Biegłam do domu Luke'a z prędkością światła. Byłam taka szczęśliwa, że musiałam mu o tym powiedzieć, jako pierwszemu. Mogłabym Maya'i albo Leo, ale wolałam jemu. Zadzwoniłam nerwowo dzwonkiem, aż drzwi otworzył mi pewien mężczyzna. Ojciec Luke'a?
— J-Ja... Dzień Dobry, ja do Luke'a — byłam lekko zmieszana.
— Aa jego dziewczyna, proszę, wejdź — zrobił mi miejsce. — Jestem jego ojcem, jak masz na imię?
— Kate — wystawiłam rękę, którą uścisnął.
— Miło mi. Luke jest w swoim pokoju. Zawołać czy...
— Nie trzeba. Wolałabym jednak zrobić mu niespodziankę.
— Rozumiem — mężczyzna zaśmiał się. — To proszę, idź do niego.
— Dziękuję.
Wyminęłam go i ruszyłam czym prędzej pod drzwi chłopaka. Jego ojciec wydał się być naprawdę dobrym człowiekiem, ciekawe, jaka jest jego matka? Szybko znalazłam się przed drewnianą powłoką. Zapukałam energicznie, a po chwili zobaczyłam sylwetkę blondyna. Momentalnie wpadłam w jego ramiona, przez co oboje wylądowaliśmy na puchatym dywanie, którego kocham, ale to już wiecie.
— Rany boskie, Kate. Co się stało? — Chyba jednak go przestraszyłam.
— Luke, jesteś niesamowity, kocham cię, nie wiem, jak ci się odwdzięczę — przytulałam się do niego mocno.
— K-Kochasz mnie? A co ja takiego zrobiłem? — Odchrząknął i dopiero się zorientowałam, że leżę na jego NAGIM torsie, a on ma PORANNĄ CHRYPKĘ!
— O boże przepraszam! — Poderwałam się, siadając obok niego.
Zaczął się śmiać.
— Przychodzisz, zwalasz mnie z łóżka, ale wybaczam ci, bo powiedziałaś, że jestem niesamowity i mnie za to kochasz — dalej był rozbawiony.
— No bo zdałam, Lukey! — pisnęłam.
— Prawko?
— Tak!
— Gratuluję, mówiłem, że zdasz. A teraz faktycznie musisz mi się odwdzięczyć, że pomogłem przy tym i przy szybszym egzaminie — pokazał palcem na swoje usta.
— Dziś masz dzień dobroci — zarzuciłam mu ręce za szyję i pocałowałam namiętnie.
Przewrócił nas na dywan i tym razem to on był na górze.
— Ale chwileczkę — odsunął się. — Jak ty tu w ogóle weszłaś?
— Twój tata mnie wpuścił — wzruszyłam ramionami.
— A matkę widziałaś?
— Nie, czemu? — ściągnęłam brwi.
— Uf, to dobrze, bo ona to zło wcielone — uderzyłam go w ramię.
— Mówisz o swojej matce, Luke.
— A ty masz dobre zdanie o swoim ojcu? — zagryzłam wargę. — Przepraszam, nie powinienem.
— Jest ok. Masz w sumie rację, nie mam o nim dobrego zdania.
Chłopak zapatrzył się chwilę na mnie, ale potem szybko wstał i ruszył do szafy. Wyjął z niej jakąś koszulkę, natychmiast ją ubierając, a potem sięgnął spodnie i zrobił z nimi to samo co z bluzką. Ja w tym czasie dostałam wiadomość od Maya'i.
— Luke muszę lecieć do Leo i Maya'i. Zadzwonię potem — pocałowałam go w policzek i wyleciałam z jego domu tak szybko, jak wleciałam.
U moich przyjaciół zasiedziałam się do późna, a sam fakt, że towarzyszył nam Mike i Ash był drobnostką. A tak serio, to mam dziwne odczucie, że Ash zaczął mnie inaczej traktować. Obecnie Maya, jak to ona, wpadła na pomysł, by wybrać się do klubu. Ubrałam się w jakąś jej sukienkę, a w międzyczasie Mike miał dać znać Newt'owi i Luke'owi o owej imprezie. Niestety chłopacy się nie pojawili. Newt miał coś ważnego do załatwienia i nie było go nawet w mieście, a Luke nie odpisywał. My za to bawiliśmy się w najlepsze, a po dodatku alkoholu, wszyscy staliśmy się sobie bliżsi. Po kilku tańcach postanowiłam trochę odpocząć, więc usiadałam obok Ash'a, którego porzuciła niedawno Miley.
— Tamta brunetka się na ciebie patrzy — wskazałam głową, sącząc swojego drinka przez słomkę.
— Mam kobiet dość przez dłuższy czas.
— Co ty właśnie powiedziałeś? — zaśmiałam się z jego składni.
— Oj cicho siedź, gębo śmierdząca.
Przed dłuższą chwilę się mi przyglądał, aż zaczęłam czuć się nieswojo. On po alkoholu i ja również, trochę obawiam się dalszych przygód w tym klubie. Maya w najlepsze bawiła się na parkiecie, a Leo zarywał z Mikem do jakichś lasek.
— Kiedy mu powiesz? — Wreszcie mój towarzysz przemówił.
— Ale komu i o czym?
— Luke'owi o tym, co do niego czujesz — wywrócił oczami, aż przez przypadek jego łokieć zsunął się ze stolika i omal nie wyrżnął gębą o kant.
— Nie wiem, o czym mówisz.
— Boże, a mówiłaś, że to my jesteśmy dziećmi — po raz kolejny wywrócił oczami. — Luke też cię kocha i nie potrafi się przyznać. Myślisz, że wasza bliskość jest normalna? Zachowujesz się tak z Leo?
W tym momencie dał mi do myślenia. Ale z drugiej strony, przecież ja i Luke zaczynaliśmy od samego końca, to trudne przestawić się na bycie zwykłymi przyjaciółmi, mam rację? A co jeśli Ash ma rację? Nie, Luke chyba by mi o tym powiedział, prawda?
Gdy wszyscy wróciliśmy do domu Maya'i, to wyglądało to bardzo źle. Ashton targał na wpół przytomnego Mike'a, a Maya i ja zajęłyśmy się Leo. Z racji tego, że sami też coś wypiliśmy, postanowiliśmy przekimać się u dziewczyny, która nie miała nic przeciwko. Siadłam na kanapie i zdjęłam te niewygodnie szpilki i sukienkę, ubierając swoje poprzednie ubrania, w których przyszłam do niej.
— Striptizu nie potrzebuje, rzygać też nie, nie wiem, co zamierzasz — Ash zasłonił oczy i rozłożył się na kanapie w kurtce.
— Zabawne — uśmiechnęłam się wrednie.
Chwyciłam poduszkę i zaczęłam go okładać. Przerwał mi tę czynność dzwonek do drzwi.
— Kogo niesie o drugiej trzydzieści? — Ash podniósł się na łokciach.
Z tej pozycji miał idealny widok na drzwi wejściowe. Maya otworzyła je, a do mieszkania wpadła Isabelle, osoba, której miałam nadzieję nigdy więcej nie spotkać. Dostała się do mnie i uderzyła z całej siły w policzek. Wpadłam na stolik, a ona ewidentnie nie była tym usatysfakcjonowana.
— Głupia suka! — wrzeszczała na mnie.
— Zachowuj się laluniu, bo cię stąd wyprowadzę i będziesz lizać asfalt — spojrzałam na Asha.
Przytrzymywał ją za nadgarstki i patrzył ze wściekłością w oczach.
— Puszczaj mnie! Co to, twój kochaś?!
— Boże, zaraz cię uciszę w inny sposób, jak nie przestaniesz ryja drzeć! — krzyknął na cały dom.
Widać było, jak się przestraszyła i spuściła z tonu. W tym czasie ja pozbierałam się z ziemi i trzymałam za policzek.
— Kate! Nos! — Maya szybko do mnie podbiegła.
Dotknęłam owego miejsca i faktycznie sączyła się z niego krew. Ma siłę, ciekawe czy to od tego, jak wiele lasek robiła.
— Możesz mi powiedzieć, czemu wparowujesz do MOJEGO domu i uderzasz MOJĄ przyjaciółkę?!
— Wolałaś iść na imprezkę niż siedzieć w domu, tak?! — Znów się do mnie odnosiła. — Przez ciebie matka jest w szpitalu i walczy o życie.
Nie wiem kiedy, ale świat wokoło mnie zaczął wirować, a ja straciłam grunt pod nogami. Upadłam na stolik.
— Kate, oddychaj — cały alkohol ze mnie wyparował w przeciągu kilku sekund.
— Muszę... jechać do szpitala...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz