– Nigdzie nie jedziemy. Przynajmniej nie tym wozem – oznajmia nam kierowca.
Z racji tego, że bekę cisnę ze wszystkiego dosłownie, to nie robi na mnie większego wrażenia. Wręcz przeciwnie, czuję się jak naćpana i to, że nigdzie nie jedziemy, w ogóle mnie nie rusza.
Wysiadamy z busa i stajemy na zewnątrz. Nasz kierowca rozmawia z kierowcą sos'ów, jak i ze samym Ashton'em. Ja pod nosem ciągle się śmieję. Podchodzi do nas reszta chłopaków, a Ashley nie wytrzymuję i uderza mnie. Jej chyba faza minęła.
– Przestań! – krzyczy. – To poważna sprawa, a ty się śmiejesz jak głupi do sera! – Gdybym nie była na fazie, to pewnie bym ją przeprosiła, ale niestety, jeszcze bardziej się roześmiałam, jak zobaczyłam na koszuli Michael'a białą plamę. – Ro!
– To ja! – Ashley odwraca się do mnie plecami. – To przecież nie moja wina, że się popsuł.
– No nie, ale mogłabyś przestać się śmiać z byle gówna? – warczy, odwracając się.
– Pf. – Wzruszam ramionami. Całej tej sytuacji ciągle przyglądali się chłopacy.
– Ćpałaś coś? – pyta z uśmiechem Calum.
– To ja was powinnam spytać, co wyście jej zrobili?
– My? – spytał przerażony Mike. – Kiedy my nic!
Zaczęłam znów się histerycznie śmiać, przypominając sobie akcje w busie chłopaków. Ta bita śmietana...
– Jasne!
– Po prostu pokazywaliśmy nasze zdjęcia z młodszych lat – Luke wymyśla bajeczkę. No w sumie to też robili, ale to nie z tego powodu jestem tak rozbawiona.
– Dobra... – machnęła ręka. – To, co my teraz zrobimy? Wracamy do domu? – słyszę po jej głosie, że jest smutna.
– Co to, to nie – odzywa się pewnie Calum. – Znajdziemy jakieś wyjście, bo jechać musicie.
– Dokładnie – potwierdza Mike.
– A gdzie... – Luke przymrużył oczy, próbując sobie przypomnieć imię trzeciej z nas.
– Rachel? – pytam, by się upewnić, czy aby na pewno o to mu chodzi.
– Tak.
– Tu jestem! – odpowiada, wychodząc z busa i gapiąc się na telefon.
– Aha.
– Ej, chłopaki! Chodźcie tu na chwilę! – krzyczy Ashton. Cała trójka od razu do niego podeszła.
Spojrzałam się na Rachel i jakoś mój głupkowaty uśmiech zniknął. Od razu przypominam sobie o przeprosinach...
– Ashi? – zdrabniam specjalnie, bo wiem, jak to lubi. Udaje, że mnie nie słyszy i nadal patrzy w kierunku chłopaków. Zaczyna tupać nogą. – No weź... – Kładę swój podbródek na jej lewym ramieniu i wiem, że zaczyna się uśmiechać. – Ja czasem mam takie odpały, no. – Łaskoczę ją po prawej stronie, przez co się zgina.
– Nie. Rób. Tego. Nigdy. Więcej. – mówi groźnym tonem, ale nie na długo, bo po chwili zaczyna się lekko śmiać.
– Ale mówisz o moich odpałach? – udaję głupią. No bo hej! Przebywanie z Rachel ma swoje plusy i jednym z nich jest darmowa lekcja bycia głupią! Serio, umiem już nią być.
– Ech... Dobra, wybaczam ci. – Przytulamy się do siebie na zgodę.
– O, jak słodko! – odzywa się Rachel i dołącza do nas.
Po kilku minutach chłopacy machają na nas ręką, więc idziemy w ich kierunku. Gdy stoimy przy nich, informują nas o swojej decyzji.
– Jesteście zmuszone jechać naszym busem – komunikuje Ashton.
– C–Co?! – przeraża się Ashley. – A–Ale...
– A co z naszą prywatnością? Nie taka była umowa! – warczę zdenerwowana.
– Wyluzuj, Ro.
Luke nie miał prawa zdrabniać mojego imienia, bo nawet mnie nie znał.
– Nazwij mnie tak jeszcze raz, a zęby z ziemi będziesz blondasku zbierał! – syczę przez zaciśnięte zęby.
– Dobra – wtrąca się Cal – spokojnie, bo tak to my ze sobą roku nie wytrzymamy. Rozumiemy, nie wolno nam mówić do ciebie... skrótowo. Spoko. Ale to też nie nasza wina, że wasz bus się zepsuł – tłumaczy.
– Mi tam pasi.
– No... My…
Widzę, że nie jestem jedyna, która czuje się nie komfortowo w tej sytuacji.
– Będziemy się zmieniać. Może oprócz Mike'a, bo on w swoim łóżku ma wszystko, czego mu nie potrzeba i nie mam ochoty tego sprzątać – ciągnie Calum.
– Podpisałyście kontrakt, więc nie możecie się już wycofać – odzywa się Luke, ale... Tak jakby zły i znudzony. Ciekawe. Już czuję, jak będzie nam się dobrze razem żyło w jednym busie.
– Luke, weź, bo nie pomagasz – karci go Ashton.
– My ze swojej strony obiecujemy wam, że dostaniecie własny bus tak szybko, jak to tylko możliwe – odzywa się jeden z kierowców.
– Ech... Ro? – zwraca się do mnie Ashley.
– Dobra. Cokolwiek.
Calum i Ashton odetchnęli z ulgą.
– To wchodźcie, a my z Ash'em idziemy po walizki dziewczyn – zarządza Azjata. Ciekawe, czy nim jest, bo bardzo dobrze mówi po angielsku.
Wedle życzenia Calum'a, którego chyba polubię, wchodzimy do środka. Siadamy w tym ich mini saloniku i czekamy na powrót chłopaków.
– To... O co chodzi z tym zamienianiem się? – pyta Ashley. Mnie też to ciekawi.
– Jeżeli chcecie, to możemy się z wami miejscami zamieniać. Mamy jedno dodatkowe łóżko, więc któraś z was może je zająć – uśmiecha się ciepło Mike. Patrzę na Ash, a ona na mnie.
– Rachel – mówimy równocześnie, a wymieniona dziewczyna od razu pyta:
– Co ja?
– Ty zajmujesz wolne łóżko na stałe – kwituje Ashley widocznie poirytowana.
– Aa no ok.
– To jak przyjdą... – Mike nie zdążył dokończyć, bo akurat wrócili pozostali.
– Obgadujecie nas! – krzyczy Calum.
– Chodźcie, bo będziemy losować, kto pierwszy śpi na łóżku! – wołał kolorowowłosy. Luke jest jakoś dziwnie cichy i tak samo, jak Rachel siedzi w telefonie.
– Dobra. Kierowca mówi, że ruszamy, więc spoko.
Dosiadają się. Ashton z brzega, gdzie była Ashley. Co na pewno nie jest przypadkiem, a Cal obok mnie. Widziałam, jak blondasek na chwile mierzy mnie i Azjatę wzrokiem. Nie polubimy się, co niesie za sobą szereg konsekwencji.
Po krótkiej grze w papier, kamień, nożyce, ustalamy, że my z Ashley śpimy na łóżkach, a Luke i Calum śpią w saloniku. Humor mi wrócił, gdy zobaczyłam minę blondyna, jak przegrał... Coś pięknego. Tylko... Ja śpię na jego łóżku. Ashton śpi pod Michael'em naprzeciwko mnie, pode mną Rachel, a Ashley na górze po tej samej stronie.
Ashley gdzieś koło pierwszej w nocy przychodzi do mnie i to ja śpię od brzega. Czemu o tym wcześniej nie pomyślałam? Ale tak czy siak, jeden chłopak musiałby spać w saloniku, co nie jest fair. Gdy ona tak do mnie przyszła to nie wiem, czy ona przypadkiem nie lunatykowała. Nieważne.
Nie mogłam zasnąć, więc chciałam się czegoś napić. Wcześniej chłopacy pokazali nam, gdzie co jest, więc do "kuchni" trafię. Zrzucam nogi z łóżka i chcę zaskoczyć na dół. Robię tak, tylko że usłyszałam łomot, chyba pęknięcie kości i o dziwo nie ląduję na nogach, tylko... Na kimś. O kur... Któryś z nich umarł przeze mnie albo został kaleką.
– Możesz już ze mnie wstać?! – warczy chłopak, którym okazuje się Luke.
Wstaję na proste nogi, ale szybko się nad nim pochylam. Może i go nie lubię, ale to nie oznacza, że chcę go już pierwszej nocy połamać albo zabić.
– Nic ci nie jest? – pytam przerażona zaistniałą sytuacją. – Przepraszam, ja nie chciałam... Nie wiedziałam, że przechodziłeś.
Wstaje jako tako i patrzy na mnie zdziwiony. Cały czas szeptaliśmy, by nie pobudzić reszty, choć taki łomot mnie by osobiście obudził.
– Jest ok... No może trochę mnie lewe ramię boli.
Widzę, jak próbuje je sobie... Nastawić?!
– O Boże! Na pewno żyjesz? Wiesz, lekka nie jestem, a słowo daje, że słyszałam szczęk kości. Łamiących się kości! – potok słów wylatuje z moich ust, co rozbawia blondyna. – Z czego się śmiejesz?
– Nic, nic. Jesteś strasznie przewrażliwiona. Mówię, że nic mi nie jest. Przeżyłem. Gadamy. I jest miło. – Dziwią mnie jego ostatnie słowa, przez co czuję się zakłopotana. – Czemu nie śpisz?
– Chciałam się czegoś napić – mówię i wymijam go.
– Aha. Ja to pierwszej nocy nie mogłem spać w busie. Myślałem, że masz podobnie. – Zapala małą lampkę.
– W sumie... Też nie mogę spać. A! – Odwracam się do niego przodem i zauważam, że otwierał usta, więc chciał coś powiedzieć. Szybko jednak je zamknął i udaje, że nic nie było. – Masz wolne łóżko, bo Ashley postanowiła się wgramolić do mnie. – Wzruszam ramionami.
– Ok. Pośpię na sofie. Wiesz, że jesteś całkiem fajna, gdy nie grasz ten niedostępnej?
– Mówisz?
Unoszę prowokacyjnie brew.
– Mogę zaśpiewać, ale ty masz ładniejszy głos. – Uśmiecha się i puszcza mi oczko. – Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz