— Kate, nie wygłupiaj się i wsiadaj! — stanąłem przy przystanku autobusowym. Ledwo zatrzymałem się na czerwonym świetle, to ta wyleciała z samochodu niczym wariatka! Wkurzyła mnie tym, nawet bardzo.
— Nie wsiądę z tobą do jednego auta! — odkrzyknęła, a ja miałem chęć wysiąść z siebie...
— Co ci odwaliło?! — krzyknąłem, będąc na granicy wytrzymałości. — Wsiadaj! — Nie zareagowała. – KATE! — warknąłem.
— Jedź sobie! DAJ MI SPOKÓJ! — uderzyłem o kierownice, przeklinając. Dobrze, jak sobie chce niech siedzi na tym zasranym przystanku!
Ruszyłem autem, by dojechać do garażu, ale już w połowie drogi miałem dziwne myśli. Nie no, nie zostawię jej w środku nocy samej na jakimś pierdolonym przystanku! Wybrałem numer do naszego wspólnego znajomego z nadzieją, że chociaż do jego auta wsiądzie.
— Obyś miał powód do mnie dzwonić, bo właśnie wchodzę do domu — oznajmił.
— Mam — przymknąłem powieki.
— Co jest? — Chyba wyczuł po moim głosie, że to raczej nic dobrego.
— Pojedziesz po Kate? Siedzi sama na przystanku, tym ostatnim przed wyjazdem z miasta — cisza. — Halo?
— Coś ty kurwa znowu odpierdolił? — westchnąłem zirytowany. — Dobra, zaraz po nią pojadę, a jak się dowiem, co zjebałeś, to ci przypierdolę! — ostrzegł. — Na razie.
— Dzięki — rozłączyłem się i zgasiłem silnik auta, będąc już w garażu. Oparłem głowę o zagłówek, rozmyślając. Nie no, nad czym mam myśleć? Nic nie zrobiłem!
Wysiadłem z auta, trochę za mocno trzaskając drzwiami i wsiadłem do drugiego. Pojechałem do domu, oczywiście okrężną drogą, by sprawdzić, czy Kate nadal siedzi. Dostrzegłem samochód Mike'a stojący na postoju dla autobusów, więc odetchnąłem z ulgą. Wyminąłem go, a po kilku minutach siedziałem już w swoim pokoju. Mam ochotę coś rozwalić, a najchętniej to komuś przywalić. Tak, to drugie chyba bardziej.
***
Jak na złość obudziłem się bardzo wcześnie rano. Miałem też problem z zaśnięciem w nocy. Przewracałem się z boku na bok, ale dopiero po czwartej udało mi się odpłynąć. Teraz mamy siódmą, więc zapowiada się dzień, w którym będę ledwo żywy. Spojrzałem na swój telefon, ale nic, zero powiadomień. Michael pewnie chce mnie pobić, a Kate zerwać umowę. Cudownie. A nawet nie wiem, co zrobiłem źle.
Moje rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi. Wstałem z łóżka i otworzyłem je, szykując się na opierdol od ojca. No bo kto może mnie nawiedzać o tej godzinie? Jakie było moje zdziwienie, gdy za drzwiami ujrzałem...
— Mike? — A może ja śnie?
— Musisz z nią pogadać — wszedł do mojego pokoju niczym do siebie. Zamknąłem drzwi i spojrzałem na niego niezrozumiale. — Przeraziłeś ją wczoraj, stary — usiadł na fotelu, wzdychając.
— Niby czym? — prychnąłem.
— Ty udajesz czy serio zdebilizowałeś?
— Nie ma takiego słowa — przewrócił oczami.
— Po prostu jedź do niej i pogadać. Nie wtrącam się w to — uniósł do góry ręce.
— To po co tu w ogóle jesteś? — skrzyżowałem ręce. Popatrzył na mnie w ciszy.
— Też się zastanawiam — wstał, kręcąc głową. Pokierował się do drzwi i ostatni raz na mnie spojrzał, wzdychając, po czym wyszedł.
Przetarłem sobie twarz rękoma. Co ja właściwie robię? Dlaczego byłem dla niego taki chamski? Nie poznaje samego siebie... Kate, muszę z nią pogadać. Przeraziłem ją? Czym? Szybką jazdą?
Zacząłem szybko naciągać na siebie ubrania, by jak najszybciej z nią o tym pogadać. Potem muszę przeprosić Michael'a. Może typowo męski wypad z chłopakami do baru nie byłby najgorszym pomysłem.
Zbiegłem na dół, gdzie oczywiście musiałem natrafić na rodziców.
— Gdzie idziesz? — Aż dziwne, że ją to ciekawi...
— Mam coś do załatwienia.
— Jedziesz do swojej dziewczyny? — Już łapałem za klamkę, ale jej pytanie mnie przeraziło. Skąd ona wie?
— Skąd o niej wiesz? — Wszedłem do kuchni.
— Masz dziewczynę?! — Zdziwił się ojciec, czytając gazetę.
— Żebym ja się takich rzeczy dowiadywała od twoich kumpli! — Zaczęło się. — Masz dwadzieścia jeden lat i jak przyniesiesz do tego domu...
— Uspokój się Ella — odezwał się ojciec.
— No co?! Przyniesie bachora, my będziemy musieli się nim zajmować, a on będzie latał po imprezach w nocy! — Przymknąłem powieki, by sam za chwilę nie zacząć się drzeć.
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem, czym prędzej z domu słysząc za plecami nawoływanie ojca. Nie oceniajcie mojej matki, ona po prostu jest cholernie ostrożna. Chcę byśmy najpierw dostali dobrą pracę, a potem zajęli się zakładaniem rodziny. Ojciec jest bardziej pobłażliwy i skory do rozmów, matka surowa i nie zmienia nigdy swego zdania.
***
Po kilku minutach byłem już pod domem Kate. Ciekawe czy jej matka mnie w ogóle wpuści. Zapukałem do drzwi i czekałem na jakikolwiek odzew. Nagle drzwi otwierają się.
— Dzień dobry, ja do Kate — przywitałem się.
— Domyśliłam się — zaśmiała się. — Wejdź, jest na górze.
Przepuściła mnie, a ja zdjąłem buty, bo tu zostawia się je w korytarzu... No nieważne. Pobiegłem na górę i wszedłem do jej pokoju, jakbym wchodził do siebie. Nie powinienem tego robić, bo...
— Luke wyjdź! — Ryknęła na mnie i zakryła swoje piersi bluzką. Pomińmy fakt, że miała stanik, który całkiem nieźle opinał... — WYNOCHA! — Zakryłem oczy jak małe dziecko widzące rodziców uprawiających seks.
— Tiak mosie byś? — Udałem małe dziecko, które boi się krzyku mamusi.
— Ugh. Już — zabrałem jedną rękę, a potem drugą, gdy zauważyłem, że już jest ubrana. — Co ty tutaj robisz? — Zaplotła ręce pod piersiami.
— Przyszedłem pogadać, może przeprosić, to zależy od tego, co zrobiłem źle — usiadłem na skraju łóżka.
— Michael u ciebie był? — Spytała speszona.
— Tak, mówił, że cię przeraziłem. Boisz się szybkich jazd? — Uśmiechnąłem się szeroko.
— To nie tak, że nie lubię... To znaczy... — chyba niezbyt wiedziała, jak to ubrać w słowa.
— Spokojnie, wytłumacz mi to na spokojnie — usiadła przy biurku.
— Jak byłam mała, to miałam wypadek — otworzyłem szeroko oczy. — Razem z siostrą i wujkiem jechaliśmy do babci dosyć szybko, bo byliśmy spóźnieni... Issabell nie słuchała i mi ciągle dokuczała. Wujek w końcu nie wytrzymał i odwrócił się, by nas rozdzielić, ale wtedy zjechał z prawidłowego pasa i wjechaliśmy wprost pod inny samochód. To znaczy teoretycznie — potrząsnęła głową. — Chyba jechaliśmy skośnie i ten samochód znad przeciwka uderzył w nasz bok i tak wypadliśmy z drogi, tak mi się wydaje. Nie pamiętam tego dobrze, miałam poważny uraz — bawiła się kartką papieru.
— Rany Kate... — zacząłem, ale ona najwidoczniej nie skończyła.
— Wujek jechał naprawdę szybko, a odwrócił się tylko na ułamek sekundy... A kolejną sekundę później byliśmy już nieprzytomni — jej oczy zaszły łzami. — Wujek zmarł na miejscu, a my z siostrą walczyłyśmy o życie. Wtedy — zaśmiała się, wycierając łzy — ojciec nas olał i wyjechał do swojej ladacznicy.
— Przykro mi, gdym wiedział... — schowałem twarz w dłoniach. — Naprawdę nie chciałem cię przestraszyć.
— Wiem, uświadomiłam sobie to potem, że przecież nic nie wiedziałeś, ale to nie zmienia faktu, że prosiłam, byś zwolnił — otarła oczy z łez.
— Ukarz mnie — spojrzała na mnie jednym okiem, bo drugie nadal wycierała.
— Co? — Nie wybuchnij, tylko nie wybuchnij śmiechem...
— No daj mi karę jakąś — wstałem, chowając ręce do kieszeni spodni.
— A-Ale jaką? Zwariowałeś? — Nie mogłem wytrzymać i w końcu parsknąłem śmiechem. — Żarty sobie stroisz! — Wstała i zaczęła mnie okładać zeszytem.
— No sorry, no! — Ciągle się śmiałem. Chwyciłem za jej nadgarstki. — I co teraz?
— Gówno! Puszczaj mnie idioto! — Wywróciłem oczami i popchnąłem ją na łóżko, szybko znajdując się nad nią. — Złaź!
— A magiczne słowo?
— Spierdalaj — uśmiechnęła się przebiegle.
— Ach tak? — Zacząłem ją łaskotać, a ona prosiła, bym przestał. Spełniłem jej prośbę, ale tylko dlatego, że miałem ochotę ją pocałować.
Muskałem delikatnie jej wargi, a ona wcale nie protestowała, wręcz przeciwnie. Liczę, że po zakończeniu naszej umowy, zostaniemy przyjaciółmi. Nie wyobrażam sobie innej opcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz