poniedziałek, 14 czerwca 2021

Back Prince Cz.8



He


    Już tydzień minął odkąd musimy tu zasuwać. Myślałem, że to będzie lekka praca. Nie mogłem się bardziej pomylić. Harujemy ja wół! Stary ciągle jakieś nowe miejsca nam daje do sprzątania i do tego dochodzi ten pierdolony garaż wielkości domu! Trzy pierdolone dni tu sprzątaliśmy by móc wziąć się wreszcie za malowanie. Byłem tak zajęty pracą, że Anicę rzadko widywałem albo ona po prostu nie wchodziła mi w drogę. Ashton też chyba nie bywał w domu. Dziś postanowiłem pogadać ze starszym choć i tak nie liczę na zrozumienie. Mamy godzinę ósmą rano i za chwile mamy iść do garażu jak zwykle.

    Schodzę ze schodów i od razu idę do kuchni, gdzie zastaje panią Hazjel. Witam się z nią i wymieniamy uśmiechami. Nalewam sobie soku do plastikowej butelki, który wierzcie przyda się jak cholera. Pracujemy w lato, a ja jedyne o czym marze to to by wyrwać się na plaże. Czy to co przed chwilą pomyślałem, miało sens? Mniejsza.

    – LUCAS DO JASNEJ CHOLERY!!! – oplułem się sokiem, gdy usłyszałem krzyk ojca z ogrodu. Co znowu ja?! – ALEX, PAUL, NATYCHMIAST DO SALONU JA WAS GÓWNIARZE ROZNIOSĘ!!!!! – czyli nie tylko ja, ok brzmi lepiej. Poszedłem do salonu i już na kanapie siedział Alex i Paul. Zaraz po mnie wpada wściekły ojciec. Uuuu jest cały czerwony. Chwilę po nim pan Hazjel.

    – Greg, spokojnie, nie potrzebne są nerwy – uspokaja mojego ojca. Hm?

    – Ja wam znajdę dodatkową robotę – akurat o framugę salonu oparł się Ashton z uśmiechem na ustach. Coś mi tu śmierdzi.

    – Jak dodatkową?! Nie może pan ja w sierpniu zmywam się na wakacje! – skamlał Alex.

    – Ta, chyba na podryw – odchrząknął Paul i poprawił mi tym humor.

    – O nie! Zostaniecie tu tak długo dopóki garaż nie będzie jak nowy, a okolica nie będzie błyszczeć! – spojrzałem na niego jak na debila. Pojebało? – Luke wiem, że to twoja sprawka!

    – Ale co?! – warknąłem i pierwszy raz w sumie podniosłem na niego głos, nie licząc tych dni kiedy byłem zalany. Popatrzył na mnie jakby nie dowierzał, zresztą nie tylko on bo wszyscy zgromadzeni, nawet szanowna ANICA się zjawiła i sprawiła, że oblizałem wargi.

    – Mówię o garażu. Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię! – teraz to on się uniósł.

    – No kurwa nie wiem o czym mówisz!! – Alex i Paul to chyba wyłączyli się z konwersacji.

    – Nie podnoś na mnie głosu, gówniarzu!

    – Bo co mi zrobisz?! Skreślisz z rodziny?! Możesz śmiało to zrobić i wreszcie będę wolny! – matkę zatkało – Wiesz w ogóle po co tu jestem?! Po pierwsze, gdybym wiedział, że przyjeżdżamy do domu tego idioty – wskazałem palcem na Ash'a – to w życiu bym nie przyjechał. Po drugie, robię to z własnej woli bo wszyscy w tym pomieszczeniu wiemy, że nie przyjechałbym tu gdybym nie chciał. To samo dotyczy Alex'a czy Paul'a. Oni mogli cię totalnie olać... Olać mnie! Nawet nie wiem na chuja tu przyjechali, ale chyba nie chce wiedzieć – cisza. Nikt nic nie komentował, a jedyne co było słychać to tykający zegarek na ścianie.

    – Więc co? Ściany w garażu same się zrobiły? – w tym momencie Ashton się ulotnił, a ja przechyliłem głowę na bok nie wiedząc co ma na myśli. Kolor mu kurwa nie pasuje?!

    – Ale proszę pana, my nie wiemy o czym pan mówi – wtrącił się Alex.

    – Jak to? Przecież ściany w garażu są tak popisane, że... – zaniemówił.

    – Ja go zajebie... – wysyczałem.

    – Kogo? – zdziwił się Paul.

    – Asthon'a Chuja Hazjel'a! – szybko zniknąłem bo wiedziałem, że wyszedł z domu. Dość! Co mu kurwa nie pasuje?! Powinien się cieszyć, że idzie nam tak szybko bo im szybciej tym lepiej dla niego i jego seksownej siostry. Chwila, że co?!

***

    Wybiegłem z domu by nakopać Ashton'owi, ale jakoś minęło mi. Wsiadłem w pierwszy lepszy autobus i pojechałem tam gdzie mnie zawiózł. Po dłuższym przemyśleniu wpadłem na pomysł by pojechać na plaże. Oddalona jest od "domu" około ośmiu kilometrów. Usiadłem na wydmie i wpatrywałem się w morze. Gdy powiał wiatr zamknąłem oczy i uspokajałem się. Naprawdę nie rozumiem o co mu chodzi. Siebie zresztą też przestaje już rozumieć. Coraz częściej przyłapuje się na myśleniu o Anice w ten sposób. Nie mogę tak myśleć. Ona zniszczyła moją przyjaźń z Ash'em. Nie wierzę, że przez nią tak po prostu przestaliśmy się ze sobą zadawać. Te wszystkie lata poszły się jebać. Może i zareagowałem zbyt impulsywnie, ale kto by się nie wkurwił?! Jestem pojebem, ale on też przesadził. Nie muszę lubić wszystkich i wszystko co on! Wkurzało mnie już to jej ciągłe "wstydzenie się" czy ukrywanie. Nie dało jej się polubić bo nawet pogadać nie szło! Co przychodziłem to ona ulatniała się do swojego pokoju. Z czasem sam zacząłem inaczej do niej podchodzić. Traktować jak idiotkę i wyśmiewać, gdy tylko Ash nie patrzył, bo już raz zwrócił mi uwagę, że mam przestać. Grałem na dwa fronty. Musiałem udawać, że lubię Anicę, a za plecami przyjaciela mogłem ją wyśmiewać. Jednak... zraniła mnie. Szczerze? Chyba sobie zasłużyłem bo pewnie zrobiła to z zemsty za szykanowanie. To nie zmienia faktu, że do jasnej cholery, zaufałem jej!!

    Nagle usłyszałem kroki i to jak ktoś koło mnie siada. Nie chce wiedzieć kto to. Ktokolwiek by to nie był, niech se siedzi dopóki mi nie biadoli nad uchem.

    – Przepraszam... – moje powieki momentalnie się otworzyły, a oczy wychodziły z orbit. Ten głos... Odwracam niepewnie głowę w prawą stronę i pierwsze co widzę to znajome spodnie i buty... Przełykam ślinę – Stawiasz się ojcu... – prychnąłem.

    – Nie będę taki jak on chce. Musi w końcu pojąć, że ja chce być... kimś innym – czemu z nim gadam? Powinienem wstać i odejść, ale... nie chce.

    – Odpracuje to z wami. To znaczy... Naprawię tą ścianę – dodał. Teraz postanowiłem zaryzykować i jednak spojrzeć mu w twarz. Patrzył gdzieś w morze, ale gdy zobaczył, że się gapie to spojrzał na mnie.

    – Po co tu... – to złe pytanie, a przynajmniej na tę chwilę – Po co to zrobiłeś? Szybciej byś się nas pozbył...

    – Nie wiem – wzruszył ramionami – Chciałem po prostu by twój stary na was nawrzeszczał i dodać wam roboty. Nie sądziłem,a właściwie to nie brałem pod uwagę tego, że może wasz pobyt tutaj się przedłużyć – zaśmiał się – W zasadzie to miało wyglądać tak, że dowali wam roboty, ale termin się nie zmieni.

    – Tobie nigdy myślenie nie szło – zakpiłem i oberwałem w tył głowy. Co...?

    – Tobie za to, kurwa, aż za bardzo! – czy... czy my... Ja kurwa śnie?!

    – To nie ja pakowałem się w jakieś gówna! – zaśmiał się głośno – Musiałem cie z nich wyciągać, a obaj wiemy jak to wyglądało.

    – No. Naganami w budzie. Gorzej było po za szkołą. Do tej pory boli mnie to jebane kolano! – pomasował się po lewej nodze. Kiedyś wdał się w bójkę ze starszym chłopakiem i ewidentnie silniejszym od niego. Na początku szło mu całkiem nieźle, ale potem tamten kopnął Ashton'a w kolano i BUM! złamane. Wkurwiłem się ostro.

    – Nie trzeba było się do niego srać!

    – To on srał się do mnie... Kutas – szepnął. Zapadła chwilowa cisza, a nasz śmiech ucichł. Ja... Ja nie wiem co się dzieje i dlaczego tak rozmawiamy, ale... To cholernie dziwne – Luke... – oho, skończyło się.

    – To ja – zakpiłem.

    – Wiem deklu! – krótko się zaśmiał – Bądź co bądź mamy po dwadzieścia...

    – Nadal dziewiętnaście – poprawiłem go. On już skończył, ale ja jeszcze nie.

    – No dobra! Zaokrąglam i nie przerywaj! – udał wkurzonego. Wiem kiedy udaje – No więc jesteśmy już starzy... – zdziwił się, że mu nie przerwałem. Mój język zaczyna krwawić, więc mów szybciej! – I ja nadal nie rozumiem o co ci chodziło – nie dało się na niego nie spojrzeć. Wiem, że mówi o tamtym dniu.

    – Nie umiałeś pojąć, że ja jej po prostu nie lubię? – prosta odpowiedź, ale wiem, że z nim nie tak łatwo.

    – Ok, nie lubić to jedno, ale wyśmiewać to drugie. Wiesz co ty najlepszego narobiłeś? Nie jestem w stanie jej pomóc – wiem, nawet za dobrze.

    – Dopóki się nie wyprowadzi to... sorry, ale tu nie ma życia. Ja też jej nie pomogę i to nie tylko dlatego, że jej nie lubię. Po prostu nie da się – znów cisza.

    – Powinienem cię zajebać i utopić w tej wodzie!

    – Ale? – bo musi być jakieś. Samo zdanie na to wskazuje.
    
    – Ale dorosłem.

    – Chyba nie – powiedziałem sam do siebie, ale i tak usłyszał.

    – Dobra! No prawie! Po prostu widzę to co było w innych kolorach. Dostrzegam więcej luk niż ci się wydaje – filozofia proszę państwa! Hazjel poleciał filozofią!

    – Do rzeczy Ash... – ponagliłem go.

    – Powiesz mi czemu tak właściwie jej nienawidziłeś? – chciałem go "poprawić", ale nie dał mi możliwości – Nie, Luke. Ja mówię o nienawiści, a nie zwykłym nielubieniu. Mam oczy. Nie lubić to byś ją po prostu ignorował i inne błahe sprawy, a ty ją nękałeś. Co ci zrobiła? – po tylu latach dopiero o to pytasz?

    – Myślisz... – ugryzłem się po raz kolejny w język. Mam szansę na spokojną rozmowę z tym deklem, więc ogarnij dupę LUKE! – Dawne dzieje – bawiłem się trampkiem w piasku.

    – Kurwa, wcale nie! – warknął i wiem, że teraz nie udaje.

    – Co mam ci powiedzieć?! Po prostu odpłaciłem się jej za to co mi zrobiła! – Luke, gryź się w język, UTNIJ GO W PIZDU!!!

    – Co ona ci zrobiła?! Ona cie unikała!! – no i nasza "spokojna" rozmowa, przerodziła się w kłótnie. Westchnąłem.

    – Nie chodzi o unikanie. Kur... Ash to sprawa między nią a mną.

    – No chyba nie!

    – No chyba tak!

    – Niech cie szlag, Luke! – wstał i wiedziałem, że to koniec... – Wstawaj! – jednak nie?! Odchyliłem głowę do tyłu i widziałem, że trzyma ręce w kieszeniach spodni. Czego chce?

    – Po co?
             
    – Bo tak mówię. Idziemy i se pogadamy, no już! – ruszył w kierunku ulicy, a mnie zostawił zaskoczonego. Chce się bić? Chyba się pogubiłem. Wstałem i poszedłem za nim.










~awenaqueen~



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz