piątek, 18 czerwca 2021

Ankey Returns Cz.5



*Luke*

    Kurwa, tak bardzo zjebałem. Kocham ją, ale ona już tego nie czuje, a ja wypierdalam się znów w jej życie. Hemmings, ty idioto. Wchodzę wściekły do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Za mną od razu wchodzą chłopaki.

    – Co jest? – pyta Cal widząc, jak ciskam kurtką i siadam na kanapie, chowając twarz w dłoniach.

    – Coś z Angel? – spytał Ashton.

    – Nie. Mogę zostać sam?

    – Nie, nie możesz. Ostatnio, gdy o to prosiłeś, to się pociąłeś – warknął Cal.

    – Ja pierdolę, chce iść spać – poszedłem do siebie, by położyć się do łóżka.


*Ashton*

    – Co wy robicie?! – oburzyłem się, gdy zobaczyłem, że chcą przeczesać telefon Luke'owi. Wyciągnęli go z jego kieszeni spodni i poszli z nim do salonu.

    Calum sprawnie go odblokował i zaczął węszyć. Nagle natrafił na numer w ostatnio wybieranych.

    – Numer Angel?

    – Skąd on go ma? – zdziwił się Mike.

    – Ash, dzwoń – rozkazał mi brunet.

    – Że czemu ja?

    – Bo miałeś z nią najlepszy kontakt? – zrobił minę, jakby to było oczywiste. No dobra, było.

    Wziąłem telefon i zadzwoniłem do niej. Nie odebrała. Calum wziął się za dalsze poszukiwania. Trafił na sms od niej z adresem, więc od razu kazali mi tam pojechać. Jak coś trzeba to zawsze wszystko na mojej głowie.

    Ubrałem się, a właściwie zamaskowałem i ruszyłem pod wskazany adres. Po parunastu minutach dotarłem. Zapukałem i drzwi otworzyła mi niska szatynka. Zamrugała kilkukrotnie i zawołała Angel.

    – Angel! Mogę dać sobie rękę uciąć, że to do ciebie!

    Po chwili zza rogu pojawia się znana mi osoba. Od razu wchodzę do środka i ją przytulam.

    – Tuli, tuli. – Trzeba jakoś zacząć, nie?

    – Ash? Co tu robisz i skąd wiesz, gdzie mieszkam? – odkleiła się ode mnie i widziałem jej zdenerwowanie.

    – Spokojnie. Luke przyszedł wkurzony do domu i wszyscy się o niego martwimy. Cal przejrzał mu telefon i natrafił na sms od ciebie. Oto więc i jestem – pokazałem na siebie.

    – Nie przysłał cię tu Luke? – spytała z uniesioną brwią.

    – Nope. Cieszę się, że cię widzę – ruszyła do kuchni, a w tym czasie szatynka postanowiła opuścić dom. – Współlokatorka?

    – Co? A nie, to opiekunka Oliego. Ja tu nie mieszkam. Przyjechałam oderwać się od nudnej codzienności. Mieszkam w Londynie. – robiła kanapki. Cieszę się, że rozmawia ze mną normalnie.

    – Aha. Był u ciebie Luke? – W końcu po to tu przyszedłem.

    – Ta, bo co?

    – Czyli to od ciebie taki wkurzony wrócił – nagle brunetka się odwraca, rzucając w moją stronę gniewne spojrzenie.

    – Posłuchaj... Ja już nie chcę być z Luke'm. Doszczętnie zniszczył to, co starałam się odbudować po naszym zerwaniu. Kłócę się przez niego z Danielem i wiele innych...

    – Twój chłopak? – Więc jej się układa. Luke ciągle stoi w miejscu...

    – Tak. Niedługo wracam do domu i mam nadzieje, że się z nim pogodzę – wróciła do krojenia ogórka.

    – Wiem, że myślisz o Luke'u źle, ale musisz wiedzieć, że on się stoczył po waszym zerwaniu – przestała ciąć i wsłuchiwała się w moje słowa. – Żadna dziewczyna się go nie trzymała. Obsesyjnie szukał pocieszenia na imprezach i wśród dziwek. Tak myśleliśmy przynajmniej... – spojrzała się na mnie ze zdziwieniem. – Cal pewnej nocy chciał coś pożyczyć od Luke'a i znalazł masę żyletek w łazience. A jedną trzymał Luke w ręce. Jego rany na nadgarstku były stare i świeże. Calum od razu wszystkie żyletki wyrzucił, a rano wszyscy sprawdzaliśmy, czy z nim jest lepiej. Zrobiliśmy mu wykład i obiecał, że z każdym problemem przyjdzie do nas, a nie do żyletek. Wtedy, gdy uciekłaś z jego pokoju... Rozmawialiśmy z nim. Opowiedział nam o tym, co u niego robiłaś. Cieszył się, że cię zobaczył. Rozumiem, że masz swoje życie i nic już do blondyna nie czujesz, ale mogłaś mu to powiedzieć mniej boleśnie? Nie chcemy widzieć, jak się kroi. Porozmawiasz z nim? Proszę tylko o to.

    Widziałem, że ją tym zaskoczyłem. Postanowiłem ją już zostawić, by się nad tym zastanowiła.

    – A! Hasło do pokoju Luka to 96Hemma – cofnąłem się. Posłałem jej ostatni uśmiech i wyszedłem.


***


*Luke*

    Chłopcy wyszli na pizze; pięć razy się mnie pytali, czy pójdę z nimi. Mam ochotę się zabić za zrobienie sobie nadziei. Co ja głupi myślałem? Że z nią pogadam i nagle da mi kolejną szansę? Co za idiotyzm. Mam już wszystkiego dosyć. Znów rozlega się pukanie do drzwi.

    – Powiedziałem, NIE CHCĘ IŚĆ NA CHOLERNĄ PIZZE! Jak mi nie ufacie to wasz problem. Ostrza mogę kupić poza miastem. Dajcie mi spokój!

    Przewróciłem się na lewy bok, plecami do drzwi. Co za debile. Po chwili drzwi otwierają się.

    – Czyli serio się tniesz... – odwracam się szybko i widzę w progu drzwi od sypialni, Angel.

    – Co ty tutaj robisz?

    – Ashton do mnie przyszedł... – Nie dałem jej skończyć.

    – Skąd zna twój adres?

    – Odczytał esa ode mnie. Pilnuj swoich rzeczy na przyszłość – skrzyżowała ręce na piersi.

    – Ekstra. Przyjaciele – prychnąłem.

    – Dlaczego to robisz? Sam wpajałeś mi, że to nie rozwiązuje problemów, a stwarza nowe...

    – Ale to pomaga. Miałaś racje. Pomimo blizn i bólu przechodzi ulga – zaśmiałem się.

    – Co ty pieprzysz? Luke, dlaczego to robisz? – podeszła bliżej.

    – Nie potrzebuję twojej łaski. Nie przyszłaś tu z własnej woli, tylko dlatego, że był u ciebie Ash i zrobiło ci się mnie żal – wstałem i skierowałem się do łazienki. – Latają przy mnie jak muchy. Wkurwiają mnie! – trzasnąłem drzwiami.

    Ona podeszła do drzwi, a ja podparłem się o umywalkę.

    – Nie zachowuj się jak dziecko, oni się o ciebie martwią. Tak samo, jak ty martwiłeś się o mnie.

    – Sranie w banie...

    – Luke masz ostatnią szansę! Albo wyjdziesz i wyjaśnimy sobie wszystko na spokojnie, albo znienawidzę cię do końca życia – milczałem. – Skoro tego chcesz..

    Słyszałem, jak odchodzi. Serce podeszło mi do gardła. Momentalnie przed oczami miałem widoki nieprzytomnej Angel... Jej ran... Kurwa, co ja zrobiłem? Wybiegłem z łazienki i poleciałem w stronę drzwi. Już je otwierała, ale je zatrzasnąłem ręka nad jej głową.

    – Angel... Ja... Przepraszam.

    Odwróciła się do mnie przodem. Patrze w jej oczy i w sumie nie wiem, co w nich widzę.

    – Luke, co ty wyprawiasz? Uciekasz od problemów i stwarzasz nowe – mówi z wyczuwalną troską w głowie.

    – Przecież wiem! – uniosłem się. – Jestem zmęczony. Pierwszy raz w życiu tak się wkręciłem w związek... Pierwszy raz w życiu tak kogoś kocham... – przymknąłem oczy. – Kaleczyłem się, bo chciałem odpokutować za to, że cię zdradziłem...

    – Żartujesz, prawda? – spytała przestraszona.

    – Nie... Przeze mnie zerwaliśmy i przy okazji oberwało się tym baranom.

    – To akurat mało ma z tobą wspólnego.

    – Nie? A Ashton? – zamyśliła się.

    – No dobra, tylko on. Calum i Michael to odrębny temat – włożyła ręce do kieszeni.

    Przez parę minut staliśmy tak i patrzyliśmy się na siebie. W końcu stało się niezręcznie. Przerwała tę ciszę, którą tylko zegarek przerywał.

    – Luke, możemy spróbować od nowa, ale jako przyjaciele, ok?

    – Robisz to z litości? Bo nie chcesz mieć mnie na sumieniu? – wkurwiłem się. To pewne. Jeszcze parę godzin temu chciała, bym wypierdalał z jej życia, a teraz chce przyjaźni? Ma mnie za idiotę?

    – Wiem, jak to wygląda. Prawda jest taka, że z jednej strony to prawda, ale z drugiej tęskniłam za tymi kompletnie idiotycznymi rozmowami z wami – spuściła wzrok. Nad czym się kurwa zastanawiam? Powinienem się cieszyć, że ze mną rozmawia i się o mnie martwi, a co dopiero jak proponuje mi przyjaźń. LUKE TY IDIOTO!

    – Aniołku, ja nie wierzę, że to powiedziałaś... Nie dociera to do mnie. Do tej pory marzyłem o tym, by zamienić z tobą chociaż jedno zdanie bez wyzwisk.

    – Wiem... Ale pamiętaj, że przyjaźń. Nie chcę wchodzić drugi raz do tej samej rzeki, rozumiesz?

    – Tak! Lepsze to niż nic.

    Przytuliłem ją i okręciłem. Zaśmiała się, zresztą ja też. To najlepszy dzień w moim życiu...









~awenaqueen~



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz