piątek, 9 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.2 Ashley

   


    Po meczu byłam padnięta. Nie wiem jakim cudem dotarłam do domu. Pierwsze, co zrobiłam po wejściu to oczywiście klapnięcie na kanapę. Ach... chwila relaksu.

    Takie chwile jednak nie są mi pisane. Do salonu wparował mój brat cały brudny, choć chodził tak praktycznie cały tydzień, przez co powinnam się przyzwyczaić. "Porządki w garażu" – jednak i tak mógłby się umyć. A na dodatek byłam zła, bo w garażu stała moja perkusja i przez niego nie mogłam grać, więc codziennie go pośpieszałam.

    – Wreszcie skończyłem.

    Wyszczerzył się do mnie. W pierwszej chwili nie zajarzyłam, o co mu chodziło. Dopiero po kilku sekundach podniosłam się i rzuciłam na brata, nie przejmując się kurzem, smołą i czym tam jeszcze był umazany.

    – Dziękuję! – prawie pisnęłam, co nie zdarzało się zbyt często.

    Patrick próbował mnie od siebie odlepić, ale kiedy mu się nie udało, bo co jak co, ale siły trochę dzięki graniu miałam, więc podniósł się ze mną z fotela i poszedł do garażu.

    – Woah... – wyrwało mi się, widząc czyste jak nigdy pomieszczenie. – No, no... Postarałeś się.

    Zaśmiałam się i podbiegłam do perkusji. Od razu całe zmęczenie wyleciało ze mnie jak powietrze z balonika. Wyjęłam spod krzesełka pałeczki, bo zawsze tam właśnie je kładłam i zaczęłam się zastanawiać, co mam zagrać.

    Mój brat dosłownie czytał mi w myślach, bo po chwili powiedział.

    – Zagraj Lie To Me – zaproponował.

    – ...że Like a Storm? – zapytałam dla pewności, choć znałam odpowiedź.

    – No, chyba że co innego – stwierdził i rozsiadł się na masce swojego samochodu.

    Uśmiechając się, czekał, aż w końcu zagram, co robił dość często. Choć nie wiem, czy czekał na samą grę, czy na to, kiedy zaśpiewam, ale zawsze, kiedy mógł, siedział ze mną w garażu i słuchał. Albo grzebał w aucie, a ja grałam, ale mniejsza z tym.

    Zaczęłam grać, choć nie powiem, nawet tygodniowa przerwa zrobiła swoje. Jednak Patrickowi się podobało, co było dla mnie najważniejsze. Uwielbiałam grać dla innych, o ile się im podobało.

***

    Po jakimś czasie zrobiłam sobie przerwę. Zjadłam z bratem obiad i poszliśmy razem do salonu, oglądać jakiś film. Nie mogliśmy się dogadać w tej kwestii, zawsze tak było, więc zaczęliśmy grać w Fifę. Pamiętam, jakim byłam kiedyś noobem, ale teraz jestem lepsza od brata. Ba! Jestem lepsza od wszystkich!

    Niestety po kilku godzinach grania, Patricka rozbolały oczy. Ale i mi się to znudziło, więc stwierdziłam, że jeszcze trochę pogram na perkusji. Trzeba wrócić do starej kondycji! Starej kondycji sprzed tygodnia, ale... oj tam.

    Wpadłam na pomysł. Może, zamiast sama grać, to zrobiłabym próbę z dziewczynami? Rose rzadko ćwiczy, bo jej rodzice narzekają na hałas, więc powinna spodobać jej się ta opcja. A Rachel... może do niej nie będę dzwonić?

    Wykręciłam numer przyjaciółki i już po chwili w słuchawce usłyszałam sygnał. Jeden, dwa, trzy... cztery... pięć... i po tym standardową formułkę sekretarki.

    Trudno, nie chce grać, to nie, błagać na kolanach nie będę. Lekko zirytowana poszłam do garażu i przycupnęłam na krzesełku przy perkusji i już po chwili zaczęłam ćwiczyć. Od razu się rozluźniłam.

***

    Przestałam grać dopiero gdy rozbolały mnie ręce. Oj taa... będą zakwasy...

    – Chcesz coś?! – krzyknęłam, gdyż Patrick został w garażu, by komuś tam naprawić auto.

    Mówiłam, że Patrick jest mechanikiem? No jest, dzięki czemu garaż jest prawie równej wielkości co dom, żeby zmieściły się minimum cztery samochody i moja perkusja. I warsztat, choć on jest o wiele mniejszy.

    – Piwo! – Mogłam się domyślić.

    Wyjęłam dwa piwa, po czym jedno zaniosłam bratu. Drugie wzięłam ze sobą do pokoju. Wchodząc do środka, od razu rzuciłam się zmęczona na łóżko. Choć lubiłam wracać zmęczona, by szybciej zasnąć, była dopiero dwudziesta druga. To nie pora, żeby spać.

    Chciałam sprawdzić facebooka albo youtube, ale... komputer był tak daleko. Otworzyłam więc piwo i sięgnęłam po pilota od telewizora. Przeskakując z kanału na kanał, w końcu znalazłam coś, co dało się oglądać. Koncert sos'ów.

    Akurat trafiłam na moment, kiedy mieli przerwę i rozmawiali z fanami. A raczej fankami, bo chłopaków tam prawie nie było, chyba że ze swoimi dziewczynami. Któraś z dziewczyn zadała pytanie o jakiegoś posta na facebook’u, który wstawili niedawno. Bardzo zdziwiła mnie odpowiedź Caluma o tym, że będą mieli w zespole kogoś nowego. Później chłopaki go poprawili, że nie dokładnie w zespole, ale nie zdradzili więcej szczegółów, niż to, że pojawią się nowe osoby. Później pojawiło się kolejne pytanie, a po pięciu minutach znów zaczęli grać, a ja oczywiście skupiłam się tylko na Ashtonie i jego ruchach, gdy grał na perkusji.

    Mimo godziny i moich postanowień, że nie zasnę, po dwudziestu minutach odpłynęłam. Na szczęście zdążyłam dopić piwo, bo chyba nie zdzierżyłabym, gdybym rano miała je ciepłe i bez gazu.

***

    Kiedy się obudziłam, była gdzieś szósta rano. Przeciągnęłam się i poszłam pod prysznic, wiedząc, że już i tak nie zasnę. Wychodząc w szlafroku i mokrych włosach z łazienki, podeszłam do szafy. Ubrałam czarną bokserkę i jasne szorty, czyli praktycznie tak jak zawsze, tylko kolory się różniły. Już chciałam iść po plecak, kiedy zdałam sobie sprawę, że dziś sobota i nie ma szkoły. I tu pies pogrzebany.

    Co ja mam teraz zrobić?

    Braciak oczywiście spał, więc pograć nie mogłam. Zresztą i tak bolały mnie dalej ręce, wczoraj dałam popalić. Wyszłabym na zewnątrz, ale... No właśnie, ciągle’ ale’. Z mokrymi włosami nie wyjdę, a suszyć nie chcę, więc krótko mówiąc: dupa.

    Po sprzeczaniu się samej ze sobą, w końcu postanowiłam zjeść jogurt i usiąść do kompa. O dziwo na facebooku było dużo aktywnych osób, ale żadnej, z którą można by było swobodnie pogadać. Znacie to, kiedy macie w znajomych z czterysta ludzi, a gadacie tylko z kilkoma? Fuck logic.

    Po godzinnym przeglądaniu fejsa i to mi się znudziło, więc weszłam na youtube. Kilka nowych wiadomości. Miło, chwalą nasze covery, a co dopiero własne utwory. Choć nie zawsze podobają się wszystkim kawałki jakie gramy, było nie było, rock, pop–punk itp. nie wszystkim pasują, ale i tak ludzie nas słuchają i komentują, co sprawia mi ogromną radość. Jednak jedna, przeczytana już, wiadomość mnie zastanowiła, a raczej jej nadawca. I czemu jest już przeczytana?

    "Hej, jestem Calum Hood.
Może mnie znacie z zespołu 5 Seconds Of Summer, może nie..."

    ...co? COO?!

    Czytając całą treść wiadomości po raz setny, coraz bardziej nie dowierzałam. Możliwe, że 5sos by do nas napisało? Postanowiłam zadzwonić do Rose.

    – Ash... – jej zdenerwowany głos dobiegł cicho ze słuchawki. Po chwili nie był już taki cichy. – Czy ty się dobrze czujesz, że dzwonisz do mnie o siódmej rano w sobotę?!

    – CZEMU MI NIE POWIEDZIAŁAŚ, ŻE ZESPÓŁ ASHA DO NAS NAPISAŁ?!

    – Asha...? Ach, tego twojego co też na perce gra...?

    – Tak!

    Widać, że dopiero ją obudziłam, ale niezbyt mnie to w tym momencie obchodzi.

    – To żart przecież...

    – Ale wiadomość jest z ich głównego konta! – broniłam swego.

    – Serio w to wierzysz...? – zapytała.

    I nieświadomie mnie zdołowała.

    – Cześć – powiedziałam tylko i się rozłączyłam.

    Cały humor od razu mi przeszedł. Czy to prawda? Prawdopodobnie nie, Ro miała rację. Odkąd pamiętam, marzyłam, by ktoś sławny mnie kiedyś zauważył, więc takie żarty były mi w niesmak.

    Przez moje krzyki, Patrick się obudził, więc wchodząc do mojego pokoju, sam zaczął coś krzyczeć. Normalnie pewnie sama bym krzyczała, z czego obydwoje byśmy się na koniec zaśmiali, ale nie teraz. Widząc mój podły humor, podszedł do mnie i uścisnął.

    – Będzie dobrze – szepnął, czym podniósł mnie trochę na duchu. Mimo że nawet nie znał powodu, zawsze starał się pocieszyć, za co go kochałam.

    Trwaliśmy w tym uścisku dość długo, kiedy on poszedł zrobić nam śniadanie. Ja za to wróciłam do mojego drugiego domu, zwanego garażem i zaczęłam grać mimo bólu. Czasem człowiek potrzebuje czegoś, co go oderwie od rzeczywistości, a perkusja właśnie tym dla mnie była.








~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz