Obudziłam się, czując obok siebie przyjemne ciepło. Nie wiedziałam, skąd pochodziło, ale zdecydowanie nie chciałam, by zniknęło. Dopiero gdy poczułam, jak czyjaś duża dłoń głaszcze mnie po włosach, zorientowałam się, że ktoś leży obok mnie. Zaczęłam powoli otwierać oczy, błagając w myślach, żeby to była Rose.
Niestety, byłam odwrócona w stronę przejścia między łóżkami a przede mną spała moja przyjaciółka, więc kim...
– Ałć! – z szoku spadłam na podłogę. – A–Ashton?
Wywołany chłopak wyjrzał zza materaca, uśmiechając się lekko.
– Myślałem, że mnie unikasz – zaśmiał się, choć wiedziałam, że mówił poważnie.
– Najwyraźniej za bardzo mnie do ciebie ciągnie – co ja pieprzę?
– Skoro tak cię do mnie ciągnie... – zaczął niby uwodzicielsko, ale coś mu nie wyszło, przez co miałam ochotę parsknąć śmiechem. – Chodź tu z powrotem.
– C–co?! – zachłysnęłam się powietrzem, na co znów się zaśmiał.
– Zimno tu bez ciebie – udał smutnego.
Co mnie podkusiło, żeby wstać i wrócić do jego łóżka?! Nie wiedziałam, naprawdę tego nie wiedziałam.
– Tak lepiej – uśmiechnął się.
– Też tak myślę – mruknęłam, zamykając oczy.
Dalej leżeliśmy w ciszy. Czułam na sobie jego wzrok, a po chwili poczułam jego ciepły oddech na twarzy, kiedy powiedział:
– Przepraszam.
– Za co? – zdziwiłam się, patrząc na niego. – Mówiłeś, że nie żałujesz, więc nie przepraszaj.
– Bo nie żałuję. A ty? – spytał, wciąż się we mnie wpatrując.
– To ty mnie pocałowałeś, jakbyś nie pamiętał.
– Ale oddałaś – uśmiechnął się zwycięsko, ale po chwili spoważniał. – Żałujesz?
Nie odpowiedziałam w pierwszej chwili, zastanawiając się, jak to naprawdę jest. Czy żałowałam? Czy cofnęłabym czas, gdybym tylko mogła i uniknęła tego pocałunku?
Znałam już po chwili odpowiedź.
– Nie – szepnęłam prawie niesłyszalnie.
Spojrzał mi w oczy, jakby doszukując się w nich, czy mówię prawdę. Na moment uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje dołeczki, żeby po chwili delikatnie cmoknąć mnie w policzek.
– Tylko? – cmoknęłam niezadowolona niczym dziecko.
– Tylko co?
– Wszystko muszę robić sama! – zaśmiałam się.
Kiedy chłopak patrzył na mnie, zastanawiając się, o czym mówię, przybliżyłam się do niego, o ile było to jeszcze możliwe i pocałowałam go krótko, szczerząc się jak jakaś nastolatka.
– No i teraz dobrze. A teraz spać – rozkazałam, na powrót zamykając oczy i wtulając się w koszulkę Ash'a.
Zdecydowanie polubię zasypianie w taki sposób.
***
Minęły dwa tygodnie od tamtego czasu, ale jakoś nie było mi w smak wspominać tych dobrych chwil akurat teraz...
Cały koncert myślałam tylko o tym, co ma stać się po nim. Rose należała się szczerość, ale... bałam się. Tak bardzo bałam się powiedzieć jej prawdę, mimo że była moją przyjaciółką. Bałam się przy niej rozkleić. Nie musiałam jej mówić wszystkiego, ale mimo wszystko wiedziałam, że powinnam.
Nadeszła ostatnia chwila koncertu. Żegnając się z "fanami", zeszłyśmy ze sceny, wpuszczając tam chłopaków i od razu poszłyśmy do garderoby. Rose patrzyła na mnie wyczekująco. Wiedziałam, czego chce, ale na pewno jej nie powiem przy Rachel, która raczej nie kwapiła się do wyjścia.
Podeszłam do siedzącej na fotelu Rose i przysiadłam na oparciu. Oparłam się o zimną ścianę, po czym szepnęłam w stronę przyjaciółki:
– Przełóżmy rozmowę do rana, co? – na początku chciałam powiedzieć wieczora, ale koncert trwał do późna, więc trochę by poczekała.
Rose przyjrzała mi się. W odpowiedzi skinęła tylko głową, kiedy do pokoju wpadła stylistka.
– A co tu tak smutno? – zdziwiła się, prawie upuszczając tackę z kawami na ziemię.
Nie dostała odpowiedzi. Wyraźnie niezadowolona z tego faktu odłożyła tackę na stolik, po czym rozłożyła się na kanapie, wzdychając głośno, jakby dopiero teraz mogła odpocząć.
– Mam wieści. Macie wolne w święta.
– I co w związku z tym? – spytała Rachel.
– Macie wspólne święta z sos'ami! Wiecie, ile dziewczyn chciałoby ich dostać pod choinkę?! – fanka jak nic.
– Trza ogarnąć jakieś prezenty.
Zamilkłyśmy wszystkie na chwilę.
– Kupmy Mike'owi misia! – zaśmiałam się.
– No przecież już ma... – Rose zniszczyła moje plany.
– No to banana Calum'owi?
– Znowu będzie myślał, że to chińskie, z psa i nie zje – psuje takie świetne pomysły.
– A masz jakiś inny pomysł? – spytałam, przez co chwilę się musiała zastanowić.
– Pingwina dla Luke'a – wstała z fotela, a po chwili znowu usiadła. Aha.
– A ty tylko o nim myślisz? A ja tu wszystkim chciałam kupić – wydęłam dolną wargę.
Dopiero po chwili dotarło do dziewczyny to, co powiedziałam. Zastanawiała się nad czymś chwilę, prawdopodobnie myśląc, jakby tu zmienić temat.
– To ciebie damy Ashton'owi i wszyscy będą happy! Chociaż nie wiem, czy się zmieścisz do pudełka. Aż takich wielkich nie produkują – dogryzła mi, śmiejąc się przy tym.
– Nie jestem gruba! – udałam obrażoną.
– Yhym, a Calum nie jest Azjatą – zaśmiała się sarkastycznie, szturchając mnie w bok.
– Ale on nie jest Azjatą – powiedziałam, na co Rose spojrzała się na mnie dziwnie.
– Jest, ale o tym nie wie – skomentowała. – Wracając, serio bym cię spakowała do worka i dała Ash'owi.
– Nie jestem prezentem! Chociaż...
– Ha! Wiedziałam! Zostajesz prezentem Ash'a, koniec kropka. Kupię ci taką ładną, ozdobną folię w pingwiny.
– W pingwiny, mówisz? – poruszyłam zabawnie brwią. – No to może ciebie Luke'owi, co? Takie opakowanie mu się powinno spodobać, kto wie, może nawet to, co będzie w środku, mu się spodoba.
– Ha ha, zabawne – przewróciła oczami.
Naszą wymianę zdań przerwało głośne prychnięcie Rachel. Spojrzałyśmy na nią zdziwione, ale ta tylko odwróciła się w stronę drzwi, jakby zirytowana.
– A tobie co? Może ciebie wyślemy jako prezent dla kangurów? Z Afryki przynajmniej nie wrócisz – Rose od razu popsuł się humor.
– Aż tak chcecie się mnie pozbyć? – i się zaczęło.
Spojrzałam na obie dziewczyny ostrzegawczo. Nie chciałam zaczynać kolejnej kłótni, skoro przez ostatnie dni udało nam się jakoś żyć bez nich. Rachel odwróciła się znów od nas, a Rose spojrzała na mnie.
– Wkurwia mnie – szepnęła, pochylając się w moją stronę.
Skończyło się na tym, że oparła się głową o mój brzuch, łaskocząc mnie przy tym lekko. Zachichotałam pod nosem, po czym pogłaskałam ją po głowie.
– Yuri? – zaśmiała się kobieta na kanapie, o której już praktycznie zapomniałam.
Popatrzyłam na nią zdziwiona, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
– Less? – wyjaśniła, zaciekawiona.
– C–co? Nie! – spięłam się na jej słowa.
– Spokojnie, żartuję tylko – uśmiechnęła się, z powrotem rozkładając na kanapie.
– Posuń się grubasie – powiedziałam po chwili do przyjaciółki.
– Kto tu jest gruby – prychnęła. – Chcesz się zmieścić razem na fotelu?
– Nie, chcę się położyć, a na twoich nogach jest wygodniej. Chociaż na czymś innym byłoby jeszcze lepiej. No wiesz, jakby tak...
– Zboczuch – szturchnęła mnie, posuwając się kawałek.
– Dzięki.
Po chwili ułożyłam się plecami na jej udach, nogi wystawiając za fotel, a w drugą stronę odchyliłam głowę.
– Wygodnie ci tak? – spojrzała zdziwiona, na moją pozycję.
– Nawet nie wiesz jak bardzo. Masz takie miękkie nogi, awww...
– No wiem, sam tłuszcz – odparła sarkastycznie.
– Nie, masz ładne nogi. I wygodne – zaśmiałam się, powoli zasypiając.
– Weź ty się już lepiej przymknij.
Tak jak powiedziała, tak zrobiłam. Zamknęłam oczy, a po jakimś czasie zasnęłam.
***
Jego postura odchodząca ode mnie w stronę, mówiąca coś w moją stronę, nie dawała mi spokoju. Nie mogłam go zatrzymać, siedziałam przykuta do miejsca, w którym siedziałam. Czy coś się stało, że teraz się pojawił? Czemu odchodzi?
– Może lepiej jej nie budzić? – ze snu wyrwał mnie głos Ashton'a, jakby zza ściany. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to tylko skutek po nagłej pobudce. Dlaczego musieli mnie obudzić w takim momencie?
– Ale ona płacze przez sen, to chyba lepiej ją obudzić!
...co? Ach, faktycznie. Czułam wysychającą już łzę na policzku. Ale to wszystko przez to, że śnił mi się tata.
– No nie wiem – dotarł do mnie zaniepokojony głos Rose.
– Czego nie wiesz? – jak gdyby nic, odezwałam się lekko zachrypniętym głosem.
– A–aa... nic takiego – odpowiedział Ashton. – Coś się stało?
– Nie, a co? – wytarłam wierzchem dłoni miejsce po łzie.
W odpowiedzi tylko posłał mi dziwne spojrzenie, po czym odszedł, do rozmawiających gdzieś tam w kącie chłopaków.
Swoją drogą, ciekawe kim była osoba, która chciała mnie obudzić. Sos'y mają tak podobne głosy do siebie, że ciężko ich rozróżnić tylko po kilku słowach, ale to na pewno był któryś z nich.
– Wstałaś w końcu? – po chwili do nas podszedł Luke. – No wreszcie!
Mimo że się zaśmiał, w pokoju była jakaś dziwna atmosfera. Nie umiałam wtedy tego nazwać, ale zdecydowanie mi się ona nie podobała.
Po chwili wyszliśmy z pomieszczenia, ale dziwne uczucie zostało. Na korytarzu nie obyło się bez krzyków i pisków fanek, które nie wiadomo jak się tutaj dostały. Nie widzieliśmy ich co prawda, ale słyszeliśmy. Jednak gdy jakaś pojawiła się w naszym zasięgu wzroku, szybko z niego znikała, zabierana przez jednego z ochroniarzy.
No i nie porucha, jak mi przykro...
Pod budynkiem (dosłownie) czekał już nas autobus, do którego jak najszybciej wsiedliśmy, co nie było takie proste. Tłumy ludzi naprawdę w tym przeszkadzały.
Dopiero w pojeździe chłopaki zdjęli swoje "przebranie", które wcześniej włożyli.
– Skoro podpisywałyście już autografy, to może niedługo i okulary trzeba będzie wam kupić, co? – zaśmiał się Luke, kiedy wszyscy usiedliśmy w salonie.
Zaśmiałyśmy się, choć wiedziałam, że dziewczynom, tak samo jak mi, podoba się taka wizja.
– Idę spać. Czy tylko ja widzę, która jest godzina?! – ni to się zaśmiałam, ni mówiłam poważnie. Byłam zbyt zmęczona, mimo że jeszcze niedawno spałam.
– No tak, już dawno po wieczorynce, a my jeszcze nie śpimy – odpowiedział Calum.
Jego zdolności aktorskie są poniżej zera, o ile to możliwe. A w jego przypadku... wszystko jest możliwe.
– Dobra, Azjato, bez takich żartów, bo wszyscy umrzemy ze śmiechu. Brej nocki, my jeszcze posiedzimy – powiedziała Rose z dużym naciskiem na ostatnie słowa. Czy mi się wydaje, czy ona coś planuje?
Przynajmniej zapomniała, że miałyśmy pogadać, dobra moja.
– Dobranoc – rzuciłam na odchodnego do wszystkich i zeszłam na dół, od razu kładąc się do swojego łóżka.
Jednak nie zdążyłam zasnąć, bo już po chwili usłyszałam czyjeś kroki, a później ciche skrzypnięcie materaca naprzeciwko.
Rose. Nie zapomniała.
– Gadaj w końcu – czułam, że tym razem nie odpuści.
Podniosłam się, spuszczając nogi w dół i spojrzałam prosto w oczy przyjaciółki.
– Przeszło mi już...
– Mów – stała przy swoim.
– Czemu ci aż tak na tym zależy? – spytałam, chcąc przedłużyć rozmowę jak najdłużej.
– Chcę wiedzieć, czemu moja przyjaciółka chodzi smutna, to chyba normalne, nie? – nie spodziewałam się po niej takich słów.
Wzięłam głęboki wdech, szykując się, do opowiedzenia tej historii. Pamiętałam ją doskonale, co boli jeszcze bardziej.
– Pięć lat temu... – zaczęłam opowiadać. – Dokładnie pierwszego listopada wypada rocznica śmierci mojego ojca. Miał podjechać do mnie pod szkołę, żebyśmy jak zawsze co roku odwiedzić groby dziadków. Już widziałam go, kiedy był niedaleko, ale wtedy... Ktoś wyskoczył na ulicę. Z premedytacją, prosto pod koła harley'a taty. Szybko wykręcił, ale zderzył się z samochodem, przez co motor zakręcił się parę razy, odrzucając tatę na kilka metrów. Trafił do szpitala, ale jak później powiedział mi lekarz, nie było dla niego szans. Miał krwotok wewnętrzny. Ciekawy zbieg okoliczności, co? W dzień zmarłych sam umierasz, a zamiast odwiedzać grób z ojcem, odwiedzasz grób ojca.
Rose zaniemówiła. Siedziałyśmy w ciszy jakiś czas, kiedy nagle za drzwiami usłyszałam ciche skrzypnięcie. Spojrzałam na drzwi, ale nikt nie wchodził, więc domyśliłam się, że ktoś musiał podsłuchiwać.
Cicho zeskoczyłam z łóżka i podeszłam do drzwi. Zostawiając Rose samą, wyszłam zobaczyć, który z sos'ów nas podsłuchuje. Myślałam, że to Ash albo Luke, poszedł za którąś z nas, ale...
– Co wy tu wszyscy robicie?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz