Przez chwile słyszałam za sobą nawoływanie mojego imienia, ale ani razu się nie odwróciłam. Biegłam jak najszybciej umiałam do domu. Wpadłam prawie wywarzając drzwi. Matka szybko wyszła z kuchni, by zobaczyć, co się stało.
— Boże Kate! Co się stało?! Dlaczego płakałaś? — Płakałam? Nawet nie wiedziałam. Uśmiechnęłam się smutno do mamy przepraszając ją.
Bez jakichkolwiek wyjaśnień poszłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam wziąć prysznic. Zimny prysznic. Muszę zmyć z siebie dotyk Luke'a. To był chyba zły pomysł, przyjmując ofertę. Skoro miałam problem z takim uściskiem to co dopiero z całowaniem czy zwykłym trzymaniem za ręce?! Przyłożyłam czoło do zimnych kafelek, pozwalając strumieniom wody oblewać moje plecy i głowę. Muszę mu napisać, że jednak rezygnuje.
Wyszłam spod prysznica w samym ręczniku. Po chwili dostałam esa.
Od: Leo
Hej, wpadniesz do mnie, nie? :)
Do: Leo
Jasne, że tak :) Będę za małą godzinkę ;)
Od: Leo
Czekam!
Poszłam się ubrać i wróciłam. Wysuszyłam włosy, po czym ubrałam czarne spodnie, bluzkę na krótki rękaw dosyć przewiewną i na to szarą męską bluzę. Narzuciłam kaptur na głowę i ruszyłam na pieszo do przyjaciela. Nie mam na szczęście do niego daleko. Włożyłam słuchawki do uszu i cała droga upłynęła mi miło. Zapukałam do drzwi państwa Lorley, by po chwili zobaczyć w nich panią domu. Uściskała mnie i zaprosiła do środka.
— Mój chory obłożnie synek jest u siebie — zaśmiała się kobieta. Fakt faktem, Leo często przesadza. Czasem od zwykłego bólu głowy myśli, że umiera.
Weszłam do jego pokoju bez pukania jak zawsze zresztą. Widziałam go, jak leżał pod kołderką z zimnym okładem na czole. Lol? Podeszłam bliżej i usiadłam na skrawku łóżka.
— No to jak się czujesz? Pewnie umierasz i już muszę dzwonić do zakładu pogrzebowego, hm? —zaśmiałam się. On jedynie zrobił śmieszną minę, co miało mnie nastraszyć. Niestety jest chory i to nie działa.
— Dużo pisania? — spytał.
— Noo raczej sporo zadane — otworzyłam pierwszy zeszyt i mu podałam.
— Spoko. Do końca tygodnia się raczej w szkole nie pojawię, ale jak coś poważniejszego to daj znać —nie wygląda dobrze. Może faktycznie jest "poważnie" chory?
— Jak się czujesz? — pytam.
— W miarę, choć bywało lepiej. A ty? Słyszałem od Maya'i, że sobie chłopaka na niby znalazłaś — nie nieźle. Ona całej szkole niedługo powie!
— Muszę zrezygnować — spojrzałam na swoje ręce.
— Czemu? Gościu źle płaci? Jakich fiut? — eh, z nim gadać. Uderzyłam go lekko wa ramię.
— Nie. Jest... przystojny nawet bardzo, ale...
— Ale?
— Dziś złapał mnie podobnie do Adama i... Złe wspomnienia — Leo podniósł się na łokciu.
— Ale... Jest do niego podobny? W sensie... Nachalny? — skąd mam wiedzieć? Znam go nawet mniej niż dzień!
— Ech. Wygląda na spoko faceta — odpowiadam zgodnie z prawdą.
— No to nie rezygnuj. Spróbuj chociaż. W razie co masz mnie — znów się ułożył wygodnie, umieszczając ręce pod głową.
— Dzięki, Leo — przytuliłam się do jego torsu.
— Nie ma sprawy.
***
Wróciłam do domu około godziny dwudziestej. Jutro piątek i zaczyna się weekend. Odpocznę. Położyłam się na swoim łóżku, by po chwili znów wstać po telefon, który leżał na biurku i zaczął dzwonić.
Luke: Zrobiłem coś nie tak?
Me: Przepraszam, po prostu przypomniało mi się coś nie fajnego.
Luke: Chyba nie zrezygnujesz? Proszę nie mów...
Me: Pisz*
Luke: -,-
Me: Nie, nie zrezygnuję :)
Luke: :O
Luke: Spotkamy się jutro?
Nie wiem czemu, ale poczułam się dziwnie. Wiem, że robi to tylko po to, by mnie poznać lepiej na potrzeby udawania, ale jednak...
Me: Ok. Gdzie i o której?
Luke: Co powiesz na mój dom? :-D
Me: Brzmi pedofilsko
Luke: Ale... No tak. Jestem starszy o 4 lata, fuck ;-/
Luke: A tak na poważnie to?
Me: Może być. Z tym, że ja nw gdzie mieszkasz.
Luke: Luz, przyjadę po ciebie po szkole :-D
Me: Nie dasz odpocząć nawet w piątek
Luke: Hej! Jesteś moją dziewczyną 24/7
Luke: Nie skwiercz
Me: Już?!
Luke: Nom. Problem?
Me: Nie, skądże :d
Luke: :-D
Me: Dobra, idę spać. Branoc
Luke: :-((
Luke: Smutno, ale branoc
Me: A tak na marginesie, śpisz ty człowieku kiedyś?
Luke: Od jutra zacznę z tobą w łóżku
Me: Rezygnuje...
Luke: Żartowałem!
Luke: Śpię po kilka godzin :-)
Me: Aaa no to cze...
Luke: ;-*
***
Brutalnie zostałam obudzona przez własny telefon. Budzik. Ostatni dzień szkoły w tym tygodniu! Ale... Pierwszy pracy. Fuck! Ubrałam się szybko i zbiegłam na dół. Zastałam w kuchni karteczkę, na której mama piszę, że musiała wyjść do pracy. No cóż, trudno. Przygotowałam sobie szybkie śniadanie.
Nim się spostrzegłam, zegarek pokazał szóstą trzydzieści pięć. Nie ma szans, bym zdążyła. Ubrałam buty - co zajmuje z pięć minut - i już wiem, że to koniec. Czemu nie śledziłam czasu?! Szlag by to.
Usiadłam zrezygnowana na ławce w korytarzyku. Matka mnie zabije. Wysłałam esa do Maya'i.
Do: Maya
Nie dam rady dotrzeć do szkoły. Sorka
Od: Maya
Nie ma spr :D Powiem, że matka ci zachorowała czy coś (y)
Dobrze mieć przyjaciół. Po chwili zauważyłam powiadomienie z twittera. Luke...
Luke: Czy ty możesz z łaski swojej mi swój numer podać? Bo chce pogadać :>
Me: Śmierdzi mi tu, że Luke to nie Luke
Luke: Skąd wiedziałaś?! Znacie się dopiero dzień!
Me: On ma obsesje na punkcie noska :)
Luke: Fuck..........
Me: A ty jesteś?
Luke: Michael! Ten co was spiknął :D
Me: Yhym. Interesujące doprawdy
Luke: Przepraszam za niego
Me: Cóż. Zdarza się.
Luke: Ale skoro była mowa o nr to może mi faktycznie podasz? ;-D
Me: Eh, ok.
Me: xxx xxx xxx
Luke: Dzięki.
Me: :)
Położyłam telefon w salonie, a sama poszłam po laptopa do pokoju. Wróciłam z nim i usiadłam wygodnie na sofie. Na komputerze wbiłam na twittera, bo na telefonie strasznie zżera mi baterię.
Luke: To o której kończysz, słońce?
Me: Teraz :)
Luke: ???
Me: Nie zdążyłam na autobus ;-; Siedzę w domu i odrabiam pracę domową na poniedziałek ;/ Łuhu, zajęcie roku....
Luke: Haha xD
Luke: To może naszą randkę przerzucimy w takim razie na teraz?
Me: Jak zrobisz za mnie matmę -_-
Luke: Spoko :D
Me: Serio? :O
Luke: Pewnie. Lubie matmę. Żaden problem
Me: No to się zgadzam
Luke: A podasz adresz?
Luke: Adres*
Me: *adres*
Luke: Będę za piętnaście minut. Ubierz się... Normalnie
Me: Yhymmmm
***
On chyba jest punktualistą. Po równo piętnastu minutach słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram je na oścież z łyżką w ustach. Patrzy się na mnie, jakby miał zaraz wybuchnąć śmiechem.
— Nie gotowa? — pyta, wchodząc do środka jak do siebie.
— Pewnie, rozgość się — rzucam sarkazmem, zamykając za nim drzwi.
— No muszę — odwraca się do mnie przodem.
— I odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie to gotowa. Miało być normalnie — rzuciłam łyżkę do zlewu, hałasując przy tym strasznie.
— To... Jesteś sama? — pyta nagle zmieniając temat.
— Nom. Mama w pracy do — zerknęłam na zegarek w kuchni — osiemnastej. A co?
— To zostajemy u ciebie — na jego twarz wpełznął łobuzerski uśmieszek.
— Ty chcesz mnie zgwałcić?! — udaje przerażoną.
— Tak! Skąd wiedziałaś?! — oboje zaczęliśmy się śmiać.
— Chodź — machnęłam na niego ręką. Nie wiem, czy dobrze robię, zapraszając OBCEGO faceta do swojego pokoju, gdzie jest ŁÓŻKO, ale mówi się trudno.
— Fajnie tu — rozgląda się po pokoju — Tak... Normalnie — mówi, jakby odpłynął. Rozglądał się po całym pomieszczeniu. Wyglądał jakby nie chciał, by mu umknął chociaż jeden szczegół.
— Wybacz, ale nie stać mnie na "nowocześnie" — zrobiłam cudzysłów w powietrzu, siadając na łóżku z podwiniętą nogą. Spojrzał na mnie.
— To dobrze — uniosłam brwi, a on po chwili dodał — Że masz tu normalnie, a nie nowocześnie. Serio.
— A ja nie wiem — wzruszam ramionami rozglądając się.
— Ale ja wiem — uśmiechnął się i podszedł do komody, na której stały zdjęcia — Czym się interesujesz?— pyta nagle.
— W sumie... Niczym — przerwał zwiedzanie, by na mnie spojrzeć lekko zdziwiony.
— Jak to? Przecież...
— No niczym. Nie mam żadnego talentu ani nic.
— Nie zastanawiałaś się nad tym, prawda? — zdziwiło mnie jego pytanie. Ciągle na mnie patrzył z rękoma w kieszeniach spodni.
— No... Ciągle myślę tylko o tym, jak wyjść z długów. Potrzebuje kasy... By móc żyć jak przeciętny człowiek, a nie zadłużony — wzdycham, przyciągając nogi pod brodę.
— To dlatego szukałaś pracy na twitterze — tak jakby łączył ze sobą fakty.
— Weź, nie przypominaj nawet!
— Czemu? — zaśmiał się.
— Powiedz, czym ty się interesujesz? — zmieniam temat.
— Oj kochanie, ja mam wiele zainteresowań — odpowiada wymijająco.
— O nie! Mówisz! — pogroziłam palcem. Podszedł do mnie i usiadł w nogach.
— Interesuję się... Wyścigami, zabawą i muzyką — popatrzyłam na niego, nie dowierzając.
— Dużo tego — wzruszył tylko ramionami.
— Masz rodzeństwo? — kolejne pytanie.
— Mam. Starsza siostra wyjechała ze swoim fagasem w ogóle się nami nie przejmując— popatrzył na mnie jakby ze... współczuciem?
— Często się zastanawiałem jakby to było, gdybym był biedny — mówi szczerze — Nie wiem, czy by mi to przeszkadzało, ale wiem, że bez kasy też mogę żyć — prycham.
— Mówisz tak, bo ją masz.
— Cięta riposta — łapie się za serce.
— Szczera jestem.
— Widzę. To dobrze. Ale obyś taka była tylko przy mnie, a nie Ashton'ie — zmarszczyłam brwi.
— Kto to?
— To ten, któremu muszę utrzeć nosa.
— Głupota — kiwam głową z dezaprobatą. Bogatym to się chyba nudzi.
— Wcale nie. Może dla ciebie dwudziestka to starość, ale dla mnie zaczęło się dopiero życie.
— Wyścigi? — przypominam mu, na co się uśmiecha.
— Powiedzmy. Dobra! — klasnął — Omówmy szczegóły!
— Czekam. Mów.
— Przemyślałem sobie wczoraj, co powinnaś wiedzieć. A więc tak. Ceny.
— Ceny?— powtarzam.
— No czyli ile będę ci płacił. Za normalne rzeczy niewymagające super wielkiego wysiłku czy zaangażowania będę płacił po dwieście/trzysta dolarów — moje oczy się rozszerzyły.
— Za co na przykład? — muszę wiedzieć. To nie jest wcale mało. No, przynajmniej nie dla mnie.
— Bo ja wiem? Trzymanie za ręce, objęcie.
— Ok.
— Za pocałunki... — uśmiechnął się szerzej — No i tu zależy.
— Od?
— Od zaangażowania i wysiłku — co on ma z tymi dwoma?!
— Konkrety, Luke!
— Zwykłe cmoknięcie trzysta dolców. Za coś bardziej... ekhem... Namiętniejszego, od pięciuset do ośmiuset dolców — oczy mi zaraz wyskoczą. Co to za kosmiczne cenny?!
— Wow! — tylko na tyle mnie stać.
— Za dotykanie od czterystu do tysiąca.
— CO?! Tysiąc?! Koleś gdzie ty chcesz... — przerwał mi śmiejąc się.
— Chodziło mi o to, że im bliżej miejsca intymnego, tym drożej płace — mogę mu zrobić krzywdę? Ah, nie. To mój WYBAWCA!
— Tylko dotykanie? — uniosłam jedną brew.
— Tak. Nic ci nie zrobię. Luz — uspokoił mnie.
— Za czas. Czyli ile będziesz ze mną spędzała. Za godzinę płacę po pięćdziesiąt dolców — czyli najtańsze, ale co się dziwić? — Krótko mówiąc, im więcej od ciebie wymagam, tym więcej płacę. Czaisz?
— Jasne. Czyli jak będę dobrą aktorką to...
— To masz bonus — nie to miałam namyśli, ale wow!
— O-Ok... — liczby mi przed oczami skaczą. Mówiłam, że matmy nie lubię!
— Musimy coś wypróbować — mówi, a ja nie mam pojęcia, o co może chodzić.
— Co niby? Udawanie? — zaśmiałam się.
— Nie. Całowanie. Jutro wieczorem jest impreza, na której przedstawiam cię znajomym — uśmiechnął się głupkowato.
— Co?! — co on chce zrobić?! Boże, dlaczego ja go do domu wpuściłam?!
— Postaraj się, bo od tego wiele zależy — szepcze, będą tuż przy moich ustach. Patrzę na jego wargi i znów ścisnęło mnie w żołądku. Po chwili nasze usta się stykają. Na początku jestem bardzo zaskoczona, ale od teraz będziemy często to robili. Muszę się postarać. Do roboty, Kate! Położyłam rękę na jego policzku i oddałam w pełni pocałunek. Wiem, że był zaskoczony, bo to dało się wyczuć, ale kontynuował, by po chwili kompletnie się zatracić. Oboje się zatraciliśmy. Oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc. Na jego usta wpełznął chytry uśmieszek — No to nad tym nie musimy pracować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz