Już lada dzień wylatujemy. Luke się nieźle wkurzył, że nie było go wtedy obok mnie i wbrew pozorom przesiaduje ze mną każdą wolną chwilę. Co do mnie to... nie wychodzę z apartamentu, ba, nawet nie wychodzę za drzwi. Dziś Luke pojechał pozałatwiać sprawy związane z wylotem, bo w końcu planował zostać nieco dłużej. Oczywiście mówiłam, że wystarczy, by mnie wsadził w samolot, a ja sobie sama poradzę, ale uparł się, że wraca ze mną.
— Elo, elo, trzy, dwa, zero! — Do kuchni wparował Michael, który ma mnie dziś niańczyć.
— Hej, Mike — przywitałam się, robiąc sobie kanapki.
— Jak tam ma się moja przyjaciółeczka?
— Dobrze? — spojrzałam na niego zdziwiona. — Co to za dobry humor?
— A bo wreszcie Lucyna zostawił ciebie ze mną — poruszył zabawnie brwiami. — Normalnie jest cholernie zazdrosny, jeśli mamy spędzać czas sam na sam. If you know what I mean...
— Dlaczego miałby być zazdrosny? Przecież my się tylko przyjaźnimy.
— Kobieto, ranisz mnie — złapał się za serce. — Ja cię kocham nad życie, a ty mi mówisz, że ja dla ciebie jestem przyjacielem! CHLIPIE!
— Czy ty się dobrze czujesz, kochanie? — Dotknęłam jego czoła.
— Mrrr, mów tak do mnie! — Niespodziewanie zamknął mnie w szczelnym uścisku.
— Mikuś, dusisz — poklepałam go po plecach niczym zawodnik na ringu, który się poddaje.
— Wybacz — zaśmiał się i mnie puścił. — Ale tak na poważnie, to Luke jest w dziwnym stanie umysłu, który wmawia mu, że jeśli jakiś facet będzie z tobą zbyt blisko przebywał, to mu ciebie odbije — wzruszył ramionami, opierając się o szafkę.
— C-Co? — zdziwiłam się. — Ale ja i Luke przecież...
— On twierdzi, że jeśli znajdziesz sobie faceta, to rzucisz jego i waszą umowę — prychnął — ale to głupota i najgorsza wymówka świata. Widać, jak na ciebie leci.
— Mike, o czym ty mówisz — niespodziewanie nóż wyleciał mi z ręki. — Przecież to niemożliwe... Luke jest moim przyjacielem.
— Och... friendzone... — szepnął pod nosem. — Albo jesteście po prostu głupi i oboje oszukujecie samych siebie. Kto normalny by się nie zakochał, jeśli tyle, co wy by się migdalił?
— Przestań, gadasz głupoty! — Warknęłam i schowałam nóż po umyciu go.
— Jasne... — prychnął. — To dlaczego ostatnio mi mówił, że chce spłacić długi twojej matki? Źle się czuje z wykorzystywaniem ciebie w ten sposób i chce zerwać umowę, ale wie, że nie może zrobić tego ot tak sobie, bo potrzebujesz tej kasy. Ocknijcie się, bo nie mam ochoty bawić się w swatkę — był poirytowany, a ja zszokowana.
Luke chce spłacić wszystkie długi? Chce zakończyć naszą umowę? To wszystko zaczęło mnie przerażać, za duży natłok nowych wiadomości.
— Am, możemy pogadać o czymś innym? — poprosiłam.
— Dobła, więc co z prawkiem?
Dyskutowaliśmy przez dobrą godzinę, a w międzyczasie zajadaliśmy kanapki. Czułam, że ten dzień wcale nie będzie należał do najkrótszych, ale z drugiej strony lada moment i będę w domu.
*He*
Kilka godzin wcześniej...
Wstałem skoro świt, robiąc wszystko, byleby nie obudzić Kate, która słodko spała na moim torsie, ale zmuszony byłem ją delikatnie ze mnie zdjąć. Ubrałem się szybko, bo chciałem wpaść jeszcze do Mike'a, by poprosić go o pomoc. To ostateczność, bo niezbyt mam ochotę zostawiać ich samych, ale nie mam wyjścia skoro muszę jutro wrócić z nią do Ramsey.
Wszedłem do ich apartamentu bez pukania – w końcu mieszka tam tylko trzech facetów. Newta zobaczyłem z laptopem w salonie z nogami na stoliku. Machnął do mnie ręką.
— Gdzie Mike? — spytałem Leo, który oglądał TV.
— W pokoju, ale spoko, już nie śpi — uniósł kciuk w górę.
— Dzienx.
Ruszyłem szybko, a widok, jaki zastałem, niemal zwalił mnie z nóg. Syf nie z tej ziemi i czerwonowłosy, który próbował to ogarnąć. Nie wiem, kto tak nasycił i nie wiem, czy chce to wiedzieć.
— Odpowiadając: to nie ja — mruknął, zbierając koszulkę z podłogi.
— Święty przez komin wszedł. A nie, czekaj. Tutaj nie ma komina — zakpiłem, chowając dłonie w kieszeniach spodni.
— Ha, ha, ale ci się żarcik wyostrzył. Czego chciałeś? — zmienił temat.
— Normalnie bym cię o to nie poprosił, ale to sytuacja kryzysowa i musisz posiedzieć z Kate. Muszę pozałatwiać sprawy związane z jutrzejszym wylotem — wyjaśniłem.
— Ty? Chcesz powierzyć ją MNIE? Dobrze się czujesz? — uniósł jedną brew.
— Ugh po prostu mi pomożesz?
— Dobra, ale ty mi mów co za sprawy załatwiasz? — Zamyśliłem się czy powinienem mu powiedzieć, ale w końcu Mike wie o wszystkim, więc...
— Muszę jechać, wypłacić moją kasę.
— Luke, na co ci tyle forsy? Zwariowałeś? — Przestraszył się.
— Muszę pomóc Kate z długami, wiesz o tym. Mam dość dawania jej kasy za każde zbliżenie się... to zaczęło mi przeszkadzać — warknąłem zły.
— Zakochałeś się — zaśmiał się głupkowato.
— I może frytki do tego? — prychnąłem. — Jest dla mnie ważna, ale...
— Pierdol sobie dalej — wywrócił oczami.
— Dobra, cokolwiek pozwoli ci dziś pomóc przyjacielowi — popatrzył na mnie chwile, jakby się zastanawiając.
— Dobra, chujku.
***
Wróciłem do domu nieźle zmęczony. Formalności to zdecydowanie branża, którą lubi mój ojciec, ale ja już niekoniecznie. Gdy po drodze wstąpiłem do sklepu, oczywiście musiałem kupić jakiś drobiazg dla Kate na pamiątkę pobytu tutaj, choć z drugiej strony nie wiem, czy ona to tak miło będzie wspominać. Idąc spokojnym krokiem do apartamentu, ktoś zaczął się do mnie dobijać. Odebrałem od niechcenia połączenie.
— Czego chcesz, Alice? — Ostatnia osoba, jaką chcę wspominać.
— Ciebie też fajnie słyszeć, Luke — prychnęła. — Pamiętasz o naszej umowie? Wakacje się kończą.
— Jakie, kurwa, kończą?! — warknąłem. — Dopiero co zaczęły, nie wkurwiaj mnie.
Popchnąłem drzwi i wszedłem do budynku.
— Nie pieprz. Chyba, jak przejmiesz pałeczkę na dwa miesiące, to nie umrzesz, co? Ja muszę przez dziesięć, pierdolonych miesięcy zasuwać, więc teraz twoja kolej, buraku!
— Skończyły ci się obelgi? — zaśmiałem się. — Przyjedź, Adam tutaj jest. Może znów na siebie polecicie.
— Teraz to ty mnie nie wkurwiaj.
— Cokolwiek — wywróciłem oczami. — Dopiero jutro wracam do stanów, więc jak chcesz, możemy się spotkać i przedyskutować nasze obowiązki, Al — obracałem w dłoni małą zawieszkę.
— Nie jestem Al! I dobra, spotkamy się. Swoją drogą — zaśmiała się wrednie — twoja nowa laska wie o naszej umowie?
— Stój pysk i idź pracować dupą, skoro już niedługo będziesz mieć wolne, to pewnie z brzuchem wrócisz do mnie.
— Och, przecież już to przerabialiśmy, Lukey — powiedziała słodko.
— Dobra, na razie, Alice.
Nie czekając na odpowiedź, po prostu się rozłączyłem. Głupia suka. Podnosząc wzrok, zauważyłem Ashton'a, który wyglądał, jakby ktoś wrzucił go do wrzątku.
— Pokłóciłeś się z Miley, że jesteś taki wpieniony? — Zaśmiałem się, ale ten zdawał się mnie ignorować.
Poszedł gdzieś, więc ja ruszyłem, czym prędzej do mieszkania. Jak pomyślę, że Mike tyle siedział z Kate, to aż mnie coś gniecie w środku. Wparowałem do środka, ale jedyne, co tam zastałem to dziewczynę siedzącą na tarasie. Nim jednak zdążyłem do niej pójść, do mieszkania wpadł wściekły Ash. Więc to jednak do mnie ma wonty.
— Kurwa wisisz mi dwadzieścia kafli i swoją furę — stanął naprzeciwko mnie, grożąc palcem.
— Co? — zaśmiałem się. — W główkę przygrzało? Dlaczego miałbym przegrać zakład?
— Dlaczego? DLACZEGO?! Może mi wyjaśnisz, dlaczego to JA grałem uczciwie jeden jedyny raz, a ty sobie dziwkę z ogłoszenia wynająłeś? — Zmniejszyłem dzielący nas dystans.
Jego słowa podgrzały krew w moich żyłach i przysięgam, że o jedno słowo powiedział za dużo.
— Odwołaj to — rozkazałem. — Przekomarzać się możecie do woli, ale nie będziesz jej tak obrażać, nie przy mnie, Irwin!
— Luke, do chuja pana! — zaczął chodzić po salonie. — Płaciłeś jej, by doskonale odgrywała rolę twojej dziewczyny. — Skąd on wie? — Przegrałeś Luke i wygrana należy się mnie, choć bardziej jednak zabolał mnie fakt, że nie grałeś czysto. Już zaczynałem wierzyć, że coś pomiędzy wami jest, ale moje pierwsze wrażenie było słuszne, to po prostu dziewczyna do wynajęcia.
— Zamknij się do kurwy! Nie jest żadną dziewczyną do wynajęcia!
— Co się dzieje? — Z tarasu wyszła Kate.
— Gówno — warknął. — A ty oddajesz mi moją pulę. Mam dosyć — wyszedł, trzaskając drzwiami.
— Nosz kurwa — kopnąłem kanapę i usiadłem na niej.
— Co się stało, Luke?
— Dowiedział się, nie wiem jak, ale wie wszystko — schowałem twarz w dłoniach.
Nie tak to miało wyglądać. Nie jestem zły, że muszę mu oddać mój samochód, którym się ścigam, to już nieważne skoro rzuciłem to w cholerę, ale bardziej boli mnie fakt, że ją obrażał i nie zdążyłem przerwać tego zakładu. Tak bardzo w tym momencie tego żałuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz