To było jak uderzenie prosto w twarz. Sama nie wiem, kiedy nogi kazały mi stamtąd uciekać i po prostu biegłam przed siebie. Nie płakałam, ale czułam, jak moje serce wali jak oszalałe ze strachu. On wrócił i na dodatek Luke go zna. Co będzie teraz? Nie wyjdę z pokoju, dopóki nie będzie czas powrotu do domu.
Zatrzymałam się przy aucie Luke'a i zsunęłam się po drzwiczkach od strony pasażera na ziemię. Mój oddech był przyspieszony, a panika mnie wszech ogarniała. Nagle poczułam zimne dłonie na ramionach, na co zaczęła panikować i krzyczeć, by mnie puścił.
— Kate to ja, spokojnie! — Widząc brązowe oczy przyjaciela, zaczęłam się uspokajać. — Już dobrze, Luke mu przywalił i też zaraz tutaj będzie, jak weźmie wasze rzeczy. Powiedziałem mu, że pobiegnę pierwszy.
Zamknął mnie w żelaznym uścisku, a ja wreszcie czułam, jak moje serce zwalnia.
— Wiedziałem, że to był zły pomysł, przylatując tutaj — mruknął, co i tak usłyszałam. — Obiecaj, że gdyby coś to przyjdziesz do mnie. Nie chcę byś popadła w jakąś depresję.
Wtedy również taki był. Wtedy miałam inne zajęcie niż rozmyślanie o Adamie. Teraz? Teraz blondyn będzie mi o nim przypominał. To będzie tak bardzo trudne.
— Kate...? — Usłyszałam aksamitny głos Luke'a.
Spojrzałam na niego, nadal kurczowo trzymając się Leo.
— Zabierz ją do apartamentu, a ja dojadę, chyba że mam jechać z wami... — czułam, że to pytanie kierował do mnie.
Pokręciłam przecząco głową, przecież dla niego to też wakacje. Leo pomógł mi wstać i otworzył drzwi. Nie wiem, nawet kiedy Luke wsiadł do auta i czekał na mnie. Podał mi moją bluzkę, a ja od razu ją ubrałam. Nie pytał, to dobrze.
Po kilku minutach staliśmy pod domem, a ja nawet nie zwróciłam na to większej uwagi. Opierałam głowę o szybę, rozmyślając o wszystkim. Milion myśli biegało mi po głowie, na żadnej nie potrafiłam się skupić.
— Kate... — zaczął niepewnie — jesteśmy na miejscu.
Czuł się niezręcznie i nie wiedział, jak ze mną rozmawiać. Z jednej strony powinnam mu powiedzieć cokolwiek, by się nie martwił, ale z drugiej strony nie chcę wspominać mojego związku z... tym kretynem.
Wysiadłam powoli z auta i kierowałam się w stronę schodów. Luke szybko mnie dogonił, idąc krok obok mnie. Przekraczając próg apartamentu, niemal od razu poszłam do pokoju. Wzięłam jakieś ubrania, byle tylko pozbyć się wspomnień z dzisiaj. Wyrzucę te rzeczy, nic nie może mi przypominać o ponownym spotkaniu Adama. Weszłam do łazienki z zamiarem szybkiego prysznicu. Zapomnieć. Po skończonych czynnościach wyszłam z łazienki i położyłam się na łóżku, przyciągając nogi pod samą brodę. Wgapiałam się w pogodę za oknem, która nie wyglądała dobrze. Wcześniejsze błękitne niebo, zasłoniły chmury. Zdawać, by się mogło, że pogoda jest w jakiś sposób połączona z moim samopoczuciem. Nagle usłyszałam otwieranie drzwi i je zamknięcie.
— Luke?
Wolałam się upewnić, co jak co, ale miałam dziwną obawę, że Adam za chwilę znów pojawi się przed moimi oczami.
— Tak.
Odpowiedział krótko, kładąc się obok mnie. Odetchnęłam z ulgą.
— Kate... j-ja wiem, że coś się wydarzyło... coś złego, ale — nie wiedział, jak ubrać to w słowa. — Chciałbym ci jakoś pomóc.
— Skąd go znasz?
Zapadła chwilowa cisza.
— To przyjaciel od przedszkola, ale... — wypuścił głośno powietrze — ale nagiął zasadę przyjaźni kilka lat temu i teraz myślałem, że się ogarnął, ale to jak o tobie mówił, uświadomiło mi, że on nadal jest taki sam.
Odwróciłam się do niego twarzą. Kreśliłam znaczki na pościeli pomiędzy nami.
— Pamiętasz dzień, w którym byliśmy w kawiarni? — Spytałam i zerknęłam na niego. Kiwnął twierdząco głową. — Tamtego dnia wyrwałam się spod twojego dotyku. Byłeś pierwszym facetem, który tak mnie chwycił od czasu uwolnienia się od Adama — przełknęłam ślinę. — Nawet nie wiesz, jak bardzo mi przypomniałeś wtedy o nim. On w ostatnich tygodniach naszego związku, był bardzo agresywny i zaborczy. Zmuszał mnie do wielu rzecz. Ciągnął mnie za sobą niczym psa na smyczy.
— Co za... — zacisnął dłoń w pięść.
— Ale to nie wszystko — pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. — Najgorsze było to, jak mnie zmuszał do... — zacisnęłam powieki.
— Żartujesz... powiedz, że żartujesz.
— To nie było tak, że był brutalny, ale po prostu... na początku, gdy mówił, że chce, to tak musiało być — poczułam ciepłą dłoń blondyna na policzku.
Spojrzałam w jego oczy.
— Rozumiem już wszystko. Nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć, przyrzekam — przysunął się i pocałował mnie w czoło.
— Luke, możemy wrócić szybciej do domu? Odechciało mi się tych wakacji. Albo, chociaż wsadź mnie w samolot — patrzyłam na niego błagalnie.
— Ok, ale musisz wytrzymać jeszcze kilka dni — oplótł mnie ramionami.
— Dziękuję.
***
Minęły dwa dni, a Luke'owi dopiero dziś udało się mnie wyciągnąć z czterech ścian. Przez te czterdzieści osiem godzin robił wszystko, bym oderwała się od myślenia i po prostu się zrelaksowała. Jest cudowny, choć czasem doprowadza mnie do szaleństwa.
— Przypomnij mi coś, jak wrócimy do domu — poprosiłam, poprawiając włosy przed lustrem.
— Co takiego?
— Bym zaczęła odkładać na prawo jazdy — stanął za mną. Był w samych bokserkach.
— Co? Jakie odkładać? Planujesz prawko? — zdziwił się.
— Planuje. Chcę poszukać pracy gdzieś dalej albo jakieś studia, ale by to zrobić to muszę być mobilna, Luke — wywróciłam oczami.
— Och. Ok.
Zeszłam do bufetu, by coś zjeść. Luke miał do mnie dołączyć, gdy tylko się ogarnie, co u niego może trwać do godziny. Faceci...
Wybierając jedzenie niespodziewanie zjawił się Ash.
— Nie jedz tyle, bo jeszcze przytyjesz i, och, zerwie z tobą — uśmiechnął się sztucznie.
— Cześć, półgłówku — przywitałam się z nim.
Ok, ustalmy jedno; przekomarzanie się z Ashton'em to najlepsze, co może być, by poprawić mi nastrój. Czasem mam wrażenie, że on już przywyknął i stało się to dla niego codziennością, którą oboje polubiliśmy. Nie, nie mówię 'polubiłam Ash'a' bo to chyba niemożliwe. Ja twierdzę, że polubiłam te nasze małe przekomarzania.
— Czemu nakładasz same warzywka? Czyżbyś przejęła się moimi słowami? — zakpił.
— Czemu zgoliłeś brodę? Czyżbyś robił się na pantoflarza? — odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
Widziałam, jak mu zaczęła pulsować żyłka na czole.
— Miley... To ty jej kazałaś, tak? — zaplótł ręce na torsie.
— Oj, ale ja tylko chciałam sprawdzić, czy zrobisz, co ci karze — zacmokałam i zaczęłam kierować się w stronę stolika.
Wiem, to jest podobne do restauracji, ale jestem tak głodna, że pocieszam się faktem małych tłumów tutaj.
— Tak chcesz się bawić? — Dorównał mi kroku, a wręcz szedł tyłem, by tylko ze mną rozmawiać. Miło...? — To szykuj się na zemstę, laluniu.
— Uuu „laluniu"?
Znałam ten głos. Zajrzałam za plecy Ash'a i znów go zobaczyłam. Jego i ten jego słynny kpiarski uśmieszek. Oddychałam głęboko, pilnując by taca, którą trzymałam w rękach, nie runęła nie ziemię.
— Daj mi spokój — starałam się przejść obok niego i go olać, ale on najwidoczniej miał jakiś plan.
— Nie pogadamy?
— Nie. Daj mi spokój! — Warknęłam lekko spanikowana.
— Ale nie sądziłem, że jeszcze się zobaczymy — szedł za mną.
Zabierz go ktoś. Luke, gdzie jesteś?! Nagle Adam znów stanął przede mną i zagrodził drogę. To koniec...
— Adam, możesz sobie pójść?
Ashton szedł za nami? Stanął pomiędzy nami z rękami w kieszeniach kurtki.
— Uu, a ty co tak nagle?
— Posłuchaj, nie mam nic do ciebie, bo gówno mnie obchodzi, co zrobiłeś Luke'owi, ale jeśli masz zamiar zatruwać życie mojej rywalce, to masz u mnie przejebane. Więc z łaski swojej, spierdalaj.
Słowa Ashton'a wydały mi się niemożliwe. Z jednej strony potwierdza się moja teoria, ale z drugiej to nadal jest dziwne usłyszeć coś takiego od osoby, która na każdym kroku ci dogryza.
— Widzę, że przyciągasz ich do siebie, jak magnes — zmierzył loczka wzrokiem. — Idę już, do zobaczenia, Kate.
Przeszły mnie dreszcze. On planuje... planuje ponowne spotkanie. Błagam nie... Odstawiłam tacę na stolik i czym prędzej ruszyłam w kierunku windy. Byłam spanikowana, a jedyne czego teraz pragnęłam, to wrócić do domu, do mamy, zając się długami. Luke, zabierz mnie, jak najszybciej do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz