Chłopacy byli ubezpieczeni i do 'domu' nie jechaliśmy taksówkami, tylko autami, które wypożyczyli od tutejszych kumpli. Wciąż nie mogłam się nadziwić, że jesteśmy w Hiszpanii. Podział na dwa samochody był wręcz oczywisty. Newt siedział w aucie Ash'a, a Mike i Leo w naszym. Dziwne, że Newt tak blisko trzyma się Irwina, ale z drugiej strony może są bliskimi przyjaciółmi nie tylko na torze?
— O kurwa... — spojrzałam do tyłu, słysząc przestraszony głos Leo. Siedziałam na przednim siedzeniu.
— Chcesz rzygać? — spytał sarkastycznie Mike.
— Co jest? Pobladłeś — zauważam, a on patrzy na mnie wielkimi oczami. To ma związek ze mną, rozpoznaje to spojrzenie.
— Przyjazd do Hiszpanii to chyba nie był dobry pomysł Luke — blondyn spojrzał w tylne lusterko, nie rozumiejąc mojego przyjaciela.
— Bo? — spytał.
— Właśnie. Bo? — Dołączyłam do Hemmingsa. Leo przełknął ślinę, ale się nie odezwał. Wlepił wzrok za szybę auta i milczał.
Usiadłam z powrotem na fotelu i zachodziłam w głowę, o co mogło mu chodzić.
Luke zatrzymał się pod dosyć wysokim budynkiem, a ja niezbyt wiedziałam, czy to biurowiec, czy apartament.
— Kochanie? — Wzdrygnęłam się, że aż wpadłam na kogoś z tyłu, a tym kimś okazał się być Newt.
Zadarłam głowę do góry, stojąc do niego tyłem i opierając się na jego klatce piersiowej. Trzymał mnie za ramiona.
— Uważaj — polecił i uśmiechnął się.
— Ugh, czasami cię nie rozumiem — blondyn przewrócił oczami i złapał za moją rękę.
Wszyscy zaczęliśmy wchodzić do budynku, który okazał się jednak apartamentem. Szlag, to też było na mojej liście życzeń. Z recepcji odebraliśmy swoje klucze i ruszyliśmy na swoje pietra. Jedno piętro miało po dwa mieszkania. Swoje piętro dzieliliśmy z Ashton'em, czemu mnie to nie dziwi? Piętro niżej byli chłopacy. W każdym mieszkaniu są po dwie sypialni, więc nie wyobrażam sobie, jak oni będą spać. A może Leo serio coś kręci z Mike'm?
Luke otwiera przede mną drzwi, a ja już zamieram. Robię kroki, ale można to spokojnie nazwać czołganiem się, serio. Podeszłam żwawo do okna, modląc się, by nie spełnił tego życzenia. Jak się okazało, okno aka wyjście, prowadziło na balkon czy tam taras... z widokiem na morze. Oparłam się balustrady i westchnęłam. Luke objął mnie znów od tyłu, kładąc podbródek na moim lewym ramieniu.
— Może być? — zamruczał.
— Widzę, zadbałeś o szczegóły z mojej listy — po raz kolejny westchnęłam. — Nie musiałeś tego robić, to kosztowało fortunę.
— Po pierwsze, nie było tak drogo, po drugie, chciałem, byś chociaż na te dwa tygodnie zapomniała o problemach finansowych i się odprężyła — zaczął wodzić nosem po moim policzku.
— Dziękuję — szepnęłam, przymykając oczy.
— To ja dziękuję, dziękuję, że jesteś. Idziemy wieczorem się przejść, więc możesz odpocząć.
— Wieczorem? Już jest osiemnasta, a nawet po. — Jeśli dobrze się orientuje.
— Kochanie, słońce tu zachodzi koło dwudziestej pierwszej — mrugnął do mnie. — Wyjdziemy stąd o dwudziestej, to wystarczy. Pospacerujemy, a potem czas na drugą niespodziankę — uśmiechnął się chytrze. Boje się. Co ja mu jeszcze wtedy mówiłam?
Usiadłam w salonie, a Luke postanowił iść nawiedzić chłopaków. Rozejrzałam się w kuchni za czymś do zjedzenia i znalazłam niezłe zapasy. Z szafki wyjęłam jakieś chrupki i zasiadłam z nimi na balkonie. Położyłam się wygodnie na leżaku, ale bez okularów, słońce już powoli zaczyna chować się za horyzontem, więc nie warto. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Pierwsza moja myśl to oczywiście Luke, ale pomyliłam się.
— Leo! — Ucieszyłam się. — Chrupkę? — Podsunęłam mu pod nos paczkę. Usiadł na drugim leżaku, jednak nie skorzystał z niego w pełni.
— Widziałem, że Luke przekomarza się z Ashem, więc postanowiłem wykorzystać moment — widziałam, że coś go trapi. Czyżby chodziło o mój przylot tutaj?
— Co się stało?
— Wiesz... Dobrze, że tutaj jestem — uśmiechnął się. — Gdybyś mnie potrzebowała... zobaczyła coś, czego nie chciałabyś widzieć, to przyjdź do mnie, pomogę ci — zmarszczyłam czoło. O co mu chodzi?
— Leo, ale mów konkretnie — wole mieć jasne spojrzenie na sprawę.
— Przykro mi, ale nie mogę — zwiesił głowę. — Jeśli tego nie zobaczysz, a ja cię tylko zmartwię to, zamiast odpoczywać będziesz siedzieć w czterech ścianach, a nie o to chodziło Hemmo, nie?
— Leo... — czułam się zmieszana. Powinnam drążyć czy jednak odpuścić?
— Po prostu pamiętaj, że masz mnie od zawsze i zamiast płakać po katach czy bóg wie co jeszcze, po prostu przyjdź do mnie. Znam cię, jak nikt inny — złapał moją rękę w swoją.
— Kocham cię, Leo — przytuliłam się do niego, odkładając paczkę na mały stoliczek.
— No wiem, ja ciebie też, misia — zaczęłam się chichrać na to przezwisko.
— Co to za czułości, jak mnie nie ma? — Usłyszeliśmy głos blondyna, więc odsunęliśmy się od siebie.
— Luzik, ja jej tylko przypomniałem coś oczywistego na wypadek, gdyby zapomniała — mrugnął do mnie i zniknął w głębi mieszkania. Prawdopodobnie wyszedł.
Luke usiadł na leżaku, na którym przed chwilą siedział Leo.
— Nie flirtuj z nikim, jak mnie nie ma, co? — zaśmiał się.
— Wybacz, kochanie — zacmokałam. Ewidentnie zdziwił się na usłyszenie czułego słówka.
— Kim jesteś i co zrobiłaś z moją Kate?
— Twoją? — prychnęłam.
— Hej, nie obżeraj się — próbował zabrać mi paczkę chrupek, ale uciekłam przed nim.
— Oddam, jak zostaniemy dziś w domu, jestem zmęczona, przejdziemy się kiedy indziej, oki? — uśmiechnęłam się słodko.
— Serio cię dzisiaj nie poznaje — pokręcił głową. — Ok.
— No i git — odłożyłam paczkę na stolik w salonie i zarzuciłam ręce za szyję blondyna.
— Ale nie twierdzę, że nowa ty mi się nie podoba — uniósł jedną brew, a rękoma zjechał do moich bioder. — Proponuję dokończyć to, co nam przerwano na lotnisku.
Nachylił się, zaczynając składać delikatne pocałunki na mojej szyi. Odchyliłam głowę, dając mu więcej swobody.
— Rozumiem to za tak — chuchnął i szybko mnie uniósł, a ja owinęłam nogi wokół jego pasa.
Ręce umieściłam w jego włosach i zaczęłam go namiętnie całować. Zdecydowanie ma rację, sama siebie nie poznaje.
Zaczął gdzieś ze mną iść, nie miałam ochoty odrywać się od niego nawet na sekundę, więc nie interesowało mnie, dokąd idziemy. Niespodziewanie poczułam coś miękkiego na plecach. Położył mnie? Oderwaliśmy od siebie tylko by zaczerpnąć tchu.
— Yup, zdecydowanie mi się podobasz w obu wersjach — wyszczerzył się.
— Idiota — przyłożyłam rękę do jego twarzy i odepchnęłam go w ten sposób.
Wstałam i pokierowałam się do łazienki. Myślę, że relaksacyjna kąpiel dobrze mi zrobi po podróży.
Gdy wyszłam z łazienki, miałam na sobie jedynie krótkie szorty i biały crop top z nadrukiem. Włosy upięłam w koka, bo nie chciałam ich myć, robiłam to wczoraj wieczorem. Wchodząc do salonu, wryło mnie w podłogę. Luke siedział na kanapie i coś podjadał ze sporej ilości jedzenia na stoliku.
— L-Luke? Co to jest? — pytam, widząc tonę żarcia i zapalone świeczki.
Chłopak wstał i podszedł do mnie z uśmiechem. Pocałował tak delikatnie, że się rozpływałam.
— Zdaje się, że chciałaś zjeść wykwintną kolację, nieprawdaż? — Nie wierzę...
— Miałeś tego nie robić! — fuknęłam.
— Ale nie jesteśmy w restauracji, nikt na nas nie patrzy. Tylko ty i ja — cmoknął mnie w nos. — Nie złość się, raczej twoja lista życzeń się skończyła.
— Całe szczęście — wywróciłam oczami.
— Ale po powrocie do Ramsey, dostaniesz prezent i może nawet dwa — popatrzyłam na niego wściekle.
— Kurdę, Luke! — Zabrałam jego ręce z mojej talii. — Czy ty nie rozumiesz, że ja nie lubię żyć w luksusach?! Wychowałam się w biedzie i nie oszaleje na widok kasy, którą szastasz na prawo i lewo! Nie chcę od ciebie już nic, rozumiesz?! Źle się z tym czuje, nawet jeśli powiesz, że coś nie było drogie czy coś innego! Dla ciebie może to być mało, a mi może serce stanąć, jak zobaczę cenę! Pojmij to! — Poszłam wściekła do pokoju, w którym zostawiliśmy swoje walizki.
Usiadłam wściekła na łóżku, zwieszając głowę i przytrzymując ją sobie rękoma. Usłyszałam lekkie skrzypnięcie drzwi, a po chwili zobaczyłam parę niebieskich tęczówek. Blondyn kucnął ze smutnym wzrokiem. Znów delikatnie mnie pocałował, po czym złączył nasze czoła ze sobą.
— Wybacz, że tak to odbierasz — potarł moją rękę od łokcia po nadgarstek. — To, co dostaniesz po powrocie do domu, wcale aż tyle nie kosztuje no, chyba że mój wysiłek. Nic za to nie zapłacę, a przynajmniej za jeden prezent. Chciałem po prostu spędzić z tobą i przyjaciółmi miło czas, a przy okazji spełnić twoje „marzenia" — zrobił cudzysłów w powietrzu. — Połączyłem te dwie rzeczy. Pomyśl, że jesteśmy tutaj przypadkiem, bo przyjechałem tu dla nich. Pomyśl, że ten apartament wybrał Ashton. Pomyśl, że ta kolacja, co czeka na nas w salonie to normalna kolacja w tym apartamencie. Pomyśl, że to zbieg okoliczności.
W jego oczach widziałam, że naprawdę się stara. Wiem, że chciał dobrze, ale... Wsadziłam rękę w jego włosy i pocałowałam po raz kolejny dzisiaj.
— Po prostu nie trać już na mnie pieniędzy bez pozwolenia, ok? — poprosiłam, patrząc w jego oczy.
— Dobrze — uśmiechnął się. — Idziemy jeść?
Wstał i podał mi rękę. Ach, idiota jakich mało, ale za to cholernie kochany. Jego dziewczyna będzie miała ogromne szczęście... I nie będą nią ja... Nie powinnam w ogóle o tym myśleć.
...Wszystko jest w porządku, dopóki się coś robi, dopóki nie zaczyna się myśleć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz