piątek, 18 czerwca 2021

Ankey Returns Cz.4



    Nie zmrużyłem oka nawet na chwilę. Cieszyłem się z każdej wspólnie spędzonej chwili. Wiem, że za parę minut lub godzin ona zniknie. Nagle dziewczyna przewraca się na drugi bok. Można by powiedzieć, że teraz leżymy na łyżeczkę. Przytuliłem ją mocno do siebie.

    – Angel, zostań ze mną.   –   Proszę o niemożliwe, a ona nawet tego nie słyszy.


*Angel*

    Budzę się z palącym bólem głowy. Ale chwila... To obcy mi pokój. Rozglądam się, ale po chwili mój wzrok utkwił na zdjęciu w ramce na szafce nocnej. To zdjęcie, na którym jest Luke, Ash, Cal i Mikey. O mój boże! Nie mówcie mi, że jestem u któregoś z nich w domu?! Szybko wychodzę z łóżka i szukam wyjścia. Słyszę, że ktoś jest w łazience. W końcu udaje mi się znaleźć drzwi wejściowe, a po ich otwarciu widzę po drugiej stronie Calum'a, który chciał zapukać. Widząc mnie, jego oczy były wielkości pięciozłotówek. Szybko go wyminęłam i weszłam do windy, gorączkowo naciskając guzik zjazdy na dół. Teraz dopiero Cal się ocknął.

    – Eee! Angel stój kurwa! – biegł w kierunku windy, ale drzwi zdążyły się zamknąć.

    Odetchnęłam z ulgą. Oparłam się o ścianę windy, próbując sobie przypomnieć, co zaszło wczoraj. Zdecydowanie nie pamiętam nic, po tym, jak Ryan poszedł z brunetką. Cholera! Wyszłam z hotelu, najprawdopodobniej, i pokierowałam się na postój taksówek. Wsiadłam do pierwszej i szybko podałam adres kierowcy, bo już widziałam, jak z budynku wyleciał Calum z Ashem. Schowałam się, by nie było mnie widać.

    Po dziesięciu minutach taxi zaparkowała pod domem mojego brata. Zapłaciłam i weszłam do domu, modląc się o jak najszybsze zażycie tabletek. Poszłam do kuchni i wzięłam te, na których była etykieta na ból głowy. Poszłam do salonu i położyłam się wygodnie na kanapie. Mały kotek wskoczył do mnie.

    – Hej mały Hemmo. Czemu cię tak nie nazwałam? No właśnie... Luke. Coś mi świta. Chyba zaczepił mnie w klubie, a ja... O Boże! Ja z nim gadałam! Wylądowałam w jego pokoju... Nosz kurwa co ja wczoraj robiłam? Czemu tyle chlałam?!

    Chyba zasnęłam, bo obudziły mnie trzaski w kuchni. Wstałam i poszłam w tamtym kierunku.

    – Ryan? – spytałam zaspana, widząc brata połykającego tabletki. Kac.

    – Taa. Niezła impra, że ja budzę się w łóżku jakieś lali – prychnął.

    – To nic – podeszłam do zlewu, nalewając szklankę wody. – Ja nocowałam u Hemmo.

    – Serio?! O ja... – poważnie się zszokował.

    – Taa, uciekłam z samego rana. Gonił mnie Cal i Ash. Masakra.

    – Spałaś w salonie teraz? – zmienił temat.

    – Yep, a co?

    – Pokój masz. Pierwszy po lewo, idąc na wprost od drzwi wejściowych. Idę się wykąpać i budzić Oliego.

    Wyminął mnie i poszedł do łazienki. Mój telefon dał o sobie znać.

    – Josh? – dziwię się, przykładając słuchawkę do ucha.

    – Nie, święta krowa! Co ty do cholery robiłaś w pokoju Hemmings'a?! – Nie był wściekły raczej się o mnie martwi i przeraził się na wieść, że nocowałam najprawdopodobniej z Luke'm w jednym łóżku.

    – Ne wiem? Jesu, Josh nie pamiętam. Wiem, że zagadał do mnie w klubie, a potem czarna dziura.

    – Przyjadę do ciebie i mu skórę przetrzepię, jak się dowiem, że cię tknął!

    – Nie musisz. Dam radę. Jestem dużą dziewczynką – uśmiechnęłam się do słuchawki.

    Żałuję, że nic nie pamiętam. Chciałabym wiedzieć, co mówiłam i robiłam z Hemmo.


***


    Następnego dnia postanowiłam wziąć rudzielca i Oliego na spacer. Sara też się zabrała. Poszliśmy do pobliskiego parku. Oli biegał za kotem, a ja rozmawiałam z jego opiekunką, gdy nagle podbiega do nas ze łzami w oczach. Obie kucamy przy nim i pytamy, co się stało.

    – Bo... Bo – jąkał się. – Kubuś uciek!

    Rozryczał się na dobre. Boże mój Hemmo zaginął! Nie... Tylko niejedyna istota, która była niczym drugi blondyn. Pocieszyłam małego i zaczęliśmy szukać kota. Sara poszła inną drogą.

    – Ja psieplasiam, Aniołku!

    – Nie martw się. Znajdziemy go.

    Sama w to wątpiłam. Po godzinie poszukiwań, Oli zerwał się z mojej ręki i pobiegł w kierunku faceta, który kucał przy... Kubuś? Pobiegłam za Olim.

    – Oli! To wcale nie musi być Kuba!

    – Wujek! – Mały padł na mężczyznę, przewracając go przy tym. Roześmiał się, a ja nie wierzę w moje szczęście.

    – Oliś! Co ty w parku robisz? – Tak, to Luke.

    – Aniołku! Fidzisz?! Wujaszek przyjechał. – Luke momentalnie na mnie spojrzał spod kaptura.

    – An... Angel?

    – Kubuś! – Wzięłam kota na ręce i wiedziałam, że to mój kot. Te same niebieskie tęczówki.

    – Sioscycka bała się o kotka, którego ja zgubiłem.

    – Wiec to jest ta bestia z moimi oczami.

    Prychnął, a ja się zarumieniłam. Ja mu o tym powiedziałam? Ciekawe, o czym jeszcze. Wstał na równe nogi.

    – Wujek, pobawisz się ze mną? – Zrobił maślane oczka i doskonale wiedziałam, że Luke mu nie odmówi.

    – Jak się siostrzyczka zgodzi... – popatrzył na mnie. Po chwili Oli zwrócił się do mnie.

    – Pewnie! Ja idę poszukać Sary, a wy się bawcie. – Już się odwracałam, kiedy poczułam szarpnięcie za ramie.

    – Zostań. Chce ci wyjaśnić, co działo się wczoraj.

    – Nie musisz. Jest ok. Nie chce gadać. – Już się odwracałam...

    – To dziwne, bo wczoraj byłaś wylewna. Mówiłaś wiele ciekawych rzeczy, ale wiele też bzdur jak to, że twoje życie jest porażką.

    – Mówiłam?! Co jeszcze? – Po jego uśmiechu stwierdzam, iż doskonale wiedział, że to mnie złamie.

    – Kawa? – spytał. Zastanowiłam się chwile.

    – Ok.

    – Wujek! – krzyknął na niego Oli.


*Luke*

    Jestem taki szczęśliwy, że się zgodziła. Bawię się z Olim, ale myślami i wzrokiem ciągle krążę wokół brunetki. Siedzi na ławce z kotem na nogach.

    – Mówiłeś, jak ten kot ma na imię?

    – Kubuś!

    Spoglądając na nią, po raz kolejny nasze oczy się spotkały. Ona szybko odwróciła wzrok. Heh, ciągle taka sama.

    – Luke? – Wow, powiedział do mnie po imieniu. Brzmi groźnie.

    – Co jest?

    – Pokuciłeś się ze sioscycką?

    – Czemu tak myślisz? – Nie patrzę mu w oczy. Nie chce sprawić mu przykrości.

    – Bo sioscycka płakała w nocy. – Teraz dopiero na niego zwróciłem wzrok.

    – Dlaczego myślisz, że to z mojego powodu?

    – Bo wywaliła kota za dzwi, mówiąc: "Ciemu wygladaś jak pierdolony Hemmingś".

    – Nie mówi się tak brzydko – zaśmiałem się. – Ale to będzie nasza tajemnica.

    – Supi! A pogodzisz się z Aniołkiem?

    – Nie wiem. W życiu nie wszystko jest proste. Chciałbym, ale to z mojej winy ona już mnie nie lubi.

    – Gdyby cię nie lubiła, to by nie odsyłała wujaszka Josha!

    – Chyba nie rozumiem?

    – Bo wujaszek Josh chce ci nakopać, tak mówił.

    Zaśmiałem się. Zapomniałem, że Calum dał mu znać, co zaszło u mnie wczoraj. Pokręciłem zrezygnowany głową.


*Angel*

    Odbierając Oliego od Luke'a, wysunął mi kartkę ze swoim numerem.

    – Zadzwoń. Kawa.

    Te dwa słowa wystarczyły. Wróciłam do domu, a Sara po drodze wypytywała, co jest pomiędzy mną a Luke'm. W domu bawiłam się z kotem. Powiem wam, że z dzieckiem w domu nie można się nudzić. No, chyba że śpi.

    Teraz właśnie jest ten moment. Ryan jest w pracy, a Sara dziś nie mogła zostać z Olim więc padło na mnie. W sumie spoko, ale nie mogę nigdzie wyjść. Chciałabym mieć już to spotkanie z Luke'm za sobą. W sumie... Zadzwonię po niego. W razie wu obudzę Oliego i będzie miał zajęcie.

    Wybrałam jego numer, który już zapisałam.

    – Halo? – Boże, jego zaspany głos z chrypką... – Kto tam?

    – Yy... To ja Angel. – Momentalnie usłyszałam, że chyba usiadł.

    – Hej. Chcesz się spotkać? – spytał z nadzieją w głosie.

    – Taa, wyślę ci adres sms'em.

    – Kawiarni? – zdziwił się.

    – Nie debilu, mojego domu. Nie mogę wyjść, bo Oli śpi, a ja muszę wiedzieć, co wtedy wygadywałam.

    Zaśmiał się, na co ja przewróciłam oczami.
    
    – Ok. Za ile mam być?

    – Jak ci pasuje. Wszystko jedno.

    – Nie bądź taka obojętna. Będę za piętnaście minut, ok?

    – Ok.

    Rozłączyłam się i wysłałam mu mój adres. Faktycznie był błyskawiczny. Otwieram drzwi i idę do kuchni.


*Luke*

    Tak strasznie się ucieszyłem, że jednak zadzwoniła. Byłem prawie pewny na sto pro, że mnie oleje. Szybko wziąłem prysznic, ubrałem się i wyleciałem z hotelu, czym na pewno przykułem uwagę reszty.

    Stoję przed jej drzwiami i pukam. Otwiera mi, ale od razu gdzieś idzie. Wchodzę do środka i zdejmuję buty. Podążam za nią, a na mojej drodze staje kot. Kucam i biorę go na ręce. Jak tak popatrzę w jego oczy, to faktycznie ich kolor jest taki sam jak mój. Albo zbieg okoliczności, albo adoptowała go specjalnie. Poszedłem z kotem do kuchni. Widzę, że brunetka zalewa dwa kubki.

    – Co robisz? – pytam.

    – Chciałeś kawy to będziesz ją miał – zaśmiałem się. Po chwili odwraca się i kładzie mi przed nosem kubek z panującą kawą. Siada naprzeciwko.

    – Co robisz z Kubą? – spytała, marszcząc czoło i spoglądając na sierściucha.

    – Bawię, nie widać? Ponoć jest podobny do mnie co w sumie racja.

    – Do rzeczy. Jak znalazłam się u ciebie? – Ten służbowy ton mnie przeraża.

    – Spotkałem cię w klubie totalnie zalaną. Z racji tego, że nie miałem pojęcia, gdzie mieszkasz byłem zmuszony zabrać cię do siebie – przeczesałem włosy ręka, gdy tylko wypuściłem kota.

    – Aha. A co ci mówiłam?

    – Wiele rzeczy.

    – Czyli?

    – Żartuję! – parsknąłem śmiechem.

    – Że co? – Oho, chyba przegiąłem.

    – Ech... Bredziłaś. Byłaś na mnie obrażona, że zabrałem cię z imprezy. Zaproponowałem ci wspólne picie alkoholu. Zgodziłaś się, a po czterech kieliszkach doprowadziłaś mnie do łez. Stwierdziłem, że tobie już wystarczy i położyłem cię spać. Wtedy zaczęłaś się użalać nad swoim życiem. Słuchałem cię i nie wiedziałem co zrobić, gdy się rozryczałaś. Ostatecznie postanowiłem się do ciebie przytulić i wygłosić własną przemowę, której nie pamiętasz. Nie wiem, czy się cieszyć, czy być smutnym z tego powodu – gapiłem się ślepo w kawę. – Wiedziałem, że nie mogę zasnąć, bo mi uciekniesz. Nie myliłem się. Ledwo wyszedłem do łazienki, to ty uciekłaś. Usłyszałem jedynie krzyk Cal'a z korytarza. Już wiedziałem, że odeszłaś.

    – Luke...

    – Tak, wiem. Ty masz swoje życie i już dawno mnie z niego wykreśliłaś, ale ja ciągle cię kocham – spojrzałem w jej śliczne oczy. – Chciałbym znów być jego częścią. Żałuję tamtego i...

    – Luke dość. Nie chcę tego słuchać. Możesz wyjść?

    Popatrzyłem na nią bezradnie. Posłusznie wstałem i udałem się do wyjścia. Ostatni raz się odwróciłem, ale ona zniknęła. Kurwa mać...









~awenaqueen~



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz