Minęły cztery dni, a ja mam wrażenie, że powoli wszystko zaczyna wracać do normy. Luke z Ash'em zawarli rozejm, Mike biega do mnie codziennie uradowany z tego powodu, Leo coś ostatnio kombinuje, ale to on więc rozumiem, a Newt wybaczył Luke'owi, a mnie podziękował za pomoc tym idiotom. Czy może być idealniej? Nie, zważywszy na to, że za chwilę mam nauki jazdy z Luke'm Hemmings'em największym rajdowcem, jakiego znam. Zapowiada się ciekawie.
Uszykowałam się, na odpierdziel i czekałam na znak od mojego prywatnego nauczyciela. Och! No i zapomniałam wspomnieć, że mama dostała tajemniczy przelew na konto. Wszystkie rachunki uregulowane, a ja za parę tygodni kończę osiemnastkę, więc biorę się za pracę i studia w międzyczasie. Muszę jej pomóc, byśmy już nie popadły w takie kłopoty.
— Skarbie, ktoś do ciebie!
Usłyszałam krzyk mamy z dołu. Domyślam się, że to Luke, więc zbiegłam czym prędzej, ale to, kogo tam spotkałam, przeszło moje wszelkie oczekiwania.
— Maya?
— Hey — machnęła nieśmiało. — Możemy pogadać?
Zaprosiłam ją do swojego pokoju i szczerze powiedziawszy, bałam się tego, co chce mi powiedzieć. Obie stanęłyśmy na środku mojego pokoju.
— Na początek... — spojrzała na mnie, a jej oczy momentalnie zaszły łzami. — Tak bardzo cię przepraszam — przytuliła się do mnie tak mocno, że miałam ochotę zwrócić posiłek. — Jesteś moją naj i wiesz, że się od siebie bardzo różnimy. Byłam zazdrosna, że ty masz tego blondyna i on ma ciebie, a ja tracę przyjaciółkę. Bałam się, że mnie zostawisz dla niego. Głupio postąpiłam, przepraszam!
— Rany, Maya — również ją objęłam. — Ty też byłaś moją naj, jak mogłabym cię zostawić?
— Proszę, powiedz, że dasz mi drugą szansę?
— Jasne, że tak! — Odsunęłyśmy się od siebie. — Chciałabym znów mieć przyjaciółkę, bo ostatnio za dużo się wokół mnie chłopów kręci.
Zaczęła się śmiać, a po łzach nie było już prawie w ogóle śladu. Znam ją od dawna i wiem, kiedy naprawdę czegoś żałuje i to był właśnie jeden z tych momentów.
— Dobrze, że Leo mi poradził, bym spróbowała — otarła policzki.
— Leo? Serio? — zdziwiłam się.
— Noo, kochany jest.
Naszą rozmowę przerwał mój dzwoniący telefon.
— Luke, przeszkadzasz w pojednaniu z Mayą — wywróciłam oczami.
— Kochanie, nie wymigasz się. Czekam na dole — zacmokał.
— Maya... — zaczęłam niepewnie.
— Spoko, jesteś z nim umówiona, a ja wpadłam tak niespodziewanie. Idź, odezwę się pod wieczór, Oki?
— Dzięki, że rozumiesz — przytuliłam ją na pożegnanie.
Obie zeszłyśmy na dół, gdzie Luke nonszalancko opierał się o drzwi od strony pasażera.
— Ale ciacho — szepnęła, na co zachichotałam.
— No...
— Witaj, skarbie — pocałował mnie w policzek.
Powiedzmy, że nasze stosunki nie uległy zmianie, ale jednak Luke jest bardziej powściągliwy, jeśli chodzi o bliskość.
— To ja lecę, pa! — Machnęła i podskakując, poszła w swoją stronę.
— Pogodziłyście się? — zagadnął.
— Tak i nawet nie wiesz, jak się cieszę — przytuliłam go.
— No właśnie widzę. Wsiadaj, pojedziemy w ustronne miejsce, byś mogła poćwiczyć — poruszył sugestywnie brwiami.
— Wal się.
Zabrał mnie oczywiście za miasto, gdzie uczyłam się jeździć tak wolno, jak żółw, a go to bawiło. Nie odzywał się nawet słowem, chyba że robiłam coś źle. Widziałam, jak pohamowywał wybuch śmiechu, co mnie bardziej dekoncentrowało niżeli gadanie.
— Nie, ja się nie nadaje! — Zgasiłam auto.
— Nadajesz. Dlaczego od razu się denerwujesz? To pierwsza próba.
— Sorry, ale jak ty się chichrasz, jak debil to jakoś tracę wiarę, że umiem prowadzić — oparłam głowę na ręce.
— Hej, nadajesz się, po prostu bawi mnie, jak ostrożnie wchodzisz w zakręty — złapał za moją rękę i splótł nasze palce. — Pomóc się zrelaksować?
Spojrzałam na niego. Nachylił się i zaczął delikatnie muskać moje usta, co faktycznie w jakiś sposób mnie uspokajało.
— Pomogło? — spytał odsuwając się.
— T-Ta.
Znów zaczął się śmiać pod nosem. Ugh, zabić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz