja robiłem?! Poczułem się dziwnie – Potem ona cie chyba olała bo wkurzony poszedłeś się bawić nad basen – coś mi świta – A potem to już było tylko gorzej.
– To znaczy? – dociekam spoglądając na kumpli. Zamilkli na chwilę.
– To znaczy, że kłóciłeś się z tym całym Dyan'em – odezwał się Paul.
– A o co? – łatwo mnie wytrącić z równowagi, gdy jestem pod wpływem.
– Ja tam nie wiem, miałem lepsze zajęcie – wzruszył ramionami, a Alex pokręcił głową, dając znać że też nie wie.
– Potem w domu była jazda bo ty trafiłeś do basenu i się topiłeś, a Anica cie uratowała, a ty w domu ją obraziłeś podobno i ze starym się pożarłeś – odwróciłem się zdziwiony. Czyli Anica serio mnie uratowała?
– Ale...
– Stary, ona wie więcej. Pogadaj z nią i może... Bo ja wiem... Przeproś? – oczy w tym momencie mam jak piłeczki od ping–ponga. Ja? Przeprosić ją? Dobry żart.
– O czym ty chrzanisz? – zaśmiał się Paul – On nigdy w życiu jeszcze nikogo nie przeprosił i ma zrobić dla niej wyjątek?
– A idziemy o zakład, że wcześniej czy później i tak ją przeprosi? – serio?
– Dobra! Luke, przetnij! – kiwnął na mnie głową. Podszedłem do nich i przeciąłem ich ręce. Zakładają się o mnie i oni nazywają się moimi przyjaciółmi? Z kim ja się zadaje?
Wróciliśmy do domu przed dwudziestą totalnie padnięci. Alex z Paul'em rozwalili się na kanapie w salonie a ja poszedłem do pokoju. Zatrzymuje się na połowie schodów i stwierdzam, że muszę iść do sklepu po coś zimnego.
– Idę do sklepu, chcecie coś? – stanąłem w progu salonu. Chłopacy pokazali dwa palce co oznacza tylko jedno – Ok.
Wyszedłem z rękami w kieszeniach i ruszyłem do pobliskiego marketu. Znam miasto jak własną kieszeń. Mijam jakąś niczego sobie laskę i prawdę powiedziawszy wziąłbym ją na środku jezdni, ale jestem jakoś zbyt zmęczony. Ziewnąłem przeciągliwie i wszedłem do sklepu. Od razu ruszyłem na regał z piwami. Wziąłem czteropak, ale stwierdzam, że to za mało. Gdy już stałem przy kasie wpadło mi do głowy by kupić coś Anice. Nie myślcie, że będę ją adorował czy coś. Ja po prostu chce wiedzieć co się wczoraj działo.
Wróciłem do domu i słyszałem kłótnie moich dwóch pożal się Boże przyjaciół. Wchodzę do salonu i co widzę?
– Kurwa, Alex!! Oszukujesz cwelu jebany!! – Paul opadł na oparcie bez życia.
– To nie moja wina, że grać nie umiesz matole!! – Alex uśmiechnięty od ucha do ucha. Czy on kiedykolwiek się wkurza? Siadam pomiędzy nimi i podaje im po jednym piwie – Ratujesz, stary!
– Ja ratuje? Fajnych mam kumpli co się zakładają czy się złamie – udałem obrażonego i ruszyłem do pokoju.
– Ejj! – krzyknął za mną Paul, ale olałem go. Muszę pogadać z Anicą.
Zapukałem dwa razy do drzwi od jej pokoju. Poczekałam chwilę aż otworzy. Ciekawe co by to było, gdyby z dupy wyleciał Ash. Hah. Śmianie się przerywają mi otwierające się drzwi.
– Ee? – jej mina jest bezcenna. Oczy wychodzą z orbit.
– Chce z tobą pogadać, mogę?
– J–jasne? – zająkała się wpuszczając mnie do środka. Jej pokój jest... Inny niż go zapamiętałem. Teraz na ścianach jest mnóstwo zdjęć, jakieś lampki przypominające te choinkowe i półki. Jednym słowem wow. Wydoroślała? No nieważne. Dziewczyna siada na łóżku lekko denerwując się. By rozładować napięcie skacze na jej łóżko i rozwalam się – Luke, co ci jest? – spojrzała na mnie przez ramię.
– Kupiłem ci coś ze sklepu – udaje, że nie było pytania i wyjmuję z kieszeni bluzy butelkę z sokiem pomarańczowym. Ona patrzy na mnie z uniesionymi brwiami.
– Yy, ok? – zabrała butelkę.
– Chciałem kupić ci piwo, ale stwierdziłem, że soczek będzie lepszy bo przecież jesteś grzeczną dziewczynką i nie pijesz alkoholu codziennie. Abstynent – prycham. Widzę, że wkurzyły ją moje słowa, ale hellow! Nie mam zamiaru jej za nic przepraszać a już tym bardziej dziękować! Nie złamie się, po moim trupie!
– Dzięki, że myślisz o mnie przy zakupach – zatkało mnie. To wcale nie tak! Ja w ogóle o niej nie myślę! No dobra, zdarza mi się spojrzeć na jej zgrabne długie nogi, ale bez przesady, że od razu o niej myślę przy zakupach!
– Dobra, sranie w banie. Przyszedłem pogadać o wczorajszej imprezie – popatrzyła na mnie – No wiesz... Coś wczoraj wyrabiałem z tym Dyan'en i chyba potem z ojcem... A ty na pewno tyle nie chlałaś. O ile w ogóle – ostatnie zdanie szepnąłem raczej do siebie.
– Nic nie pamiętasz? – patrzy na mnie jak na debila. Co w tym dziwnego?
– Co się tak dziwisz? – olśniło mnie i się zaśmiałem by dodać – No tak. Ty nigdy się nawet w trupa nie zalałaś a co dopiero coś wciągnąć, eh... – pokręciłem z rozbawienia głową. Westchnęła ciężko.
– Na imprezie z tego co widziałam to szarpałeś się z Dyan'en i on wepchnął cię do basenu. Nie wypływałeś co wydało mi się dziwne bo przecież kiedyś byłeś świetnym pływakiem... – urwała – No a w domu to wygarnąłeś ojcu co o nim myślisz i o jego metodach wychowawczych.
– Czekaj, czekaj... – podniosłem się na łokciach – Że kurwa co?! – warknąłem, a ona się przestraszyła – Żartujesz?!
– Nie... – podrapała się we włosach – Podsłuchiwałam choć stałam na schodach i doskonale wszyscy mnie widzieli, więc w sumie nie wiem czy można to nazwać podsłuchiwaniem.
– Aha. I niech zgadnę – znów na mnie spojrzała – Obraziłem cię? – uniosłem jedną brew i kącik ust. Spuściła wzrok na palce, którymi się zaczęła bawić. Strzał w samo sedno. Muszę przyznać, że wygląda uroczo, gdy się wstydzi. Kurwa, Luke, o czym ty myślisz?! – A co dokładnie mówiłem ojcu? – odchrząknąłem i zmieniłem temat, bo to chyba najlepsze wyjście z możliwych.
– Wspominałeś o tym, że nigdy nie przejmiesz jego interesu i nie będziesz idealnym synkiem, o którym marzył – o nie... To wyjaśnia jego wrogie nastawienie do mnie. Szlag by to.
– Jeszcze coś?
– Kazał ci mnie przeprosić. No i w sumie to mówiłeś mu czym się zajmujesz... No to by było na tyle – uśmiechnęła się spoglądając na mnie i przygryzając wargę. Moje usta uchyliły się ze zdziwienia jaka ona potrafi być czasem pociągająca. Dobra, w sumie czemu mam się nie zabawić?
Złapałem ją w talii i przysunąłem do siebie. Opadła na poduszki i jej uśmiech zniknął, a zastąpiło go zdziwienie. Zawisłem nad nią i patrzyłem głęboko w jej oczy. Tone... Takie śliczne... Straciłem nad sobą panowanie i zacząłem się do niej zbliżać, aż delikatnie nasze wargi się stykały, a ja się ocknąłem. Przełknąłem ślinę.
– Nie myśl, że mam cie zamiar przeprosić, bo do tego nigdy nie dojdzie – odsunąłem się i uśmiechnąłem się szyderczo.
Wstałem z łóżka i ruszyłem w kierunku drzwi. Muszę zacząć opanowywać się, ale mam wrażenie, że ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego co robi. Ona wie o mnie wszystko, a ja jakoś z dnia na dzień coraz mniej. Za to co mi zrobiła nie mam zamiaru jej nigdy wybaczyć... Muszę pojechać na plażę.
~awenaqueen~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz