czwartek, 17 czerwca 2021

Lied Cz.3

 



    Przed chwilą sama sobie wmawiałam, że nie wiem, czy kiedykolwiek się oddam Hemmo, a tu proszę. Wykorzystał mnie, bo straciłam zdrowy rozsądek. Uśmiechnęłam się, mając głowę na torsie chłopaka. Ten rysował jakieś dziwne znaczki na moim prawym ramieniu.

    – Z czego się śmiejesz? – pyta sam się szczerząc.

    – Z niczego – przymykałam oczy, gdy przypomniałam sobie, kto ma mnie odwiedzić po siedemnastej.

    Szybko zerwałam się z łóżka i zerknęłam na zegarek.

    – O kurwa – krzyknęłam i zaczyna się szybko ubierać. Luke zmienił pozycję na siedzącą i zmarszczył brwi.

    – Co jest? – pyta zdezorientowany.

    – Mój tata zaraz będzie. Fuck! Hemmings wynoś się – krzyczałam, ubierając spodenki. Chłopak prychnął i w ślimaczym tempie sięgał swoje rzeczy z podłogi. Przymrużył oczy wściekła.

    Zeszłam na dół, przy okazji robiąc niechlujną kitkę. Akurat rozległ się dzwonek do drzwi. Otwieram je, a przede mną stoi nie kto inny, jak mój tata. Przytulam go i wchodzimy do salonu.

    – Zrobić coś do picia? – Temat, jaki chciałam poruszyć, nie należał do przyjemnych, a Hemmo wciąż tkwił na górze.



*Luke*

    Spławiła mnie po tak zajebistym seksie? Czekałem na niego od dawna, a teraz miałem sobie ot tak iść, kiedy chciałbym z nią pobyć? Ona jest niemożliwa. Ubrałem się, ale nie opuściłem pokoju. Poleżałem chwile, ale szybko się tym znudziłem. Postanowiłem zejść na dół i posłuchać, o czym gadają. Nie byłem dobrym chłopcem i nie musiałem się z tym ukrywać.

    – Tato... Pomożesz mi? – spytała cicho. O czym rozmawiali, że była aż tak smutna, kiedy jeszcze piętnaście minut temu była szczęśliwa? No dobra, w "dobrym" humorze.

    – Oczywiście... Znajdę jakieś informacje, ale dla mnie zawsze będziesz córką – powiedział jej ojciec.

    – A ty moim tatą. Ty mnie wychowałeś i ratowałeś z opresji. Nie ważne, jaki będzie ten biologiczny, bo ciebie kocham najbardziej. – Coś zaczęło mi świtać. Czyli jednak nie zna prawdziwego ojca. To szukanie, jak igły w stogu siana, świat jest wielki, więc to może być każdy. Nawet ktoś, kogo zna i nie ma o tym pojęcia. Jak ona chciała go znaleźć?

    Nagle usłyszałem, jak żegna się z ojcem, więc szybko poleciałem do jej pokoju. Skoczyłem na łóżko i miałem zamiar udawać, że się z niego w ogóle nie ruszałem. Po chwili do pokoju wchodzi ślicznotka. Szczerze się do niej.

    – Daruj sobie i tak wiem, że podsłuchiwałeś – przewraca oczami i sięga coś z szafki, a ja zrobiłem znudzoną minę.



*Lily*

    – Jak możesz? – powiedział do mnie niby zraniony tym "oskarżeniem".

    – Normalnie, cioto – poczochrałam go po włosach, gdy ten chciał się do mnie przytulić.

    – Jak chcesz znaleźć ojca? – zmienił temat. Wydawał się poważny, a to rzadko się zdarzało.

    – Nie wiem – wzruszyłam ramionami.   – Tata poszpera trochę w domu, bo od matki i tak się niczego nie dowiemy. Ona twardo ustaje przy swoim, że ojca nie zdradziła. Robił badania ze mną i Riley'm... – ucichłam na chwilę. – Ale żadne z nas nie jest jego dzieckiem – dodałam i spuściłam wzrok.

    – Hej... – ujął moją twarz w obie dłonie i zmusił do patrzenia w oczy. – Może lepiej go nie szukać. Mogą wyjść z tego same problemy i nieszczęścia.

    Odtrąciłam jego ręce i odchodzę kawałek. Podniósł mi ciśnienie tym tekstem. Odwracam się na pięcie, by spytać zirytowana:

    – Ty nie chciałbyś wiedzieć, jak wygląda twój ociec? Czy masz po nim jakieś cechy?! – warczę, wymachując rękoma.

    – Nie wiem. Sam ze swoim mam marny kontakt – zauważam w jego oczach pustkę.

    – Tylko że ty wiesz, jak wygląda i jaki jest. Ja nie. I chce się tego dowiedzieć za wszelką cenę, nawet jakbym miała wyjechać na drugi koniec świata, by go spotkać. Nie zrozumiesz tego Luke, dopóki nie doświadczysz.

    Podchodzi do mnie i przytula.

    – Wiem przecież. Martwię się po prostu. 


***


    Następnego dnia znów przyszło mi się zmierzyć z nurtującą szkołą. Mimo że to był ostatni tydzień, to dawali taki wycisk, jakby był początek roku szkolnego. Za równe trzy dni był piątek, ale oficjalnie były jeszcze dwa tygodnie szkoły... Powiedzmy sobie szczerze, kto by chodził po wystawieniu ocen? No właśnie.

    Ubrałam się i wyszłam z domu. Pogoda dziś nie były pewna, chmury co chwilę zakrywały słońce. Ruszyłam do szkoły moim autem, chociaż wiedziałam, że strasznie ryzykuje. Parkując, przykułam wzrok chyba połowy szkoły. Wysiadłam i ruszyalm pewnym krokiem w kierunku budynku. Tak się składało, że nie miałam tego dnia ochoty na pogaduszki. Na korytarzu każdy z każdym gawędził, nawet ci, którzy się nie znali. Żałosne. Przewróciłam oczami i otworzyłam swoją szafkę, ciskając w nią torbą. Po chwili czuje na swojej talii racę oplatające mnie. To Luke, rozpoznałam po perfumach. Kładzie brodę na moim lewym ramieniu.

    – A ty czego? – spytałam, uśmiechając się.

    – Poprzytulać się... – szepnął mi na ucho i przygryzł jego płatek. Odwróciłam się do niego twarzą. – Czemu do nas nie podeszłaś?

    – Ech, nie chciałam gadać. Nie mam na to ochoty po prostu – wyrwałam się z jego objęć. Zepsuł mi humor jednym pytaniem.

    – Nawet ze mną? – wydął dolną wargę. Popchnęłam go jedną ręką, przez co się zachwiał.

    – Idziemy? Z tego, co wiem to pierwsza chemia. Masz zeszyt? – wytknęłam mu język.

    – Oddasz mi go z łaski swojej?

    – No nie wiem. Powinnam?

    – Powinnaś – pocałował mnie delikatnie.

    – Zastanowię się.

    Wyminęłam go i ruszyłam z uśmiechem na twarzy do klasy. 



    Lekcja ciągnęła się dosyć długo. Oczywiście, szprycha znów spytała Hemmo. Oddałam mu ten zeszyt, więc mógł pokazać zaległą pracę domową.

    Na przerwie śniadaniowej usiadłam przy swoim stoliku i zaraz do mnie dosiadła się Claudia.

    – Hej! – wita się. Miała dobry humor, więc pomiędzy nią a Riley'm było dobrze. Może serio ma względem niej poważne zamiary? Musiałam z nim pogadać.

    – Cześć, cześć – odpowiadam po chwilowym zamyśleniu.

    – Pokłóciłaś się z Lukiem? – zaskoczyła mnie tym pytaniem.

    – Czemu tak myślisz?

    – No bo chodzi zły i taki jakby... przestraszony? – wzrusza ramionami. – Myślałam, że to przez ciebie.

    – Jeszcze rano mnie całował. Wątpię, by to było z mojej winy.



*Luke*

    – Pogadasz z nią po szkole, ale musisz to zrobić Luke. Chyba że to tylko zab... – przerwałam Calum'owi uderzając go w tył głowy.

    – Już ci setny raz mówię, że mi na niej zależy, ale jak się dowie, to ze mną zerwie – zrobiłem skwaszoną minę.

    – Przesadzasz. Widać, że ona też cię lubi, więc czym się przejmujesz? – zaśmiał się Ash, rysując coś w notesie. On serio lubił sztukę.

    Spojrzałem na Lily i szczerze powiedziawszy, to ja najchętniej nic bym jej nie mówił, ale tak pogorszyłbym sprawę.



    Po szkole Calum siłą pchnął mnie w stronę auta Lily, którym przyjechała. Stałem przy nim i z minuty na minutę miałem chęć zwiać. Gdy już miałem to zrobić, oczywiście dziewczyna wyrasta z ziemi. Przeklinam pod nosem i przytulam ją. Boże, to może być ostatni raz.

    – Co tu robisz? – spytała. – Coś ty taki zdenerwowany, hm? – okrąża samochód i wsiada do auta. Robię to zaraz po niej i już siedzę na siedzeniu pasażera. Wzdycham zrezygnowany. – No mów! – warknęła, odpadając silnik.

    – Pogadamy u ciebie, ok? – spojrzałem na nią i już wiedziałem, że nie mogę się wycofać.
    
    – Ok? – wzrusza ramionami i wyjeżdża z parkingu. Ostatnie minuty...



    Wchodzimy do niej i idę za nią do kuchni. Siadam zdenerwowany na krzesełku barowym, zaczynając bawić się palcami. Dziewczyna niespodziewanie łapie mnie za ręce. Patrze w jej oczy i widzę... panikę?

    – Mów co się dzieje, Luke... – prosiła. Splotłem nasze palce i przyciągnąłem ją do siebie na kolana.

    – Wiesz, że cię kocham, prawda? – spytałem, zakładając kosmyk jej włosów za ucho. Patrzy na mnie smutno.

    – Chcesz zerwać? – zamrugałem kilka razy. Co ona powiedziała?

    – Co? Nie, nigdy! Ja właśnie w tej sprawie, by nie zrywać – zmarszczyła brwi zagubiona. – Bo widzisz nasz menadżer... Kazał nam zrezygnować ze... – urwałem na chwilę – szkoły.

    – Co to znaczy? – Serio muszę ci to tłumaczyć?

    – Znaczy to, że rzucamy szkołę i ruszamy w trasę... Nie chcę z tobą zrywać... Bałem się z tobą o tym porozmawiać, bo bałem się twojej reakcji – patrzyłem na nasze ręce, gdyż w oczy nie mogłem. Czułem, że to decydujący moment. – No bo jak to wygląda? – ciągnę. – Dopiero co ze sobą spaliśmy, a ja wyjeżdżam...

    – Kiedy? – marszczę brwi i patrze w jej oczy.

    – Ale co kiedy? – dopytałem.

    – No, kiedy wyjeżdżasz. W sierpniu? – Przełknąłem nerwowo ślinę i zapewne pobladłem. - Luke?

    – Nie, nie w sierpniu – wstałem, więc zmuszona była zrobić to za mną.

    – No to kiedy? – zacząłem chodzić zniecierpliwiony. – Kiedy? 

    – Za dwa tygodnie albo nawet za niecały tydzień – potarłem kark. Ona była zła i jakoś się jej nie dziwiłem.

    – Czyl... Od jak dawna o tym wiesz? – usiadła zrezygnowana.

    – Od tygodnia? Może mniej.

    – I mówisz mi dopiero teraz? Teraz to faktycznie wygląda, jakbyś chciał tylko poruchać – prychnęła.

    – Nie, nie, nie. Skarbie to nie tak – podszedłem do niej i ująłem jej twarz w obie dłonie. – Kocham cię, jeżeli mi nie wierzysz, to zadzwoń do Cal'a.

    – Ok.

    – Co? – zdziwiłem się, że tak szybko mi odpuszcza.

    – Wierzę ci, ale nie chce o tym już gadać, ok? – uśmiechnęła się smutno. Przytuliłem ją mocno.

    – Powinienem zostać i cię wspierać w poszukiwaniach ojca, a zwiewam... – wzdycham.

    – Chodź, zjemy coś na mieście – wzięła kluczyki od auta i ruszyła w kierunku drzwi. Ona była niemożliwa.

    – Ok, ale ja prowadzę – rzuciłem, zabierając od niej kluczyki. 










~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz