*Luke*
Obudziłem się koło siedemnastej. Nieźle wczoraj pobalowałem, bo pamiętam, jak podbijały do mnie laski, ale mimo alkoholu, żadnej nie uległem. Jestem z siebie dumny.
Wstałem z łóżka zupełnie mi obcego. Jestem w ciuchach, więc dobrze pamiętam. Wyciągam telefon z kieszeni spodni i widzę, że Josh zbombardował mnie telefonami. Szlag! A może to o Angel? Szybko do niego oddzwoniłem.
– Gdzie ty kurwa jesteś? – ryknął, ledwo odebrał.
– Czego? – pytam niby obojętnie. Westchnął.
– Angel miała operacje – wytrzeszczyłem oczy i przełknąłem ślinę.
– I?
– I rusz swój odwłok do szpitala.
I się rozłączył. Miałem chęć mu wpierdolić, serio. Wstałem i ogarnąłem się w obcym mi domu. Nadal nie mam pojęcia, gdzie jestem, ale kij z tym. Szybki prysznic i wylatuje z domu. Już wiem, gdzie byłem. To dom Michael'a. Teraz jakby się tak zastanowić, to ja nie wiem, czemu my się kisimy w domu Angel, jak mamy własny? Wzdycham i idę w kierunku przystanku autobusowego.
Wchodząc do szpitala, posiadam już najciemniejsze scenariusze przed oczami. Na korytarzu nikogo nie było... Co? Podchodzę pod drzwi od sali Angel i widzę, że wszyscy są w środku. Podchodzę do łóżka. Mój Aniołek uśmiecha się... Zamieram. Udało się? Przeżyje? Jej śliczne oczy spotykają się z moimi.
– Jeszcze nie wyzdrowiała w pełni, ale amnezji nie ma – informuje mnie Michael.
– Mowę odzyska po jakimś czasie, więc musi ci starczyć jej uśmiech. – Josh zarzucił na mnie ramie. Nie wierzę...
***
Tydzień później...
– Morze – mówię.
– Góry.
– Namiot? – ściągam brwi.
– Morze – oboje wybuchamy śmiechem. Od trzydziestu minut kłócimy się, gdzie wyjedziemy na resztkę wakacji. Mój Aniołek czuje się już lepiej i odzyskała mowę, ale nadal jest osłabiona i musi zostać przez tydzień w szpitalu. Przesiaduję u niej codziennie, czasem zostaje wyrzucany przez Josha, ale czasem. – O czym myślisz? – pyta, po chwilowej ciszy.
– O wszystkim. O tym i o tamtym – odpowiadam wymijająco.
– Aha. – Bada mnie wzrokiem.
– Nom – siadam obok niej na łóżku, obejmując ją ramieniem. – Cieszę się, że cię mam, wiesz? – całuję ją w skroń.
– Ja też się cieszę, że mam ciebie – wtula się we mnie.
– To nie zmienia faktu, że zamieszkasz ze mną, a Josha porzucasz.
– Po moim trupie – uderza mnie w żebro, by po chwili zacząć się śmiać.
– Ach tak? Wolisz Joshuarda ode mnie?
– Że kogo? – dziwi się.
– Nieważne – wywracam oczami.
– Luke?
– Hm?
– Ostatnio coś wspominałeś o koszmarze... Co ci się śniło? – patrzy na mnie z dołu.
– Coś strasznego. Nie martw się. To był tylko sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz