czwartek, 17 czerwca 2021

Lied Cz.2 [+16]



    Zabolało mnie to. Czułam na sobie wzrok całej piątki moich znajomych. Riley odjechał z piskiem opon, a ja chwyciłam deskorolkę i ruszyłam za nim po moje rzeczy. Wiem, że zacznie je wyrzucać przez okno, więc wolałam być tam jak najszybciej.


    Nie myliłam się. Moje rzeczy już wylądowały na chodniku, na szczęście spakował je, więc o tyle dobrze. Co za palant.



    Błąkałam się po okolicach. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, bo do matki nie planowałam wracać. Ojciec... W sumie on był ostatnią osobą, która mogła mi pomóc. Wybrałam jego numer, a po kilku sygnałach wreszcie odebrał.

    – Tato? – spytałam.

    – Tak? Co się dzieje? – On chyba nie wiedział, że nie mieszkałam w domu. Żałosna rodzicielka.

    – Mógłbyś mi zapłacić za nockę w hotelu?

    – Ale... dlaczego?

    – Bo nie mieszkam z matką od kilku miesięcy. Riley mnie wyrzucił, więc nie mam gdzie się podziać. Pomożesz? – spytałam błagalnie.

    – Oczywiście! Podejdź pod moją firmę to dam ci adres, dobrze?

    – Jasne! – ucieszyłam się.

    Założyłam plecak na ramię, a drugą torbę trzymałam w ręce. Na desce dość szybko dotarłam pod budynek pracy ojca. Po chwili wyszedł i mnie uściskał.

    – Aleś ty ładna!

    Czy ja mówiłam wam kiedyś, że mój ojciec rzadko bywa w domu? No, mówiłam.

    – Wiem, tato. Dziękuję, że mi pomogłeś.

    Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że w ręce trzyma dwie pary kluczy i karteczkę. Popatrzyłam w jego oczy.

    – Coś nie tak? – spytałam.

    – Zamieszkasz w naszym domku, trochę za miastem. Wiem, że... nie masz jeszcze prawka, ale... - wystawił rękę z kluczami.   – Mam nadzieję, że nie wpadniesz w ręce policji. Uważaj, jak jeździsz.

    Podał mi kluczyki. Nie wierzyłam, że dał mi auto i dom za miastem. Padłam mu w objęcia, a on zaczął się śmiać. Sporo ze mną trenował jazdę, więc wiedział, że podoła. Byłam mu wdzięczna za tak ogromne zaufanie, no bo umówmy się, który rodzic by tak zrobił?

    – Dziękuję, tato – łza spłynęła po moim policzku.

    – Drobiazg, kochanie – gładził mnie po plecach.

    – Am, jeszcze jedno – oderwałam się od niego, a on zmarszczył brwi.

    – O co chodzi?

    – Masz dziś wolne po pracy? – uśmiechnął się szeroko.

    – Tak. Przyjadę do ciebie po siedemnastej, dobrze? – kiwnęłam głową i rozstałam się z ojcem.

    Czyli jednak nie miał pracy dwa/cztery na dobę. Pewnie się wyprowadził, a matka nie chciała nam o tym powiedzieć dla dobra mojej siostry. Poszłam w kierunku czarnego volvo. Kliknęłam pilota i otworzyłam bagażnik, pakując do niego moje torby. Wsiadając za kółko, poczułam zapach nowości... Wiecie, ten charakterystyczny zapaszek czegoś prosto ze sklepu. Auto... Czy on je świeżo co kupił? Tak w ogóle to wypadałoby w końcu zrobić prawko, bo moje pierwsze mi zabrali... Hm, ciekawe czemu? Pytanie retoryczne.

    Pojechałam do tego domku i zaparkowałam na podjeździe. Jest dokładnie taki, jakim go zapamiętałam z dzieciństwa. Wzięłam moje rzeczy i ruszyłam do środka. Otworzyłam sprawnie zamek w drzwiach. Przekroczywszy próg, rzuciłam torby i zaczęłam oglądać dom. Nic się nie zmienił nawet wewnątrz. Czyli od dobrych kilku lat tu nie bywano. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Ruszyłam szybko, spoglądając przelotnie na zegarek w telefonie. Byłą dopiero czternasta, więc niemożliwe by to był mój ojciec. Po złapaniu za klamkę moim oczom ukazała się kobieta w wieku mojej matki, jak mniemam.

    – Tak? – spytałam, gdy ta już trzeci raz mierzyła mnie z dołu do góry wzrokiem.

    – Kim jesteś? – spytała. Boże, wścibskiej sąsiadki mi wtedy brakowało.

    – Właścicielem? – udawałam głupią.

    – Ale pan Collins kazał się zajmować zwierzątkiem i kwiatkami... Nie mówił, że ktoś tu się wprowadza – znów jej wzrok mnie badał.

    – No jak widać, mieszkam tu od teraz, więc może sobie pani już pójść, bo chce się rozpakować – wskazałam na moje bagaże, nadal leżące w przejściu.

    Westchnęła zrezygnowana i sobie poszła. Zamknęłam drzwi i postanowiłam się rozpakować. Mój pokój... Kochałam go. Pamiętam, jak będąc małą, rozryczałam się, bo chciałam, by nasz dom był tutaj, a nie w centrum. Ech, wspomnienia.

    Po skończonym rozpakowywaniu się spoglądam w telefon, by sprawdzić, jak stoję z czasem. Moim oczom ukazała się nieprzeczytana wiadomość.

Kutas: Hej. Co robisz? Albo inaczej... Gdzie jesteś?
Ja: W domu. Rozpakowałam się i czekam, aż nadejdzie godzina sądu ostatecznego. A ty?
Kutas: A ja... Hm. Podaj adres :D
Ja: Po co?
Kutas: Bo chce twój nowy adres?
Ja: Dobra... (adres)
Kutas: Thx ;*

    Rzuciłam telefon na łóżko, sama po chwili tam lądując. Zaczęłam rozmyślać o Riley'm. Nigdy z nim się tak nie kłóciłam. Mam za długi język i gadam, co popadnie, on miał racje. Ale duma nie pozwala mi przeprosić. Usłyszałam dzwonek do drzwi, co przerwało moje rozmyślanie. Jak to znowu ta wścibska baba, to przysięgam, że jej nogi z dupy powyrywam. Wstałam wściekła i zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi i od razu fuknęłam.

    – Mogłaby się pani odpier... – niedane mi było dokończyć, bo ktoś wpił się zachłannie w moje usta. Gdy zobaczyłam, kto to od razu oddałam pocałunek.

    Cofnęłam się, zamykając za blondynem drzwi i wplątując palce w jego włosy. Chłopak błądził dłońmi po mojej talii. Dobra, jeśli sąsiadka zobaczyła, jak w progu zaczyna mnie tak całować, to już wiem, co sobie pomyślała. Zaśmiałam się przez pieszczotę, co spowodowało, że Luke oderwał się od moich ust.
    
    – Z czego chichrasz? – wyszczerzył się. Zaczęłam bawić się jego włosami.

    – Po prostu za chwilę zapuka panna wtrącalska i osądzi mnie o pieprzenie w progu drzwi – wybuchł niekontrolowanym śmiechem, odsuwając się ode mnie.

    – Że co? – powiedział, nadal śmiejąc się w najlepsze.

    – No to... – podeszłam i teraz to ja wpiłam się w jego usta. Jego kolczyk był zimny, co spowodowało lekki, aczkolwiek przyjemny dreszcz.

    Poczułam po chwili ręce blondyna na swoich pośladkach. Ścisnął je i podniósł, przez co owinęłam swoje nogi wokół jego bioder. Sama nie wiem, kiedy zaniósł mnie do mojego pokoju. Skąd on wiedział, który jest mój? No w każdym bądź razie, położył mnie na łóżku i sam zwisał nade mną. Oderwał się od moich ust.

    – Tu może być? – zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi.

    – Ale, że co? – spytałam, gdy ten zaczął pieścić mnie nosem.

    – No nie pieprze cię już w progu. Łóżko może być? – zaśmiałam się.

    W sumie prawda jest taka, że Luke już wiele razy chciał mnie przelecieć, ale nie byłam łatwa. Nie wiedziałam, kiedy będę gotowa...w tamtej chwili. On był gwiazdą, która non stop podróżuje, a ja nie wiedziałam, czy kręci mnie taki związek. Teraz znowu wychodzi na to, że się tylko bawimy swoimi uczuciami. Nie, że mi nie zależało na tym idiocie, ale po prostu bałam się być sama. Dlatego wolałam grać, że panuje nad wszystkim.

    – Nad czym myślisz, dziecinko? – wychrypiał, patrząc w moje oczy. Widzę, że ma na mnie ochotę, ale nie miał szans. Wplotłam swoje palce w jego włosy, bawiąc się przy tym. Uśmiech zszedł z mojej twarzy, nawet nie wiedząc kiedy. – Coś nie tak?

    Spoważniał, widziałam to. Westchnęłam.

    – Wszystko ok. Myślałam trochę nad moją przyszłością i dotarło do mnie, że nie będzie ona kolorowa – zmarszczył brwi.

    – Przecież zawsze można sprawić, by taka była – pogładził mnie po policzku.

    – Chyba nie. Tak mi się wydaje.

    – Hej! Masz mnie. To już jest jeden kolor. Zastanówmy się nad innymi – zaśmiałam się. Gdybyś tylko wiedział, że chodzi o ciebie...

    Leżeliśmy tak dłuższą chwilę. Ciągle błądziłam myślami wokół przyszłości i przeszłości, czyli kłótni z moim bratem. Usiadłam na blondynie okrakiem. Zdziwiłam go swoim zachowaniem. Jego ręce od razu powędrowały na moją talię, a ja zaczęłam go całować. Podobało mu się. On zaczął wkładać swoje ręce pod moją bluzkę, gdy ja odpięłam rozporek jego spodni i ręka powędrowałam od razu do jego bokserek. Wtedy to jego zdziwienie przerodziło się w pożądanie. Szybko obrócił mnie na plecy i zaczął nade mną górować. Tym razem to on rozpiął mi spodnie, z tym że je ze mnie zdjął. Nie odrywając się od moich ust, wsunął swoją rękę w moje majtki. Zaczął kciukiem drażnić moją łechtaczkę, co sprawiło ciche jęknięcie w jego usta. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy pozbył się mojej dolnej części bielizny. Teraz wreszcie oderwał się od moich ust.

    – Tym razem, to ja sprawię, byś jęczała.

    Nie zdążyłam skomentować, bo ten zmienił kciuk na język. Wpuściłam głośno powietrze. Z każdą minutą podoba mi się coraz bardziej. Spoglądam na zegarek wiszący na ścianie i po chwili wracam wzrokiem na blond czuprynę. Szarpie Hemminga za włosy, przez co ten mało tego, że jęknął, to jeszcze oderwał się ode mnie.

    – Zróbmy to... – wydyszałam. Kurwa, co ja robię?

    Nie czekając na dalsze prośby, chłopak zdjął swoją bluzkę i pozbył się dolnej części garderoby. Ja w tym czasie zdjęłam swoja górna i już po chwili złączyłam swoje usta z jego. Wszedł we mnie szybko, przez co w kącikach oczu czaiły się łezki. Chłopak przestał, widząc to.

    – Twój pierwszy raz? – spytał zdziwiony i przestraszony.

    – Nie... Po prostu dawno tego nie robiłam.

    Pocałował mnie w czoło i zaczął się powoli poruszać. 









~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz