sobota, 10 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.4 Ashley

  


    Wyszłam spod prysznica i ubierając się we wcześniej przygotowane ciuchy. Usłyszałam jak mama Rose coś do niej woła, ale ta nic nie odpowiedziała.

    Kiedyś dziwiło mnie to, czemu Rose aż tak bardzo nie cierpi swojej rodzicielki. Nie wiem, czy jej coś zrobiła, ale z zewnątrz wyglądała na miłą osobę. Nie zagłębiałam się jednak bardziej w ten temat, bo wiem, że Rose oczekiwałaby tego samego. Że powiem jej o mojej rodzinie. A tego nie chciałam, więc pod względem rodzin w ogóle się nie znałyśmy.

    Chciałam spiąć włosy, żeby ich nie rozczesywać, ale wtedy przypomniałam sobie o czymś, co mi to uniemożliwiło. Tatuaż. Boże, jak ona by go zobaczyła to od razu by padły pytania o niego. Tylko ja i ojciec wiedzieliśmy, co on oznacza i tak miało pozostać. Rozpuściłam więc włosy i sięgnęłam po szczotkę Rose. Nie obrazi się.

    Włożyłam okulary i wyszłam z łazienki, rozczesując włosy. Spojrzałam na Rose. Musiałam ją przywrócić do rzeczywistości, bo zamyślona wpatrywała się w kalendarz.

    – Nad czym myślisz? – spytałam.

    – Ojciec dziś wraca – odparła zrezygnowana, siadając na fotelu i sięgając po jakąś gazetkę.

    – To chyba dobrze? – mówiąc to, akurat rozczesywałam włosy. Czułam, jak kropelki wody skapują mi na szyję, przez co przeszedł przeze mnie dreszcz. Zimno...

    Dla kogoś, kto stracił tatę, to na pewno byłoby fajnie, żeby wrócił, pomyślałam.

    – Nie gadajmy o tym.

    W pełni ją rozumiałam.

    W tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. Rose zbiegła na dół, a ja zostałam u góry i rzuciłam się jej na łóżko. To pewnie listonosz, choć... Listonosz o tej porze w niedzielę?

    Czekałam na nią dość długo, ale kiedy nie przychodziła, postanowiłam zejść na dół i zobaczyć kto przyszedł. Miałam mokre włosy, a na sobie bokserkę z dużym dekoltem i przykrótkie szorty. I tak zeszłam na dół.

    Stojąc na schodach, zauważyłam przyjaciółkę, wpatrującą się przed siebie, w kogoś za drzwiami. Nie widziałam kto, więc podchodząc bliżej, spytałam:

    – Rose, kto to jest?

    Miała rozdziawione usta, ale kiedy mnie usłyszała, od razu je zamknęła i spojrzała na mnie. Zaciekawiona jeszcze bardziej, odsunęłam ją kawałek i wyjrzałam zza drzwi.

    – Wpuścicie nas? – zapytał Luke.

    Tak, właśnie przed nami stał cały zespół 5 Seconds Of Summer, a my nie potrafiłyśmy się do nich odezwać. Co oni tu robią? Czyli ta wiadomość była prawdziwa?

    Może trzeba było nie mieszać tej zapiekanki z pączkiem?

    – Ash, ty też to widzisz.... nie? – Przyjaciółka patrzyła wciąż na mnie, nie dowierzając.

    – Yhym... – tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.

    Spojrzałyśmy jeszcze raz na chłopaków i w tej chwili dostałam przypływ nagłej odwagi.

    – Możecie wejść, prawda? – spytałam już trochę bardziej rozluźniona. Rose kiwnęła głową i wyszła z przejścia, a chłopacy weszli do środka.

    – To... Co tu robicie? – zapytałam, wymyślając gadkę–szmatkę na poczekaniu, byleby tylko nie siedzieć w ciszy.

    – Jak to "co"? Nie dotarł do was email? – zdziwił się Calum.

    W tym momencie uświadomiłam sobie jedną, bardzo ważną rzecz. Skoro jest tu cały zespół, to... Boże, Ashu tu jest!

    – Coś się stało? – zdziwił się Cal, widząc iskierki w moich oczach.

    Nie mogłam odpowiedzieć, bo byłam zbyt sparaliżowana myślą, że mój bóg perkusji, poza oczywiście Phil'em Rudd'em, Rick'iem Allen'em i Aaron'em BuckHard'em, stoi przede mną.

    – To ja zrobię coś do picia – stwierdziła Rose i poszła do kuchni, zostawiając mnie samą.

    Świetnie.

    – To jak z tym emailem? Przyszedł do was, zgadzacie się? – wypytywał Luke.

    Usiadłam na fotelu, próbując się skupić, ale nie wyszło, więc wstałam i zaczęłam krążyć po pokoju.
    
    – Myślałyśmy, że to żart – wydusiłam na jednym tchu, zamykając oczy.

    No bo skąd mogłam wiedzieć, że to prawda?

    Myślałam, że sos'y się wkurzą, ale wszyscy jak na zawołanie parsknęli śmiechem. Spojrzałam na nich zaskoczona, choć w duchu cieszyłam się, że nie zareagowali inaczej. Atmosfera momentalnie się zmieniła.

    – Jesteście mi winni po dwie dychy – zaśmiał się Michael. Widząc moją minę, dodał: – Tak myślałem, że tak to odbierzecie, ale ci idioci upierali się przy swoim, więc się założyliśmy.

    Aha.

    Po jego wyjaśnieniach Ashton sięgnął do torby, którą miał przełożoną przez ramię i wyciągnął z niej dwie kartki. Po bliższym przyjrzeniu się stwierdziłam, że to ten sam kontrakt, który wysłali w załączniku.

    – Ta jak? – Wyciągnął dłoń z dokumentami w moją stronę, podchodząc bliżej. – Zgadzacie się?

    Jak mogłabym odmówić? – pomyślałam, ale na szczęście powstrzymałam się od wykrzyczenia tego i rzucenia mu się na szyję.

    – Zapytam Rose... i Rachel – dodałam, kiedy sobie o niej przypomniałam.

    Idealnie z moimi słowami Rose weszła do salonu, trzymając tacę z napojami. W tym też momencie zrozumiałam, że moja przyjaciółka jest w samej skąpej pidżamie, a ja w bluzce, przez którą widać mi prawie połowę cycków i obie stoimy tak przed jednymi z największych gwiazd w Australii.

    Po raz pierwszy w życiu spłonęłam rumieńcem. Twarz mnie dziwnie zapiekła, a krew napłynęła mi do policzków.

    – Wiedziałem! – krzyknął Luke. – W końcu się skapnęłaś, prawda?

    Zaśmiał się, a wszyscy prócz mnie, spojrzeli na niego pytająco. Tsaaa... Kto by pomyślał, że taka gwiazda okaże się zbokiem, prawda?







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz