piątek, 18 czerwca 2021

Ankey Returns Cz.2

 


    Wszyscy gdzieś wyszli, a ja zostałam sama na chacie, nie mając co robić. Chodzę z kąta w kąt, szukając jakiegoś zajęcia. Nic nie przychodzi mi do głowy. Chciałabym zrobić coś szalonego, ale co? Daniel nie może się wyrwać, bo pracuję. Mówiłam już, że jest ode mnie starszy o kilka lat? No to teraz mówię. Pracuje jako prawnik i szczerze powiedziawszy, też bym chciała pracować w tej branży. Niestety, musiałabym wrócić do szkoły, a to już jest raczej niemożliwe. Sama nie wiem, co chce robić w życiu. Z jednej strony coś poważnego, a z drugiej luźnego i... no wiecie. Mam jeszcze kilka miesięcy, by się nad tym poważnie zastanowić. Póki co mam ochotę się zabawić. Sama do klubu nie pójdę, wiec może... Hm... 


***

    Po dłuższym zastanowieniu postanowiłam zrobić obiad, a potem poćwiczyć grę na gitarze. Wszystko to zajęło mi około trzech godzin. Co dalej? Josh wyjechał na koncert, więc wróci pojutrze. Laura mi pisała, że będzie po dwudziestej, bo ktoś ją gdzieś zaprosił. Seba umówił się z kumplami i pewnie też wróci koło dwudziestej. AGH! Mamy dopiero osiemnastą.

    Chodzę po salonie, zastanawiając się, co by tu porobić. Po chwilowym wahaniu padło na telewizor. Włączyłam go i padłam na kanapę. Skakałam po kanałach, szukając czegoś godnego uwagi. Nagle natrafiam na film: "Zemsta Futrzaków". Ok, komedia to coś, czego mi potrzeba. Przy okazji, w trakcie reklam, idę po laptopa. Szukam czegoś w sieci i wpada mi w oczy ogłoszenie.

    "Oddam za darmo kota w dobre ręce. Rasa: europejski, kolor sierści: rudy. Jestem zmuszony pozbyć się kotków z powodu alergii mojej córki. Zainteresowanych proszę o kontakt pod numer..."

    Zaczęłam się zastanawiać nad za i przeciw. Nie czekając dłużej, wybrałam numer podany w ogłoszeniu. Ten kociak wygląda tak uroczo, że musi być mój. Potem jakoś przeproszę moich współlokatorów. Facet przez telefon wydał się być sympatyczny. Pojechałam pod wskazany adres i zapukałam do drzwi. Otworzyła mi kobieta w wieku mojej matki, jak mniemam. Przywitałam się z nią i zaprowadziła do pokoju z małymi kotełami. Boże tam jest aż sześć malud. Cztery rude, jeden szaro-biały, a jeden praktycznie cały czarny z dwoma białymi plamkami. Ze zdjęcia zakochałam się w rudym, więc to jego wybiorę.

    Pytał się mnie o warunki, jakie mam w domu. Widać, że troszczy się o ich przyszłość. Nie wyda ich w byle jakie ręce. Zabrałam słodziaka i schowałam pod kurtkę. Wróciłam do swojego domu i położyłam go na posadzkę w kuchni. Wyjęłam mleko z lodówki i lekko podgrzałam. Nalałam mu trochę na talerzyk, a on grzecznie wypił wszystko. Teraz jak tak pomyślę, to on musi mieć kuwetę. Cholera. Zamknęłam malucha w łazience i ruszyłam do zoologicznego po potrzebne mi rzeczy.

    Wchodzę do domu i słyszę Laurę. Siedzi w salonie z rudą kulką na udach.

    – Cześć! – witam się, zdejmując kartkę.

    – Hej! Nie mówiłaś mi, że mamy nowego lokatora! – Po jej tonie stwierdzam, iż nie jest na mnie zła z tego powodu. – Wchodzę do domu, a tu kot miauczy na cały regulator. Lecę do łazienki, a tam znajduję tego słodziaka! – podnosi go do góry.

    – To była spontaniczna decyzja – mówię to i idę rozłożyć kuwetę w łazience, miskę w kuchni i jakieś zabawki.

    – A jak go nazwiemy? – pyta, gdy siadam obok niej na kanapie.

    – Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Masz jakieś propozycje? – miziałam kotka za uchem.

    – A co to za płeć? – spytała.

    – Chłopak.

    – Hm. To może, może... Kubuś? – zaśmiałam się na jej propozycje. Skojarzyło mi się od razu z Kubusiem Puchatkiem. W sumie...

    – Myślę, że mu pasuje. Zastaje Kubuś!

    Zaczęłyśmy się z nim bawić, nie wiedząc, kiedy wskazówki zegara wykazały dwudziestą pierwszą.

    – A gdzie Seba? – zdziwiła się Laura. Siedzimy i oglądamy tv razem z kociakiem na udach.

    – Miał być po dwudziestej. Dziwne.

    Poszłyśmy do siebie po długiej kłótni, z kim powinien spać Kuba. Ostatecznie ustaliłyśmy, że tydzień u mnie, tydzień u niej i tak w kółko. Pierwszy tydzień padł na mnie, z czego się cieszę. Położyłam się do łóżka razem z kotkiem. Maluch zasnął praktycznie od razu, głośno mrucząc. To z kolei sprawiło, że sama odpłynęłam. Już wiem, że jego mruczenie będzie dla mnie niczym kołysanka. Dobrze dla mnie.


***


    Rano obudziło mnie miauczenie Kubusia. Rany boskie, jaki on ma głos! Pogłaskałam go i niechętnie otworzyłam oczy. Teraz dopiero zwracam uwagę na ich kolor.

    – Niebieskie? Masz bardzo podobne do... Luke'a.

    Jakoś tak zrobiło mi się smutno. Dawno z nim nie rozmawiałam. Ciekawe jak układa mu się życie prywatne. Czasami byłam zła na siebie, że tak po prostu zerwałam z nim i chłopakami, kontakt. Teraz po czasie wiem, że co było, nie wróci i ja i Luke mamy własne życie. Nic na to nie poradzę.

    – Miau?

    Gdy kot zaczął się łasić przy mojej twarzy, dopiero zrozumiałam, że urodziłam kilka kropel łez. Wytarłam je wierzchem dłoni i uśmiechnęłam się blado do Kuby.

    – Że też musisz mieć jego oczy. – Pogłaskałam go. 








~awenaqueen~



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz