środa, 16 czerwca 2021

Nobody's Perfect Cz.14



Rozpłakałam się jak dziecko. Boże... Co ja im zrobiłam? Przecież się nie zmieniłam. Nadal ich kocham. Nadal kocham Luka i czekam na dzień kiedy się z nim zobaczę. Wiec dlaczego? Dlaczego tak bardzo źle o mnie myślą? Dlaczego... Nagle mój telefon dzwoni. Przez łzy nie widzę kto, ale odbieram i mówię ciche halo.
-Czytałaś, nie? - ten głos...
-Josh? - nie tak miało zabrzmieć. Nie chce by wiedział...
-Nie powinni tego pisać. Jak bardzo chcieli cię poobgadywać to mogli robić to w realu, a nie w wirtualu.
-Najwidoczniej chcieli bym czytała - wytarłam łzy.
-Nie rozumiem ich. Co jest złego w tym że zaczynasz żyć? Są zazdrośni, że dajesz sobie świetnie radę bez nich? Ja jakoś nie odczuwam zazdrości. Ciesze się, że wyszłaś z dołka i potrafisz się uśmiechać - boże... Jego słowa uderzyły w moje serce tak bardzo.
-Dziękuję, Josh. Ciesze się, że jesteś ze mną - kolejna zabłąkana łezka spłynęła po moim policzku.
-Wiem, mała. Prześlesz mi adres sms'em? Jutro będę w Sydney i chciałbym zobaczyć jak radzisz sobie z gitarą! - prychnęłam. 
-Jasne. Ale będziesz musiał mnie jeszcze uczyć.
-A jak przerośniesz mistrza?!
-To wtedy ja będę uczyła ciebie!
-Ha ha! Nie śmieszne! - a śmieje się w słuchawkę - To do jutra, Angel. Dobranoc.
-Dobranoc, Joshu - uśmiechnęłam się blado i rozłączyłam. 
Ciesze się, że on jest po mojej stronie. 

Obudziło mnie tuczące się szkło. Wstaje gwałtownie i widzę jak Seba zbiera kawałki wazonu. Przecieram sobie twarz rękę i schodzę na dół. Chciałam mu pomóc, ale odtrącił moją rękę. Czyżby następnemu coś w dupie strzyknęło?
-Pokaleczysz się. Odkupie ci go - jest zmieszany.
-To tylko wazon. Przeżyję i bez niego - posłałam mu uśmiech i on zrobił to samo. Już myślałam, że następny się obraził. 

Po wszystkim zeszłam z nim do stołówki. Znów się wygłupiał.
-Swoją drogą, Alice ciągle nam się przygląda - bierze widelec do ust, a mi mój własny wylatuje z ręki.
-Gdzie jest? - to już chyba wiem czemu ona jest obrażona.
-Po lewo siedzi.
Zerknęłam kontem oka i faktycznie wbija swój wzrok w Sebe.
-Idziesz dziś w nocy ze mną na wyścigi? Wreszcie odbieram swój motor - to wyjaśnia dlaczego jest taki podekscytowany.
-Pewnie... Oł...
-Co?
-Przyjeżdża dziś mój kumpel, ale coś się wymyśli - uśmiechnęłam się teatralnie pokazując ząbki. 
Ruszyliśmy się z miejsca i poszliśmy na zewnątrz. Pożegnałam się z Sebą, który szedł do warsztatu, a ja na spotkanie z Josh'em. Czekałam na niego na plaży bo tam się umówiliśmy. Siedzę sobie na ręczniku i patrze w morzę. Przymykam oczy i odprężam się. Po chwili czuję czyjeś ramiona. Ktoś siada za mną i mnie obejmuje wokół szyi. Rozpoznaje te tatuaże na rekach.
-Joshu! - siedziałam cały czas bez zmian.
-No hej. Cholernie dziś słońce świeci.
-Trochę. 
-Nadal nie masz humoru?
-Nie! Mam. Po prostu już wiem o co chodzi Alice, ale skoro za taką mnie ma to mam ją gdzieś.
-Zuch dziewczynka - pocałował mnie w tył głowy.
-Przypomnij mi czemu nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem?
-Bo twoja matka nie była facetem - uderzyłam go z łokcia w brzuch.
-Ała, idiotka! 

Posiedzieliśmy na plaży jeszcze chwile i ruszyliśmy się przejść. Muszę przyznać, że Josh wygląda zajebiście w tych okularach, białej koszulce i tatuażach. Wcześniej tego nie zauważałam bo zawsze ubierał bluzy, ale ma się czym chwalić. 
-Mam pytanie - szłam tyłem, ale ufałam, że Josh mi powie jak na coś miałabym wpaść.
-Wal.
-Czemu ty jeszcze nie masz dziewczyny?
-Skupiony byłem na zemście. Brak czasu na poszukiwania. Zresztą, miłości się nie szuka, mała - pstryknął mnie w nos - Mam pomysł, ale... 
-Ale?
-Kolejny facet? Haha, ty i Seba jesteście siebie warci. Co, pewnie luźny związek. Seks i nic więcej? - zacisnęłam rękę w pięść i ją uderzyłam. Upadła na piasek.
-Łuuuhu! Mała! Ja nie wiedziałem, że ty taka zadziorna jesteś! - skomentował Josh, którego najwidoczniej to rozbawiło bo szczerzył się jak głupi do sera.
-Ty suko! 
-Hej! Zważaj na słowa, co?! - Josh się wtrącił i zdjął okulary. Jennifer zatkało, gdy uświadomiła sobie kim on jest - No dałbym ci autograf, ale za to jak potraktowałaś moją, małą, nie ma szans - objął mnie ramieniem i znów założył okulary.
Minęliśmy ją w tym uścisku. Po drodze pocałowałam go w policzek w ramach podziękowania. Cholera! On zawsze wie jak mnie ratować.
-Gdybyś tak uderzyła Hemmingsa... Mrrr! Miód dla oczu! - wykrzyczał. 
-Czy ty nie jesteś przypadkiem pedałem? - uniosłam jedną brew.
-Spierdalaj, mała - zabrał rękę i mnie wyprzedził.
Zapowiada się super dzień. 






~awenaqueen~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz