czwartek, 17 czerwca 2021

Lied Cz.13 Koniec

   


    Drugi września, a ja wróciłam do szkoły. Można powiedzieć, że stara ja wróciła do życia. Odkopałam ją i znów nie byłam świętoszkiem. Brat jak zwykle ratował mnie z opałów, Jack dostał ode mnie dwa razy po ryju za nękanie. Po ostatnim razie zaczął mnie unikać szerokim łukiem i nawet się bać. Za to ja przestałam. Już nie bałam się, że mi coś zrobi. Teraz to ja robię. Byłam panem własnego życia i nikt nie miał prawa pluć mi w twarz, chyba że chciał po mordzie.

    Z powrotem do szkoły wiązał się też powrót Claudi, dzięki czemu znów miał przyjaciółkę. Była szczęśliwa z moim bratem i wow! Mój brat wytrzymał w związku więcej niż tydzień! Byłam z niego dumna. Co do mnie i Luke'a? Chłopak się nie odzywał i z tego, co wiedziałam, wrócił do zespołu i znów tam koncertowali. Trochę mi go brakowało, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem tylko żyć dalej. No i zapomniałabym się pochwalić; zrobiłam sobie kolczyk w brwi i nosie, przefarbowałam włosy, a konkretniej to końcówki na ciemny róż.



    Idąc do klasy, gdzie to miała się odbyć moja pierwsza lekcja w tym roku, ktoś mnie zaczepił. Z racji tego, że było już ponad dziesięć minut po dzwonku, a ja pierwszego dnia zaspałam, nikogo na korytarzu nie było oprócz mnie. Odwróciłam się, by spojrzeć, kto to i aż mnie zatkało na jego widok. Luke stał przede mną, uśmiechając się tak samo, jak pierwszego dnia, gdy się poznaliśmy.

    – Co ty tutaj robisz? – pytam go, nadal nie wierząc w realność tej chwili.

    – Przyjechałem. Nie mogłem tak tego zostawić – uniosłam jedną brew, nie rozumiejąc jego słów. – Wtedy w szpitalu, popełniłem cholerne głupstwo. Kazałem ci odejść, a to było najgorsze, co mogłem zrobić. Gdy sobie wszystko przypomniałem, było mi tak z tym źle... Sam nie miałbym odwagi do ciebie przyjść i spojrzeć ci w twarz po tym, co zrobiłem. Że to z mojej winy ty... – nie mógł dokończyć, więc mu pomogłam.

    – No i co dalej?

    – No i ty zrobiłaś ten krok i przyszłaś do mnie, chociaż powinnaś mnie nienawidzić i mieć w dupie to, czy przeżyłem ten wypadek, czy nie, ale jednak przyszłaś... A ja tak cię potraktowałem. To wszystko wina tego debila – przechyliłam głowę na bok, próbując zaczaić, o kim mówi.

    – O kim mówisz?

    – O Jack'u – strzeliłam sobie mentalnego faceplam'a. Mogłam się domyślić. – Przyszedł zaraz po moim przebudzeniu i nawciskał mi kitów, że niby on i ja to przyjaciele, a ty mnie zdradziłaś i na dodatek zaciążyłaś z innym. Ja mu w to uwierzyłem jak ostatni idiota! – chciało mi się śmiać, ale grałam poważną. – Nie mogłem usiedzieć w miejscu i musiałam tu przyjechać i cię przeprosić za wszystko. Lily, przepraszam. Cholernie mi na tobie zależy pomimo upływu czasu, ja nie mogę przestać o tobie myśleć. I... – chciał coś powiedzieć, ale miałam dosyć jego ględzenia i po prostu przywarłam do jego ust. Był w szoku, przez co na początku nie odwzajemnił pocałunku. Gdy skończyłam, zarzuciłam mu ręce za szyję i uśmiechnęłam się. Jego mina? Bezcenna. Uniesione brwi i szok nie z tej ziemi.
    
    – Wpadnij do mnie wieczorem i przeproś – poruszyłam brwiami, mówiąc ostatnie słowo. Chłopak wybuchnął śmiechem, a ja po chwili do niego dołączyłam.

    – Zwariowałaś – skomentował, nadal się śmiejąc.
    
    – Może i tak, ale hello? – zarzuciłam włosy do tyłu. – Jestem nową Lily Collins i ostrzegam, że mam bardzo niewyparzony język i świerzbiące ręce. Przywaliłabym komuś. Najchętniej Jack'owi – zachciało mi się mu wpierdolić po raz trzeci.

    – Skoro jesteś gorsza od swojej poprzedniczki, to chyba jestem jeszcze bardziej zainteresowany propozycją przeprosin wieczorem – złapał mnie tali i przyciągnął bliżej.

    – No to musisz się postarać, bo możesz znów skończyć w szpitalu, cioto – zaśmiał się cicho i pochylił nad moim uchem.

    – Chyba nie mam wyjścia. Ktoś musi zająć się tą małą dziecinką. – Znów złączyłam nasze usta i przypomniałam sobie o spóźnieniu na lekcje. Kopnęłam Luke'a "niechcący" w piszczel i pobiegłam do sali, posyłając mu fuck'a. Yep, new Lily Collins! Welcome!










~awenaqueen~



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz