— Mikuuuuuuuś? — przeciągnęłam, a po drugiej stronie słuchawki usłyszałam głośne westchnięcie.
— Nie zrobię za ciebie biologi — przewróciłam oczami. Zawsze ten sam nieśmieszny żart.
— Luke zrobi! - usłyszałam Miley.
— Właśnie! On nawet zrobi praktykę, jak chcesz! — zaśmiałam się i pokręciłam głową z rozbawienia. Ostatnio dużo czasu spędzam z Michael'em na rozmowach. Myślę, że mogę go nazywać moim przyjacielem. Od imprezy minęły dwa tygodnie, a Luke'a widywałam rzadko, bo miał sporo pracy.
— Mikuuuuuś? — ponowiłam swoje próby namówienia go na odwalenie za mnie pracy.
— Myślisz, po co rzuciłem szkołę? By nie musieć się truć z zadaniami.
— Już słyszałam to dwa razy — zaśmiałam się.
— No to masz trzeci i ostatni.
— No to ostatni raz zrób za mnie matmę! — westchnął zirytowany.
— Będę u ciebie za dziesięć minut.
— Kocham cię! — krzyknęłam.
— No wiem, ja ciebie też — zacmokał i się rozłączył.
Zaczęłam sprzątać w pokoju, by nie było tu jak w chlewie. Wyjęłam zeszyty i książki z torby i położyłam je na stoliku. Potarłam ręce z zadowolenia.
— Kochanie! Jakiś dziwny młodzieniec do ciebie! — usłyszałam głos matki, na którą nadal się dąsam. Zbiegłam na dół i zobaczyłam Michael'a, na którego od razy wskoczyłam.
— Mikuś! — przytuliłam go mocno, a on jedynie zaczął rechotać.
— Tak, tak. Ciesz się, że cię kocham, bo nie dałby się tak nazywać nikomu innemu — cmoknął mnie w policzek.
— Cieszę — wytknęłam język i pobiegłam z nim na górę. Moja mama była zszokowana zaistniałą sytuacją. — Już mam wymiociny w buzi na widok tych książek — udawał, że będzie rzygać. Wywróciłam oczami i usiadłam na fotelu obok niego. Zabrał się za odrabianie moich zadań, których się trochę nazbierało.
Po mniej więcej piętnastu minutach usłyszałam znów krzyk mojej matki z dołu. Tym razem nie zdążyłam nawet wstać, bo do pokoju wbiegła Maya. Można powiedzieć, że ona i Leo za kumplowali się z Cliffordem.
— Hej Mikey — ucałowała go w policzek. Wspominałam coś o tym, jak ona na niego leci? Nie? Ojć. Usiadła na podłokietniku i zerkała przez ramię Michael'a. — Znów cię wykorzystuje?
— Bo ona nie ma serca — zaskamlał. — Wolę chemię.
— Też mam zadane! — popatrzył na mnie ze strachem. — Żartowałam! — poklepałam go po ramieniu.
— Hej wam — przywitał się Leo, rzucając od razu na łóżko.
— Siemka — przywitał go, nie odrywając wzroku od zeszytu.
— Wychodzisz gdzieś niedługo? — spytał Leo. Odwróciłam się na fotelu.
— Nie, bo co?
— Bo pomyślałem, że pojechałabyś ze mną na komunię do kuzynki — wzruszył ramionami.
— Maya'ę weź — odpowiedziałam bez uczuć.
— Hey! — żachnęła się.
— Ale ja chcę z tobą! — zmrużyłam oczy, bo doszukałam się podstępu.
— Okey. Dlaczego chcesz mnie wywieźć z miasta? — wstałam i podeszłam do niego. Przełknął nerwowo ślinę.
— Dlaczego tak uważasz? — rozglądał się na boki.
— Bo cię znam, bisiu — mordowałam go wzrokiem.
— NIE JESTEM BI! — fuknął.
— Chyba się zgubiłam — odezwała się Maya.
— Ja też — dołączył się czerwonowłosy.
— On przy facetach udaje, że jest w stu pro hetero — wytłumaczyłam.
— Jestem HETERO nie tylko przy facetach! Idź się jebać z Hemmingsem! — obraził się i odwrócił do mnie plecami. O nie!
— To żeś pocisnął, Biś — zauważyła. Podwinęłam rękawy i szykowałam się do torturowania gnojka.
— Nie lubię jej. A właśnie — podparł głowę na ręce, a łokieć o materac — gdzie Luke?
— Ostatnio nie widuje ani go, ani Asha. Najprawdopodobniej znów się o coś założyli — odpowiedział bez zerkania na nas.
— Ej! — krzyknęła aż Mike'owi wyleciał długopis. — Chodźmy na imprezę! Ponoć Raffa robi dzisiaj! - wstała zadowolona z pomysłu.
— Nie dobry pomysł — pokręciłam głową.
— Oj przestań! Leoś nie będzie pił — wskazała ręką na chłopaka.
— A to niby czemu?!
— Boo będziesz pilnował Kate i będę miała pewność, że nie znajdę cię liżącego się z facetem — wzdrygnęła się na samą myśl.
— Dzięki — mruknął.
— I tak nie idę — wzruszyłam ramionami.
— Michael wyciągnie Luke'a i pójdziesz!
— Nie.
— Zapłaci ci i szybciej uzbierasz kasę! — wciąż próbowała mnie przekonać. — Proszę!
— Nie. Nie. I jeszcze raz NIE! — krzyknęłam.
— Mikey pomóż! — tupnęła nogą.
— Pomagam jej w zadaniu. Nie mam ochoty na więcej.
— Pf! — obrażona usiadła na fotelu, milcząc.
— A tak serio to ta impreza to chujowy pomysł — cisze przerwał Leo.
— Bo? — ona serio się obraziła.
— Bo tak mówię. I tak bym nie poszedł.
— Jesteście zmuleni!
— Nie zachowuj się jak piętnastolatka marząca o alkoholu z imprez — popatrzyła na mnie.
— Ej, zluzujcie — Leo wstał i zaczął łagodzić atmosferę. Michael aż oderwał się od zadań.
— Co ci nie pasuje?! — wstała wściekła. — Z Luke'm i Ashem jakoś poszłaś! Myślisz, że my to byśmy jacyś gorsi byli?! — wymachiwała rękoma. — Byłaś z Luke'm, który mógł cię wyruchać w kiblach, a z przyjaciółką nie pójdziesz?! — podeszłam do niej i zdzieliłam z liścia.
— Wynoś się z mojego domu! — wskazałam ręką na drzwi. Zabrała swoją kurtkę i wyszła, trzaskając drzwiami.
— Kate... Nie przesadziłaś? — spytał Leo.
— Jeżeli też masz zamiar coś mówić na ten temat, to też wyjdź, zanim ty też oberwiesz — nie spojrzałam na niego.
— Nie... Nie zamierzam. Jest ok — usłyszałam, jak znów położył się na łóżku. Westchnęłam i poszłam do łazienki.
Oparłam się rękoma o umywalkę i spojrzałam w lustro. Nienawidzę, gdy ktoś mnie do czegoś zmusza czy nawet namawia. Nienawidzę, gdy ktoś mówi o przeruchaniu mnie. Nigdy nie będę taka jak ona. Nawet jeśli łączą nas więzy krwi, ja wiem jak dbać o swoje ciało, a nie sprzedawać je na prawo i lewo. Od ostatnich dni Maya nie robiła nic innego, tylko wypominała mi pracę u Luke'a. Jeżeli ona... Nie. Oddychaj Kate. Nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje, ale jest źle. Zsunęłam się po ścianie i zaczęłam cicho szlochać. Nie poznaje samej siebie. To... to dziwne uczucie. Uczucie bycia dziwką, ale w inny sposób. Sprzedaje się w inny sposób niż one, ale jednak. Coraz więcej myślę o Adam'ie i porównuje go do Luke'a. To złe. Nawet bardzo.
— Kate, nie płacz — nie zwróciłam uwagi, kiedy Michael kucnął obok mnie i objął ramieniem. — Nie powinna była tak mówić. Luke nie chcę cię skrzywdzić ani zrobić czegoś, co wykracza poza waszą umowę. Zna granicę, wierz mi — pocierał moje ramię, starając się dodać mi otuchy.
— Wiem, ale... Nienawidzę, jak ktoś mówi do mnie w ten sposób. Tak jakby uważała, że dam mu dupy za kasę. To nie prawdą Michael — spojrzałam na niego, a on wytarł moje łzy.
— Przecież wiem. Szanujesz się i tym zyskujesz bardzo w naszych oczach. W moich i Luke'a. Naprawdę. Nie płacz, bo nie warto — wtuliłam się w niego bardziej.
***
Gdy Michael wyszedł, postanowiłam się przejść. Ubrałam bluzę i trampki. W salonie zauważyłam śpiącą mamę, którą chciałabym przeprosić, ale nie chcę jej też budzić. Wyszłam po cichu i skierowałam się do parku. Trochę groźnie jest iść do niego po dwudziestej, ale co mi tam. Niedługo wakacje, a o tej godzinie na ulicach pustki. Odetchnęłam świeżym powietrzem i wolnym spacerkiem szłam do parku. Nagle ktoś gwałtownie wyhamował po mojej lewej. Spojrzałam przerażona. Szyba od strony pasażera się otworzyła, a ja zauważyłam Luke'a, który był zdziwiony na mój widok. Machnął ręką, bym wsiadła, co zrobiłam po krótkim wahaniu.
— Czemu szwendasz się o tej godzinie? — spytał, nadal stojąc na środku ulicy.
— Chciałam pooddychać świeżym powietrzem i... pomyśleć — zaczęłam bawić się palcami. Nagle jego ręka zabrała moją i splotła nasze palce. Spojrzałam na niego zaskoczona.
— Pogadaj ze mną — w jego oczach widziałam troskę. Prychnęłam.
— Chcesz słuchać o problemach takiego dzieciaka?
— Nie uważam, że jesteś dzieckiem, bo jest między nami kilka lat różnicy — wywrócił oczami.
— A będziemy tak stać na środku jezdni? — spytałam, co go rozbawiło.
— A widzisz tu jakiś ruch? Dobra, jedziemy do mnie — zdziwiłam się, a on wreszcie ruszył z miejsca.
Przez całą drogę uważnie obserwowałam obiekty, by w razie co, wiedzieć jak wiać. Trasa nie trwała długo, bo już po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z auta pod dużym białym domem. Zamrugałam, nie wierząc własnym oczom.
— Nic nie mów — zaśmiał się, łapiąc moją rękę w swoją. Nie wiem, dlaczego to robi. Czyżbyśmy przed jego rodziną też musieli udawać? Otworzył drzwi kluczem i wpuścił mnie pierwszą. Już ściągałam buty, ale mi zabronił.
— W moim pokoju zdejmiesz — ruszył w kierunku schodów na górę.
— Czy to jakiś podstęp — szłam za nim niepewnie. Ten tylko rechotał. — Cudownie, że znów cię rozbawiłam.
— Księżniczko, ty robisz to najlepiej — podrapałam się po nosie, co zwiastuje coś złego.
Nagle zatrzymał się pod białymi drzwiami i je też otworzył z klucza. Parzyłam na niego jak na idiotę. Gdy ten otworzył drzwi, czekał, aż wejdę pierwsza.
— No co? — uniósł jedną brew.
— Serio? Zamykasz swój pokój na klucz? — powstrzymywał wybuch śmiechu.
— W tym domu mam jeszcze od czasu do czasu Ash'a. No i mieszkam z siostrą i rodzicami. Można powiedzieć, że pokój to tak naprawdę mój dom i mam do niego klucz — wzruszył ramionami, a ja dopiero odważyłam się wejść.
Rozejrzałam się po wnętrzu, różniło się od reszty domu. Na dole było zdecydowanie jasno. Biel dominowała na całym parterze, a u niego w pokoju... Chaos. Plakaty, ciuchy, szafki, które nie były dopasowane... Za to ten dywan na jasnych panelach był cudny. Położyłam się na nim, a Luke zaczął znów się śmiać.
— Wiesz... mam łóżko. Stoi w rogu jakbyś nie zauważyła — wskazał palcem za mnie.
— No i? Dywan jest od dziś mój. I to jest moje łóżko, kanapa i krzesła. To życie — pogładziłam ten puchaty biały dywan. Jakim cudem przy takim syfie ten dywan jest tak biały? Luke zdjął tylko kurtkę i sam usadowił się na nim obok mnie.
— Nigdy jeszcze na nim nie leżałem — stwierdził, wpatrując się w sufit.
— Lol, musi być ten pierwszy raz — prychnął.
— Przepraszam, że ostatnio milczałem — zmienił temat. Spojrzałam na niego, przechylając głowę na lewo. Zrobił to samo, przez co nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
— Miałeś pracę. To przecież ważne.
— No ale mogłem, chociaż napisać czasem — widziałam, że serio było mu przykro.
— Jest ok. Michael dotrzymywał mi towarzystwa — zamknęłam oczy.
— Michael? — zdziwienie było słyszalne.
— Mhmn. Odrobił za mnie matmę! I to trzy razy! — zaśmiałam się krótko. Nie usłyszałam żadnej reakcji od blondyna, więc otworzyłam oczy, ale nie ujrzałam go leżącego, tylko podtrzymującego się na łokciu i wpatrującego się we mnie. — No co?
— Cały ten czas byłaś z Michael'em? Kiedy ostatni raz? — Co go tak nagle wzięło?
— Dzisiaj... przyszedł odrobić mi matmę — na wspomnienie zrobiło mi się znów źle.
— Hej, co jest? — dotknął mojego policzka, gładząc go kciukiem.
— Nic po prostu. Dobrze, że był dziś — ściągnął brwi.
— Bo?
— Bo nie poradziłabym sobie sama po tej kłótni z Mayą. Trochę mnie podbudował, a w sumie powiedział wszystko to, co słyszałam od ciebie — zaśmiałam się sztucznie.
— Ja? A co on ci takiego powiedział? — zmieniłam pozycję na siedzącą. — Kate?
— Maya była na mnie zła, bo nie chciałam iść z nią na dzisiejszą imprezę u Raffy i zaczynała mnie wyzywać. Krzyczała, że z tobą, obcym, poszłam i równie dobrze mogłeś mnie przelecieć w kiblach, a z własną przyjaciółką nie chcę iść — wytarłam łzę, która zaczęła zwilżać mój policzek. — Uderzyłam ją i poszłam do łazienki, a chwile później przyszedł do mnie Mike i zaczął mówić, że znasz granicę i byś nie zrobił czegoś, czego nie chcę — bawiłam się rękoma.
— Ale ty wiesz, że to prawda? — nachylił się, aby spojrzeć w moje oczy.
— Tak, ale... Ja też cię przepraszam Luke — podniosłam głowę i patrzyłam na niego ze łzami.
— Za co? — prychnął.
— Za to, że tak zareagowałam wtedy, a przecież nic mi takiego nie robiłeś. Gdyby widział to Ash to... — uchwycił moją twarz w dłonie.
— Nie przejmuj się tym, ok? Zagalopowałem się wtedy i twoja reakcja... Po prostu się przestraszyłaś. Nie znasz mnie jeszcze więc to normalne, że się bałaś. Więc nie przepraszaj — pocałował mnie w czoło i przytulił. — Nie skrzywdziłbym cię.
— Wiem — wzmocnił uścisk po tym, co powiedziałam.
— Teraz, jeżeli będziesz potrzebowała pomocy w matmie, dzwoń do mnie — zaczęłam się śmiać, odsuwając się od niego.
— To dobrze, bo Mikuś powiedział o wyczerpanym limicie mudżyna — wytarłam resztę łez.
— To on w ogóle umie matmę? — zdziwił się.
— Najwidoczniej.
Nagle nasze śmiechy przerwało pukanie do drzwi. Luke wstał niechętnie i otworzył drzwi. Był zaskoczony na widok osoby za nimi.
— Czyżby była u ciebie twoja mała? — Ash wszedł, nie pytając o pozwolenie. Na mój widok uśmiechnął się cwaniacko. — Dawno cię nie widziałem!
— A już myślałam, że nie będziemy musieli się w ogóle widzieć — przewróciłam oczami. Luke prychnął i usiadł na nowo koło mnie.
— Po co przylazłeś? — pyta przyjaciela.
— Po moją koszulkę — zdziwiłam się.
— Co jego koszulka robi u ciebie, Lucas? — przez to, że blondyn się położył, musiałam się schylić by pouderzać w jego tors palcem.
— Nie to, co myślisz. Ja nie Leo — zaśmiał się.
— Leo twierdzi, że jest hetero.
— Kto? — Ashton jako jedyny nie wiedział, o kogo chodzi.
— Nieważne. Ta koszulka jest moja.
— Wygrałem zakład. Jest moja — uśmiechnął się zwycięsko.
— Co? - zdziwił się, że aż usiadł.
— No tak. To mój tekst przyjęli — poruszył brwiami.
— Jutro pojadę i sam się przekonam.
— Rób, jak uważasz, ale jutro koszulka leży u mnie w pokoju — przechyliłam głowę nie rozumiejąc co ma na myśli mówiąc "moim"? — A w ogóle to widzę, że chyba mieliście poważną rozmowę, skoro ryczałaś?
— Idź, jak masz iść — ponaglił go.
— Idę, idę. Narka niewyparzona gębo — pomachał, wychodząc.
— Skopie mu... — chciał wstać i serio wyglądał na złego, ale uniemożliwiłam mu to, siadając na nim okrakiem. Uniósł wysoko brwi, nie rozumiejąc. — Wstawaj, ja muszę go... — wpiłam się w jego usta, przez co od razu zrezygnował ze wstawania. Uśmiechnął się. — No dobra. Niech ci będzie. Przekonałaś mnie do baraszkowania — sprawił, że teraz to ja byłam pod nim, a on z cwanym uśmieszkiem zaczął składać krótkie pocałunki na długości mojej szczęki. Ufam mu. Tak mówiłam w myślach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz