Przewracam się z boku na bok, usilnie próbując zasnąć. Nic z tego. Jest już tak od ponad godziny. Wkurzony wzdycham głośno i biorę telefon, by sprawdzić, która godzina. Szlag mnie trafia widząc drugą w nocy. Serio?! Schodzę z łóżka, bo i tak nie dam rady zasnąć. Może coś zjem? Głodny jestem. Zaśmiałem się w duchu. Przecież ja zawsze jestem głodny.
Wchodzę na górę i zauważam Ashton'a przy lodówce. Czyli nie tylko ja mam kłopoty ze snem. Podchodzę do niego i klepie w ramię, przez co się trochę przestraszył, ale widząc mnie, od razu się rozluźnił.
– Nie możesz spać? – pytam go, biorąc batonika ze szafki.
– Nie. Ty też?
– Jak widać. Zgłodniałem – ugryzłem kawałek jakiegoś wafelka. Nim usiadłem na dwuosobowej sofie naprzeciwko lodówki, nalałem sobie jeszcze soku pomarańczowego do szklanki. Ashton wygląda, jakby coś go trapiło.
– Cholera, Luke... – aż znieruchomiałem. Nie często słyszę w jego głosie taką bezsilność? – Chyba się pospieszyłem z Ashley – prychnąłem. Mówił, że ją pocałował, ale żeby tak to przeżywać?
– Stary, nie potrafisz się wziąć w garść i jej wyrwać – skomentowałem to, śmiejąc się z niego. Nie śmieję się z jego ciapowości, ale chcę mu trochę poprawić humor. Za bardzo poważnie do tego podchodzi i dlatego nie ma z tego korzyści.
– Powiedział ten, co robi podchody do Rose – prychnął, denerwując mnie przy tym. Tu nie chodzi o zabawę. Intryguje mnie i chciałbym się do niej zbliżyć. Co w tym dziwnego? Cholernie się staram, by mnie polubiła, a i tak czuję, że spierdoliłem po koncercie. Nie mówiłem o tym nikomu, bo sam nie wiem co o tym sądzić.
– Nie wiem, czy zauważyłeś, ale trzeba się wysilić, by w ogóle zaczęła z tobą rozmawiać – odpowiadam oburzony. Powiedzenie czasem jednego słowa wywołuje lawinę, a co dopiero potok słów? Tak, w tym momencie zdałem sobie z tego sprawę. Dokładnie teraz gdy zobaczyłem ją stojącą obok mnie. Brałem akurat łyk soku pomarańczowego i wyplułem go z powrotem do szklanki. Przestraszyła mnie bardziej jej mina niż sama obecność.
– Rose? – w jej oczach dostrzegam wściekłość, ale dlaczego?
– Chyba pójdę już spa... – nie dokończył, widząc, jak zostaje spoliczkowany. Wow! Ok. To nie był mój pierwszy raz, ale pierwszy kiedy nie wiem, za co i na dodatek tak cholernie mocny! Aż twarz mi przekrzywiła się na prawo. Wróciłem wzrokiem na dziewczynę, lekko nie rozumiejąc.
– Spróbuj się do mnie odezwać, albo nie daj boże mnie dotknąć, to ci jaja urwę i dam kotom, choć nie wiem, czy tkną – przełknąłem ślinę i spojrzałem na nią z przerażeniem.
– Ale co ja zrobiłem? – odzywam się, ale dziewczyna dostaje chyba kolejnego zastrzyku wściekłości i już się szykuję do obrony.
– Ugh! – robi dziwny gest rękoma i schodzi na dół. Te szare spodenki pokazują jej świetne nogi. Hemmings! Nie teraz!
– Co... się właśnie stało? – spytał zszokowany Ashton. Stał, jakby nie wiedział, czy mu się to przypadkiem nie śni.
– Ał – złapałem się za lewy policzek. Coś czuję, że jutro będę miał problem ze szczęką, a właściwie dziś rano. Irwin'a najwidoczniej rozbawiła zaistniała sytuacja – To nieśmieszne! Za co ja dostałem?! – pytam poirytowany.
– Hm. Nie mam pojęcia, ale może ty też coś wczoraj nabroiłeś – uniósł jedną brew i zaśmiał się. On nie umie długo udawać poważnego.
– Chyba się kimnę tu w salonie. Wolę uniknąć kontaktu z Ro – pokręciłem głową ze znudzenia. Już wstałem i kierowałem się do owego salonu, ale ręka Ash'a mnie zatrzymała – Co? – pytam, gdy on nie postanawia się odezwać. Mierzył mnie tylko wzrokiem, jakby chciał wybadać czy faktycznie coś wczoraj się wydarzyło między mną a nią.
– Luke, musisz to jakoś załatwić – westchnąłem.
– Mhmn, to będzie w ciul łatwe – uśmiecham się sztucznie. Chłopak tylko przewraca oczami.
– Mówię poważnie.
– Przecież wiem. Wymyślę coś – po tych słowach mogę wreszcie iść spać. Czeka mnie dziś długi i trudny dzień. Oby trochę snu przyniosło mi pomysł na "przeprosiny za... nie wiem za co". Sensowne, prawda? Też tak myślę.
***
– Luke wstawaj, to ważne – usłyszałem nie wyraźnie czyjś głos. Nie wiem, obstawiam, że to zjeb Calum. Trudno, śpię dalej. Dzisiaj mieliśmy mieć wolne i dopiero po południu wstąpić coś zjeść. Nie możliwe by było już południe – LUKE! MICHAEL SWOIM MIŚKIEM GWAŁCI TWOJEGO PINGWINA! – poderwałem się z łóżka zderzając się czołowo z Hood'e. Pod wpływem uderzenia, wylądował na ziemi, a ja znów na miękkiej poduszce. Zabije go! Obu!
Wstałem z łóżka i zacząłem wciągać swoje spodnie, by nakopać Michael'owi nie zapominając o obecności płci pięknej w busie. Matko, Hemmings, ty z rana myślisz?! Co jest?!
– Gdzie on jest? – pytam wstającego Calum'a. Trzymał się za głowę. Mimowolnie moje kąciki ust poszybowały do góry – To kara za budzenie mnie krzykiem – narzuciłem na siebie koszulkę i ruszyłem w kierunku dolnego pokładu.
Jakież było moje zdziwienie, gdy Clifford siedział w kuchni na sofie. Odwróciłem się przodem do Hood'a, który szedł za mną z głupkowatym uśmieszkiem. Wkręcił mnie!
– Wybacz – poklepał mnie po ramieniu i oparł się o blat.
W kuchni są obecni wszyscy oprócz Ashley i Rose. No nie wiem, czy z rana chcę mieć potyczkę z tą drugą, ale właśnie... Rano. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni i zerknąłem na godzinę.
– Hood! Czy cię powaliło?! – krzyknąłem na niego, widzą duże cyfry na wyświetlaczu, wskazujące na siódmą trzydzieści! No szlag by go trafił!
– Wszyscy wstali, a ty jesteś jak obibok – prychnął, a resztą cicho się zaśmiała.
– Dzięki – odpowiedziałem sarkastycznie, siadając naprzeciwko Rachel, czyli dokładnie tam, gdzie siedziałem w nocy. Dziwię się, widząc Ashton'a z telefonem w rękach, siedzącego obok dziewczyny. Ciekawe co robi? – Calum powiedział, że dotykałeś mojego pingwina. Kłamał, nie? – spojrzałem na Mike'a, który siedział przy oknie, czyli tak samo jak Irwin.
– Nie? Na co mi twój pingwin? – wzruszył ramionami, a mi chciało się skakać z radości. Już trzy razy go prałem, bo oni jednym dotknięciem go uświnili!
– Hey wam – wita się z nami zaspana Ashley. Czemu ja martwię się i ubieram, by im głupio nie było, a one łażą roznegliżowane?! Dobra, to złe słowo, ale ta obcisła bokserka i krótkie spodenki źle na nas wpływają! No ludzie! Jesteśmy tylko facetami, no!
Nawet Ashton oderwał wzrok od telefonu i zapatrzył się na nią. I zaś się dziewczyny dziwią, że my się na nich rzucamy, choć dla nas to zwykłe pocałunki, ale tak, rzucamy się. Dziewczyna nalała sobie wody do szklanki i odwróciła do nas przodem, przez co wzrok Irwin'a wrócił na wyświetlacz urządzenia. No tak, oni też mają napiętą relację.
– O! Ro! – spiąłem się na te słowa. Kątem oka sprawdziłem, co robi brunetka i na szczęście nie przyszła mnie bić. Podeszła do szafki ze słodyczami i wzięła z niej coś. Potem bez słowa wróciła na dół. Okey? – Co tu się dzieje? Czemu taka cisza? – spytała blondynka, nie rozumiejąc, co się dzieje.
– To ty nie wiesz? – zaczął rozanielony Calum. A temu co znowu? – Rose w nocy przyłożyła Lukey'owi – przyłożyłem czoło do stolika. Czemu on o tym gada? Czemu w ogóle on o tym wie?
– Och... – chyba zaniemówiła. A ja nadal nie wiem, co powinienem zrobić. Za mało snu. Dajcie mi łóżko.
– No właśnie – poderwałem głowę, że aż Rachel podskoczyła. – Sorry – zaśmiałem się cicho.
– Luz – odpowiedziała.
– Czemu mnie obudziłeś? – pytam się go.
– No nie wiem. Tak sobie – wzruszył ramionami.
– To ja idę spać dalej – wstaje z miejsca i kieruję się do salonu. Rzucam się na sofę, którą rozłożyłem, bo nie miałem zamiaru mieć bólu pleców.
***
Poleżałem może z godzinę, aż znów mnie nie nawiedzono. Tym razem Clifford. Umrą. Wszyscy. Umrą. Zachciało mu się grać akurat teraz kiedy ja miałem taki fajny sen.
Zszedłem na dół i przebrałem się w nowe ciuchy. Wszyscy są na górze oprócz Rose. Może to mój moment? Niepewnie wszedłem do salonu i zobaczyłem, jak brunetka patrzy na świat za oknem. Nogi miała objęte rękoma. Usiadłem obok niej, tak że ona spokojnie mogłaby oprzeć się plecami o moje prawe ramię. Jak by tu zacząć? Może najlepiej być debilem? Wyciągnąłem spod stolika notes i wydarłem z niego kartkę. Zacząłem drzeć ją na mniejsze kawałeczki, z których potem zrobiłem kuleczki. Odsunąłem się od niej, by uchronić się przed jakimś nieprzewidzianym ciosem. Pierwsza kuleczka miała trafić w ucho, ale nie trafiła i przeleciała obok. Kolejne były już bardziej celne i aż dziwne, że jeszcze się nie odwróciła z pretensjami. Śpi czy co? Wziąłem świeżą kartkę i teraz z całej zrobiłem większą kulkę. Idealnie trafiła w tył głowy. No serio nic?! Już kombinowałem co jeszcze, by tu zrobić, by zwrócić na siebie uwagę, kiedy przemówiła.
– Serio? Nudzi ci się? – aż zaschło mi w gardle, tak nagle.
– Trochę. Obudzili mnie. Pogadaj ze mną – zacząłem wbijać jej palec w łopatkę.
– Co mówiłam o dotykaniu? – jakoś nagle odechciało mi się. Postanowiłem posiedzieć w ciszy i się zastanowić – Pamiętasz, pytałeś, dlaczego czarna róża – odezwała się tak niespodziewanie.
– Mhmn – mruczę senny. To chyba ta pogoda.
– Płatki są moją duszą – otwieram powieki, analizując jej słowa. – A łodyga z kolcami jest skorupą.
– Chyba nie czaje – to na pewno wina senności, z pewnością.
– Gdy źle dotkniesz, możesz się skaleczyć przez kolec. Ja mam tak samo.
– Czyli jak cię niechcący dotknę... – przerwała mi.
– Wtedy byłbyś martwy, a to ma się nijak do kolców – zaśmiałem się.
– Dlaczego akurat czarna? – to chyba najbardziej mnie ciekawi.
– Ponieważ... – urwała na chwilę – Ponieważ taki mam charakter. Nie jestem słodka, ani miła, ani ciepła. Jestem gorzka i zimna.
– Polemizowałbym – dziewczyna zerka na mnie przez ramię – No co?
– Faceci – wywróciła oczami i powróciła do patrzenia za okno.
– Baby. Ale wracając. Może i w tej róży coś jest, ale co do czarnej to serio bym dyskutował – zapadła chwila ciszy, która była przerażająca.
– Jak tam sobie chcesz – odpowiada z obojętnością. No ale co się nie dowiedziałem czy mi wybaczyła, to się nie dowiedziałem.
Postanowiłem nie drążyć tematu, więc chciałem posiedzieć w ciszy. Bawiłem się telefonem, obracając go w dłoni. Zachciało mi się posprawdzać fora. Wszedłem na twittera i zacząłem się śmiać, widząc nowe zdjęcie Ashton'a. Wygląda na to, że zrobił je dziś rano. Przesunąłem palcem w górę, by sprawdzić inne nowości.
– To był zakład? – odzywa się Rose, siadając przy mnie ramię w ramię.
– Co? – pytam, nie rozumiejąc jej dziwnego pytania.
– No czy założyłeś się o coś z Ashton'em.
– A konkretnie? Niby o co miałbym? – serio, pierwsze słyszę o jakimś zakładzie.
– O to, kto pierwszy nas wyrwie – wytrzeszczyłem oczy.
– Kto ci tak powiedział?! – spytałem wkurzony i jednocześnie zaskoczony. Nie wiem który imbecyl tak nagadał, ale ma ode mnie piątkę w łeb z patelni.
– Nikt – wzruszyła ramionami – Więc?
– Nie, nie ma żadnego zakładu. Dlaczego tak pomyślałaś?
Nie odpowiedziała tylko znów zapadła cisza. Już mnie to denerwuje.
***
O piętnastej wreszcie poszliśmy na obiad tak długo wyczekiwany. Zamówiłem sobie pizze, zresztą nie tylko ja. To było dziwne, gdy dziewczyny usiadły same. To wina Ash'ów i ich kłótni? Tak czy siak, nie podoba mi się ta postać rzeczy. Wstałem, by do nich podejść i chwilę pogadać.
– Może jednak usiądziemy razem? – pytam, będąc przy ich stoliku. Rachel spojrzała na mnie, by po chwili zmierzyć wzrokiem swoje towarzyszki, bo nie wiem, czy mogę je nazwać przyjaciółkami. To mi na przyjaźń nie wygląda.
– Nie, dzięki – odpowiada Ash z uśmiechem na twarzy. Ok?
– Ale coś nie tak? – bycie natrętnym to moje trzecie imię.
– Nie, wszystko jest w porządku. Chciałyśmy chwilę pogadać same – zamrugała do mnie porozumiewawczo.
Wróciłem do reszty. Zjedliśmy nasz posiłek, ale okazało się, że nigdzie nie idziemy, bo dopiero o szesnastej mamy być w hotelu. Cudownie.
Usadowiłem się wygodnie na fotelu, ze słuchawkami na uszach. Jednak ta pozycja mi nie pasowała, więc zmieniłem ją na bardziej leżącą. Chyba nie muszę powtarzać, jak to jestem śpiący?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz