piątek, 18 czerwca 2021

Ankey Returns Cz.17



*Josh*

    Wróciliśmy z Lukiem do domu, chociaż ten się upierał, że chce zostać. Nie pozwoliłem mu na to. Tylko wykończyłby organizm, a jutro Angel ma się obudzić. Jej rodzice tam są, więc w razie czego do nas zadzwonią.

    Przekraczamy próg domu, ale Luke nadal jest na mnie śmiertelnie obrażony. Zdejmujemy bluzy i postanawiam wreszcie z nim pogadać.

    – Luke... wiem, że – przerwał mi, patrząc na mnie, jakby walczył ze sobą, by mnie nie zajebać.

    – Nie mam ochoty na pogaduszki – powiedział w chuj cicho i mnie wyminął.

    – Luke musimy o tym pogadać. Ja chcę, byś zrozumiał, czemu to zrobił...

    – Mam zrozumieć – odwraca się gwałtownie – czemu mi nie powiedziałeś, że moja dziewczyna, która jest dla mnie ważniejsza niż jebany zespół, leży w szpitalu?!

    – Myślałem, że to nic poważnego. Powiedziałbym ci, gdybym wiedział coś na temat jej stanu. Wiedziałem, że ty głupi rzucisz wszystko byle przy niej siedzieć. Ona też by tego nie chciała.

    – Nie mam ochoty na kłótnie – powiedział bardziej opanowany. Po chwili na korytarzu zjawiają się Ashton i Michael zaalarmowani krzykami. Luke odwrócił się i poszedł na górę.

    – Coś z Angel? – spytał smutny Ash. Teraz dopiero widzę, że on i Michael są zmęczeni całą zaistniałą sytuacją.

    – Taa. Już wiadomo co z nią – przeczesałem włosy ręka.

    – No to mów – zaciekawił się Mikey. Popatrzyłem to na niego, to na Asha.

    – Angel ma guza... Operacja jest ryzykowna, ale bez niej... Ona umrze – zamrugali zszokowani. Ashton oparł się o ścianę i po niej zjechał na podłogę. Michael w ogóle poszedł do kuchni w milczeniu. Czy tylko ja nadal jestem taki spokojny, gdy moja siostra walczy o życie? Może po prostu nie mogę dopuścić złych myśli do siebie? Nie wiem, ale chyba nie chcę wiedzieć.

    Zrezygnowany rozwaliłem się na kanapie.

    Spałem i było po dwudziestej, kiedy mój telefon rozbrzmiał. Zaspany odbieram i słyszę, jak Calum się wierci, bo przeszkadza mu dzwoniący telefon.

    – Halo? – mówię.
    
    – Josh? – To matka Angel. – Wiem, że jest już późno, ale...

    – Coś się stało? – spytałem przerażony, od razu siadając na łóżku.

    – Nie. Obudziła się. Chciałam przekazać dobre wieści, ale nie przyjeżdżajcie dzisiaj, bo musi odpocząć – w jej głosie można było wyczuć nutkę ulgi.

    – Dziękuję. Przyjedziemy z samego rano – uśmiechnąłem się od ucha do ucha.

    Rozłączyłem się i widzę, że Calum podpiera się na łokciach wyczekująco. Wybiegłem z pokoju i od razu poszedłem do Luke'a. On musi być pierwszą osobą, jakiej powiem. Wchodzę i widzę, że siedzi po ciemku na parapecie spoglądając gdzieś w dal. Podchodzę do niego i delikatnie łapie za ramie. Powoli przeniósł swój wzrok na mnie.

    – Matka Angel dzwoniła – zacisnął szczękę. – Wybudziła się – uśmiechnąłem się, a on zrobił coś, czego się nie spodziewałem... Przytulił się. Poklepałem go po plecach.

    – Jedziemy? – spytał, odsuwając się.

    – Nie. Ona musi odpocząć. Pojedziemy rano. Prześpij się, bo jak cię zobaczy w takim stanie, to cię zjedzie – prychnąłem i wyszedłem z pokoju. Słyszałem za sobą lekki śmiech. Wreszcie, stary.


***


    Rano przyjechaliśmy do szpitala w czwórkę. Jakbyśmy wpadli w siódemkę to pewnie i tak nie moglibyśmy wejść. Ja i Luke to po prostu musieliśmy przyjechać pierwsi, a jako dodatek Ashton i Laura. Jesteśmy już na korytarzu, gdzie widzimy coś strasznego. Skoro się wzbudziła to dlaczego jej matka płacze, a ojciec jest blady jak ściana? Nie tylko ja to zauważam, bo Luke oddycha głęboko.

    – Błagam, niech państwo nie mówią, że się pogorszyło... – prosił Ashton. Kobieta spojrzała na nas i pokiwała przecząco głową.

    – No, to o co chodzi, bo to na łzy szczęścia nie wygląda? – pytam, chowając ręce do kieszeni.

    – Wejdźcie i sami się przekonajcie. Ale nie bądźcie długo, bo ona jest osłabiona – wiedziałem doskonale, że Luke się przeraził.

    Weszliśmy powoli do środka... O Boże, ona jest taka blada, chyba gorzej niż jej ojciec. Podszedłem bliżej łóżka. Ma zamknięte oczy a jedyny dźwięk w pomieszczeniu to te maszyny mówiące, że jej serce bije.

    – Czemu tak wygląda? – szepcze Laura, wtulając się w ramię Asha. Już nawet nie zaciekawiła mnie ta bliskość pomiędzy nimi. – To wina tego guza? Osłabia ją? – Jeżeli ona nie przestanie mówić to Luke albo się rozryczy, albo wyjdzie i nie wróci.

    – Laura... – spojrzałem na nią i chyba rozgryzła, o co mi chodzi, bo zamilkła.

    Złapałem Angel za rękę... Taka zimna... Przełknąłem gule w gardle. Dziewczyna otwiera oczy z trudem. Patrzy na nas i marszczy brwi.

    – Hej – mówi Ashton, siląc się na normalny ton.

    Zmierzyła go wzrokiem, ale ani śniła mu odpowiedzieć. Czemu tak się zachowuje? Dlatego, że jest zmęczona i nie ma sił, by rozmawiać?

    – Może lepiej dajmy jej odpocząć? – spytałem, patrząc na nich. Pokiwali głowami, ale Luke patrzył się na nią tępo.

    Wyszliśmy na korytarz, a Luke wyszedł w ogóle z całego szpitala.

    – Widzieliście? Rozmawialiście? – pyta ciekawa pani Fortest.

    – Jest blada... a rozmowna wcale – skomentował Ash. Wiem, że ma dobry humor, bo wreszcie ją zobaczył.

    – Bo ona...


***


    Wróciliśmy do domu w totalnej rozsypce. Calum, Seba i Michael siedzą w salonie. Laura poszła w ciszy do siebie i Ash chyba też. Ja postanowiłem napić się piwa. Wziąłem je z lodówki i usiadłem w salonie.

    – Luke wrócił i nam powiedział... – odezwał się Calum, a ja zamarłem z butelką przy ustach. Co on mógł im powiedzieć? On nawet nic nie wie, bo wyszedł. To my dowiedzieliśmy się nowych informacji od kobiety.

    – Co mówił? – spytałem.

    – No, że Angel ma amnezje... – wytrzeszczyłem oczy. Skąd on to wie?

    – No... Tak. Ma, ale lekarze mówią, że to chwilowe.

    – Josh kurwa mać! Spójrz prawdzie w oczy! – warknął Michael. – Jeżeli nie usuną jej tego guza, to umrze! To on sprawił te amnezje i to on...

    – I to on odebrał jej zdolność mowy, tak, wiemy! – Teraz to ja warknąłem. Widzę, jak na ich twarzach pojawił się szok. Nie wiedzieli? Kurwa mać, Luke wszystko komplikujesz...

    – Ona... nie może... mówić? – wydukał Seba.

    – Idę się położyć. Cześć.

    Wyszedłem z pomieszczenia i poszedłem się przekimać.


*Luke*

    Jestem załamany... ona nas nie pamięta. Nikogo. Siedzę w aucie i jadę do szpitala, nawet nie wiem po co. Co ja jej powiem? Jak ona na mnie zareaguje? Koniec końców i tak wszedłem do jej sali, dostając od jej matki ciepły uśmiech. Widać, że kobieta jest na prochach.

    Podchodzę do jej łóżka. Teraz nie ma już zamkniętych oczu. Teraz bacznie mnie badają. Usiadłem na stołku i złapałem jej rękę. Jaka ona zimna. Przejechałem drugą ręką po jej policzku. Szybko cofam dłoń, widząc jej zdziwioną reakcję. Spuściłem wzrok na podłogę. Niebieskie kafelki wydają się bardzo interesujące w tym momencie.

    – Angel... Jestem potworem, wiesz? – zacząłem i spojrzałem na nią. – Ja... Powinienem myśleć tylko o tym, że będzie dobrze i wyzdrowiejesz, ale... Ja widzę wszystko w czarnych odcieniach. Widzę... ciągle myślę o tym, że to absurd – zaśmiałem się nerwowo.   – Jak możesz wyzdrowieć? To głupota... Lekarze niby dają ci szansę, a ja nie potrafię. Czuję, że tylko nas zbywają, a tak naprawdę wiedzą, że umrzesz. Teraz twoje słowa wydają się mieć sens. Wiedziałaś, co nadejdzie i dlatego prosiłaś mnie o danie słowa. Jak mogłaś? – wycedziłem przez zęby. Ścisnąłem jej rękę, a ona przełknęła ślinę. - Jak mogłaś mi nie powiedzieć? Jak mogłaś ukrywać, że jesteś chora i tak po prostu czekać na jebaną śmierć? Kochałaś mnie w ogóle? – pierwsza łza spłynęła po moim policzku. – Dałaś mi szansę z litości? A może z zemsty? Chciałaś, bym cierpiał? To miała być moja kara za zdradzenie ciebie? To ci się kurwa udało!

    Wstałem i wyszedłem ze szpitala. Mam chęć się najebać i skoczyć z mostu. Chce umrzeć. Nie mam po co żyć...








~awenaqueen~



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz