piątek, 16 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.12 Ashley

  


    Kiedy weszliśmy do baru, szykowałam się na smród potu, używek i fajek, lecz było dosłownie na odwrót. Pachniało ładnie, co było dziwne jak na pub. Usiedliśmy całą grupką przy jednym ze stolików w strefie vip. Ach, te przywileje gwiazd, wejście za darmo i strefa dla najlepszych, tylko dla nich... Chciałabym tak. Po jakimś czasie przyszła do nas kelnerka. Spytała co podać, lecz tak na dobrą sprawę nikt jeszcze nad tym nie myślał, więc nastąpiła chwila ciszy, w której Luke z Rose, Rachel i Calum'em przeglądali spis drinków.

    – Urwany Film – stwierdziła po chwili Rachel.

    Rose zamówiła wysoko alkoholową Margaritę, a Luke po niej to samo, mimo że widać było, że chciałby coś mocniejszego. Calum też coś tam zamówił, ale jakoś go nie słuchałam. Mimo że nie zajrzałam do menu, już wiedziałam, co chcę. Ashton jakoś dziwnie się nie angażował, przez cały czas milczał, odkąd weszliśmy do środka.

    – Szkocką – poprosiłam kelnerkę, na co ta spojrzała na mnie zdziwiona. Tak jak każdy przy stole. Po chwili dodałam – Z lodem.

    – Dobrze... A panu co podać? – kelnerka uśmiechnęła się uwodząco do Ash'a. A to suk...

    – To samo – stwierdził. Wtedy ta spojrzała z powrotem na mnie, jakby wkurzona. Zanotowała zamówienie, po czym odwróciła się. Wracając do lady, mocno kiwała biodrami na boki, co mnie trochę rozbawiło.

    – Ty pijesz szkocką?! – wykrzyknął nagle Cal.

    – No przecież jesteśmy w barze, nie? W Australii mają najlepszą szkocką, jaką piłam! A piłam tylko w Australii – humor mi jakoś dopisywał.

    – To nawet ja nigdy nie piłem... – gdybym miała wyrazić minę bruneta emotką, byłoby to ";–;".

    Po chwili kelnerka (tym razem inna, tamta się chyba obraziła za to, że się z niej śmiałam) przyniosła zamówienia. Wypiłam prawie całą zawartość mojej szklanki na raz i wstałam uśmiechnięta. Uśmiech – najlepszy sposób, by się nie skrzywić po alkoholu.

    – Idę tańczyć! – nie dając czasu nikomu nic powiedzieć, poszłam na parkiet. Kątem oka widziałam, jak Ash krzywi się od szkockiej.

    Jak ja dawno nie byłam w klubie... i to nigdy w takim ekskluzywnym! Mnóstwo osób chciało ze mną tańczyć, mimo że według siebie nie byłam w tym najlepsza. Kilka razy podeszłam do lady, za którą stał... no nie powiem, przystojny barman, choć wyglądał jakby już szczerze dość miał tej pracy. Zamówiłam u niego kolejne szklanki szkockiej, a go bawiło to, że potrafię się nie skrzywić, kiedy większość osób rzyga po jednej szklance. Czułam, jak alkohol buzuje mi w głowie, więc po jakimś czasie przestałam pić i tylko tańczyłam. Lubiłam, mimo alkoholu, być świadoma tego, co dzieje się wokół mnie.

    W trakcie tańca ktoś zabrał mojego tymczasowego partnera, ale po chwili podszedł ktoś inny. Nie widziałam twarzy, w półmroku, jaki tu panował, nie byłam do tego zdolna, ale duże dłonie i koszula wydały się takie dziwnie... znajome.

    Zatańczyłam z tą osobą z trzy piosenki, ale byłam już wykończona. Zdecydowanie ta znajoma mi skądś osoba tańczyła najlepiej ze wszystkich. Przeprosiłam i zmęczona wróciłam do naszego vipowskiego stolika.

    Pierwszy raz, mimo długiej znajomości, widziałam Rose po alkoholu. Serio. Mimo woli parsknęłam śmiechem, patrząc na to co ona wyczynia. Po chwili doszedł do nas Ashton, nawet nie zauważyłam kiedy wszedł na parkiet. Wszyscy byli pijani (mimo ilości szkockiej jaką wypiłam, wydawałam się w porównaniu do nich trzeźwa). Śmialiśmy się z wielu rzeczy, opowiadając sobie najróżniejsze historie, od tych z dzieciństwa, po te sprzed niecałego roku. A nawet te z dzisiejszej nocy, dzięki czemu dowiedziałam się, że Rose od razu po wypiciu Margarity poszła z Luke'm tańczyć. Rachel przez cały czas siedziała wyciszona, od czasu do czasu śmiejąc się z czegoś, co mówiliśmy.

    – Nie sądzicie, że pora wracać? – zaproponowałam. – Jest po drugiej! Mamy prom na ósmą!

    – C... co? – bawiło mnie nieogarnięcie Ro.

    – Nic. Idziemy – postawiłam na swoim.

    Zabraliśmy się, płacąc za drinki i wyszliśmy. Uderzyło we mnie świeże powietrze, ocucając mnie do reszty. To był chyba pierwszy tak udany wypad w życiu.

    – Luuuuuuś... – Ro kleiła się do Luke'a. ...co?! – No Lusiu, no!
    
    – No co, no?! – "Luś" wydawał się równie rozbawiony, co zdezorientowany sytuacją.

    – Choś do mnje... do pokoju...

    – Chyba o czymś zapomniałaś – zaśmiałam się.

    – Tyy... nie mieskas ze mnom... Luś... – prychnęłam, udając urażoną i podbiegłam do chłopaków przed nami.

    – A wy jak mocno schlani? Będzie kacyk?

    – Że też musieliśmy już wychodzić – Cal wydawał się przygnębiony tym faktem, chwiejąc się. Mówienie i chodzenie w tym samym czasie po pijaku było dla niego za trudne.

    – Nic nie poradzę. A ty, Ash?

    – No przecież mówiłem, że zajebiście. Zaraz, czekaj. Nie mówiłem! No to mówię – chyba chciał spojrzeć na mnie, bo odwrócił głowę w moją stronę, ale nie wyszło mu to. Za to potknął się o krawężnik i wpadł na mnie. W ostatnim momencie udało mi się go przytrzymać i nie upaść przy okazji. Miałam wrażenie, jakby zasnął. Oparł głowę o moje ramię, owiewając je przy tym ciepłym, pachnącym alkoholem powietrzem.

    – Nie piłeś wcześniej szkockiej, co? – przypomniało mi się moje pierwsze picie. O panie...

    – Yhm–hym... – mruknął.

    Naszła mnie ogromna chęć, żeby go przytulić. No, w połowie już to robiłam. Jednak bałam się, że on skończy jak ja, czyli rzygając, więc wolałam tego nie robić. Lubiłam tę bluzkę.

    Po jakimś czasie, który wydawał się wiecznością, dotarliśmy do hotelu. Mike pomógł mi wnieść do pokoju Ashton'a i Calum'a, a jako że mój i Rose pokój był najbliżej, postanowiliśmy wszystkich tam "spakować". Luke, jako że nie był aż taki pijany, jak pozostali, wniósł Rose, która i tak wisiała mu na ramieniu przez całą drogę.

    – Gsie idsiesz? – spytała, gdy blondyn chciał pójść do siebie.

    – Do pokoju?

    – Choś tu – uśmiechnęła się. Gdyby nie to przejęzyczenie, wyglądała na trzeźwą. Prawie. Dopóki nie upadła na podłogę.

    Luke stanął w drzwiach, nie wiedząc, co zrobić. Widocznie bił się sam z sobą w myślach, czy odejść, czy zostać.

    – Mógłbyś z nimi zostać? – spytałam go. Sam był lekko pijany, ale dało się z nim normalnie pogadać.

    – Aa... Pewnie – odparł niepewnie.

    – Sipij ze mnom – Ro... Boże, nie dam ci już nigdy alkoholu do ręki.

    – Śpij z nią – powtórzyłam.

    – ...co?! Ale t–tak przy w–wszys...

    – Idioto, śpij, czyli połóż się obok, żeby nie uciekła, a nie... ykhym – odkaszlnęłam znacząco.

    – Aaaa... – nie wiem, czy powiedział to z ulgą, czy z rozczarowaniem, ale prawdopodobnie i to i to.

    Wyszłam z pokoju, zostawiając ich samych i po chwili namysłu poszłam do pokoju chłopaków. Zastałam tam Michael'a leżącego na jednym z łóżek, ze swoim misiem.

    – Tak mnie to zastanawiało... Czemu masz tego misia?

    Wzdrygnął się na mój głos. Widocznie spodziewał się, że tej nocy będzie sam.

    – Długa historia – stwierdził wymijająco.

    – Okej, nie wnikam. To ja idę gdzie indziej, skoro ty tu jes...

    – Czekaj! – przerwał mi.

    – Co?

    – Zostań. Znaczy... drugi pokój jest zamknięty.

    – Powiedzmy, że ci wierzę. Zmęczona jestem, dosłownie padam na twarz – rzuciłam się na łóżko i szczelnie zawijając się w kokon, odwróciłam się na bok, tyłem do chłopaka.

    – Też się boję – przyznałam, zasypiając.

    – Czego? – spojrzał na mnie zdziwiony.

    – Być samej.

***

    Budząc się, szykowałam się na kaca, mimo lekkiego wytrzeźwienia w nocy. Jaki fart! Nie miałam kaca! Spojrzałam na zegar, wiszący na ścianie. Była dopiero siódma. Spałam cztery godziny, wow.

    Wstałam, zerkając za siebie. Mike jeszcze spał. Naprawdę zastanawiał mnie ten miś... Wyszłam po cichu z pokoju i poszłam do swojego, gdzie byli wszyscy. Na szczęście, spali jak zabici, dzięki czemu mogłam spokojnie pójść do swojej torby po tabletki przeciwbólowe. Po wodę poszłam do automatu, stojącego na korytarzu.

    – Więc dzisiaj wielka trasa, tak? – szepnęłam sama do siebie.

    Łyknęłam tabletkę, mimo że nie potrzebowałam i nie wiedzieć po co, poszłam do Rachel, która jako jedyna spała sama. A właściwie już nie spała, tylko leżała. Zaczęłyśmy gadać. Tak po prostu, na luzie. Po raz pierwszy rozmawiałam z nią tak normalnie, co było zaskakująco... miłe.
    
    Po jakiś dwudziestu minutach byłam już świeża i ubrana. I oczywiście gotowa do wyjazdu. Mike wyszedł rozespany z pokoju, z ręcznikiem i jakimś płynem w dłoni. Przywitał się ze mną, gdy na chwilę wyszłam z pokoju i wszedł do łazienki. Kilka minut później słyszałyśmy z Rachel, jak wychodzi z łazienki i idzie do swojego pokoju. Po chwili za to usłyszałyśmy głośny ryk. Same musiałyśmy zakryć sobie uszy, a co dopiero ci w pokoju naprzeciwko.

    – WSTAJEMYYY ALKOHOOOOOLIIIICYYYYY!

***

    Prom...

    Bałam się o Rose, jak da radę na pokładzie, ale tuż po odpłynięciu już jej nie było. Szukałam jej, ale w końcu się poddałam. Ważne, że widziałam, jak wsiada, na pewno jej nie zostawiliśmy.

    Drugą osobą, jaką zgubiłam z oczu, był Luke. Miałam pewne spekulacje, dlaczego nie ma akurat ani Ro, ani jego, ale... zostawię to dla siebie.

    A potem nie widziałam już nikogo. Wokół mnie było mnóstwo osób mówiących w innych językach. Najwięcej było chyba Azjatów, nawet jakaś Chinka zrobiła sobie ze mną zdjęcie. Spotkałam nawet ruska! Pogadałam z nim chwilę, ale po bliżej nieokreślonym czasie musiał wrócić do żony. Taki piękny język... Ciekawe, jaka jest Europa. Niedługo się o tym przekonam.

    – Ałć... Przepr... – wpadłam na kogoś i przepraszając, zauważyłam, że tym kimś jest Ash.

    – Cześć, wszędzie cię szukałem – stwierdził. Spojrzałam na niego zdziwiona. Czemu policzki zaczęły mnie tak piec?! – Znaczy... Nie ciebie! Nie! Ciebie też! Ale... No, wszystkich szukałem!

    Zaczął się bronić, co wydało mi się zabawne. Zaśmiałam się, mimo przeszkadzających rumieńców na twarzy. Chłopak uśmiechnął się, po czym zaproponował:

    – Usiądziemy?

    – A inni? Nie będą nas szukali? – tak bardzo chcę z nim usiąść sama, dlaczego ja to powiedziałam...

    – Najwyżej usiądą gdzie indziej, wysiadamy przecież na tym samym porcie, nie?

    – No to ok.

    Jednak zanim usiedliśmy do stolika, kupiliśmy sobie po kawie. Cztery godziny snu to trochę mało, nawet jak na mnie. Gadaliśmy ze sobą dość długo, nawet nie zauważyłam kiedy minęły dwie godziny. W międzyczasie kupiliśmy śniadanie, śmiejąc się, że nie zjemy porządnego posiłku przez najbliższy rok.

    Około dziesiątej na pokładzie włączyli telewizor. Korzystając z tego, że siedzieliśmy blisko kanap, usiedliśmy na jednej, jak najbliżej ekranu. Puścili jakiś kanał komediowy, na szczęście w naszym języku, a nie w chińskim, czy japońskim.

    Nagle zrobiłam się senna. Przeciągnęłam się i rozsiadłam bardziej, ponieważ na kanapie było dość sporo miejsca, jak na dwuosobówkę.

    – Zmęczona? – spytał Ash.

    – Yhym... – oparłam się o jego ramię.

    – Ej, nie śpij na mnie! – uśmiechnął się. – Ciężka jesteś.

    – Ja?! – od razu się podniosłam i udałam oburzenie, ale po chwili zaczęliśmy się śmiać.

    – Nie, to inny słoń chce na mnie zasnąć, nie ty – nazwał mnie słoniem?!

    – Wypraszam sobie! Jestem chuda i lekka! Jak piórko!

    – Takie z metalu, powiększone milion razy.

    – No wiesz?

    – Dobra... tylko tysiąc. Mówiłem, żebyś nie jadła tego jogurtu... – za tą odpowiedź dostał ode mnie sójkę w bok.

    – Robisz mi kompleksy.

    – No trudno, przeżyję tę twoją wagę. Kładź się.

    – Co? – zdziwiłam się. Przecież on siedzi, to jak ja mam się tu poło...

    – No połóż się. Wyśpij się, póki możesz.

    – O–okej – odpowiedziałam niepewnie. Bardzo niepewnie.

    Powoli osunęłam się po oparciu kanapy i położyłam głowę na kolanach Ashton'a. To było takie dziwne uczucie... Może czasem leżałam tak na kolanach Rose, czy brata, ale on...

    Nie wiedziałam, czy mam się martwić, czy cieszyć tym, że mi się to... podobało.

    Po kilku minutach szmery na pokładzie ucichły, a zamiast telewizora widziałam tylko ciemność. Ostatnie, co poczułam przed zaśnięciem, była dłoń przeczesująca moje włosy.







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz