niedziela, 18 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.35 Rose

  


    Odprowadzałam wzrokiem Ashley, dopóki nie zniknęła za drzwiami pizzerii. Zamrugałam, by się otrząść z tego, co się przed chwilą wydarzyło. Spojrzałam na Rachel, która również była lekko zdziwiona i oszołomiona. Westchnęłam ciężko, przymykając powieki. Nie spodziewałam się takiego obrotu tej rozmowy. Przez to, że nie wiedziałam jak to teraz właściwie poprowadzić, zapadła długa cisza. Brunetka wgapiała się w serwetkę.

    – Rachel... – zaczęłam, by przykuć jej uwagę. Zdawała się mnie nie słyszeć. – Rachel? – Machnęłam jej ręką przed twarzą. Potrząsnęła głową, jakby się dopiero co wybudziła.

    – Co? – Warknęła.

    – Prawda jest taka, że ty tak samo jak i my, chcesz dokończyć trasę – ściągnęła brwi. – Tu nie chodzi tylko o naszą sprawę, chłopaki też będą mieć przez nas kłopoty. Nie chcemy też, by ten zespół istniał na siłę, choć nie wiem jak to wszystko naprawić – spojrzałam na swoje dłonie. – Popełniłyśmy wiele błędów, ja, ty i Ashley, ale czas postarać się je jakoś naprawić.

    – Niby jak? – Prychnęła.

    Przeniosłam swój wzrok na nią, chwilę analizując w głowie moją następną wypowiedź.

    – Gdybyś nie zachowywała się jak dama, to może i bym cię polubiła już wieki temu – pochyliłam się nad stolikiem. Widziałam, jak zdenerwowała się na moje słowa. – Nie rozumiem twoich pobudek i nie wiem, czy chcę je rozumieć, bo to nie na moje siły, ale chcę wiedzieć jedno.

    – Co takiego? – Spytała cicho zmęczona, najwidoczniej.

    – Czy przyjmiesz moje przeprosiny odnośnie wszystkiego, co ci wyrządziłam – chwilę nie rozumiała, co do niej powiedziałam, ale gdy tylko to do niej dotarło, rozszerzyła oczy, nie wierząc.

    – C–Co ty m–mówisz? – Wyjąkała.

    Wcale się nie zdenerwowałam i wcale moje słowa nie kosztowały mnie wiele! Że też muszę to jeszcze powtórzyć!

    – Mówię, że... po prostu przepraszam – zacisnęłam zęby, by nie powiedzieć czegoś, co by wszystko zepsuło w ułamku sekundy.

    – Tr... – wkurzyłam się.

    – Nie mów: „trochę na to za późno", bo na nic kurwa nie jest w życiu za późno! – Wydarłam się, przykuwając wzrok ludzi w knajpce.

    Patrzyła na mnie chwilę w milczeniu, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.

    – Muszę to przemyśleć. Dam znać – zabrała swoją torebkę, którą rzuciła pod stół i szybko się ulotniła.

    Położyłam głowę na stoliku zrezygnowana. Może faktycznie, niech to wszystko przemyśli, a potem najwyżej ją zacznę błagać. W końcu obiecałam, nie?

    Wracałam do domu dosyć wolno, zważywszy na niemiłą atmosferę czekającą tam na mnie. Przed wyjazdem powiedziałam Luke'owi by do mnie nie dzwonił ani nie pisał, gdy będę miała ochotę to się sama odezwę. Te strefy czasowe po prostu mnie denerwują, dlatego też dzwonienie do siebie w środku nocy dla jednego, a drugiego w środku dnia, to nie najlepszy pomysł.

    Otworzyłam powoli drzwi i tak samo wolno je zamknęłam za sobą. Zdjęłam trampki, a za moimi plecami usłyszałam głośne miauknięcie. Zaśmiałam się, widząc kto łaszącego się do moich nóg.

    – Też tęskniłam, Lilyth – kucnęłam i pogłaskałam kotkę.

    – Rose, przynieś mi kawę! – Usłyszałam krzyk brata, któremu znów nie chciało się dupy ruszyć.

    – Sam se weź – wywróciłam oczami, wstając z kotem na rękach.

    Chłopak pojawił się zły jak osa. Dosłownie zabił mnie spojrzeniem.

    – Człowieka raptem kilka miesięcy nie było, a nie poznaje brata – powiedziałam do kota.

    Położyłam się ze zwierzakiem na łóżku, chcąc na chwilę odpocząć we własny pokoju. Sama nie wiem, kiedy zasnęłam, ale to sprawka mruczenia, które zawsze mnie usypiało. Nie spałam długo, bo przebudziłam się po dwudziestej, gdy matka zaczęła drzeć japę na dole. Jęknęłam niezadowolona z przerwania drzemki.

    – Rose! Złaź natychmiast! – Jak ja się cieszyłam, że jej wczoraj w domu nie było...

    Powolnie zlazłam do salonu, w którym moja rodzicielka chodziła w tę i z powrotem. Zaplotłam ręce pod piersiami i czekałam.

    – Możesz mi wyjaśnić co miał oznaczać ten sms? – Uniosłam wysoko brwi zdziwiona.

    – Serio? – Spytałam sarkastycznie. – Minęło tyle czasu, a ty się mnie pytasz dopiero teraz o tego cholernego esa?

    – Wyjeżdżasz, wysyłasz tylko sms'a, że jesteś w trasie i mamy cię nie szukać, a teraz przyjeżdżasz bez ostrzeżenia, jakbyśmy hotelem byli! Nie, przepraszam, do hotelu trzeba dać znać by się zameldować! To, czym my jesteśmy?! – Przymknęłam powieki, by się uspokoić.

    – Mamo daj spokój – wtrącił się brat zmęczony. Ciekawe czym?

    – Nie! – Warknęła.

    – Jestem pełnoletnia, więc mogę wyjeżdżać, gdzie chcę, to po pierwsze. A po drugie, wróciłam, bo miałam ważny powód. Na przyszłość będę pamiętać o tym, by zameldować się w hotelu, bo przecież do domu nie mam po co wracać.

    Czułam ogromny ból w klatce piersiowej. Czym prędzej ubrałam swoje buty i wyszłam z domu, by ochłonąć. Na moje nieszczęście, wpadłam na kogoś tuż za drzwiami domu.

    – Kurwa... – syknęłam, podnosząc się z ziemi.

    Widząc, kto był na mojej drodze, otworzyłam usta.

    – Co ty tutaj robisz? – Pytam, gdy dziewczyna w tym czasie otrzepuje się z piasku.

    – No przemyślałam wszystko i chciałam pogadać – spojrzała na mnie smutno.

    – Jasne, ale nie w domu – wyminęłam ją – chodźmy do parku.

    Szłyśmy w ciszy. Nie wiem, ile słyszała z tej awantury, ale mam nadzieje, że nic. Nikt nie musi wiedzieć o moich problemach rodzinnych, to w końcu przedawniona sprawa.

    – Rose – zatrzymałam się i odwróciłam, gdy dziewczyna stała jakieś pół metra za mną.

    – No?

    – Postanowiłam wrócić, masz rację, na pewno da się coś naprawić i zmienić. Postaram się, liczę, że mi w tym pomożecie i razem zdołamy się jakoś dogadać – spuściła głowę.

    Pierwszy raz w całej mojej znajomości z Rachel, po prostu jej nie poznaję, Podeszłam do niej bliżej.

    – Też się postaram. Nie obiecuje nagłych zmian, bo wiesz, jaki mam charakter, ale na pewno coś z tym zrobię – spojrzała na mnie, a ja posłałam jej lekki uśmiech.

    Porozmawiałyśmy chwilę, siedząc na oparciu ławki w parku. Dziewczyna bardzo często zwieszała głowę, gdy tylko gdzieś w pobliżu szła grupka nastolatków. Domyślam się, że po prostu się ich bała, zwłaszcza wieczorem czy w nocy.

    – Wiem, że to nie moja sprawa i w ogóle nie musisz odpowiadać, ale... – obserwowałam bacznie dwóch chłopaków jakieś dziesięć metrów od nas.

    – Hm? – Mruknęłam, choć słuchałam ją tylko jednym uchem.

    – Masz problemy w domu? – Mój wzrok momentalnie przeniósł się na brunetkę.

    Byłam zła, że słyszała, że wie i się tym interesuje.

    – Masz rację, to nie twoja sprawa – odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku.

    – Sorry... Pomyślałam, że jeśli potrzebujesz pomocy, to możesz zostać u mnie przez ten czas – zdziwiona znów powróciłam na nią wzrokiem.

    – Dlaczego mi to proponujesz?

    – Bo musimy zacząć od małych zmian, nie?

    Nie poznaje jej... Ale w sumie...

    – No to chodźmy! Wypijemy, bo czymś ciepłym zamówimy coś do żarcia, bo umrę, no i obejrzymy coś – wstała uradowana i ruszyła przodem. Gdzie się podziała dziewczyna, która bała się tej grupy?!

    Tym razem to ona nawijała jak katarynka, a ja byłam daleko z moimi rozmyśleniami. To nie tak, że nie chciałam jej słuchać, po prostu miałam swoje powody.

    – Ej! Nie słuchasz! – Jęknęła przeciągliwie. Wyszliśmy już z parku, a ja nagle postanowiłam podzielić się z nią moimi rozmyśleniami.

    – Od kiedy skończyłam trzynaście lat, zawodzę matkę – umilkła i zerknęła na mnie.

    Odchyliłam głowę do tyłu, patrząc w niebo.

    – Em, to znaczy? – Czułam, że boi się drążyć temat.

    – Nie jestem tym, kim usatysfakcjonowani byliby moich rodzice, a zwłaszcza matka. Zamiast być jak dobra przyszła żona, umiejąca gotować, prać, sprzątać i inne głupoty, jestem po prostu chłopczycą i kieruję się w życiu zasadami, które ustalam sama. Zamiast muzykować, powinnam pomyśleć o porządnym wykształceniu, według niej – zaśmiałam się ironicznie.

    – Ros...

    – Nigdy nie przyszło jej na myśl, że to jej wina... Jej wina, że jestem zimną suką, która już dawno straciła szacunek do matki. Zawsze tylko stawała wymagania i nigdy nie interesowała się tym, co ja lubię robić... Zbędny balast, skoro nie jestem tym, kim miałam być – zamknęłam powieki, nadal odchylając głowę do tyłu.

    – Ona cię na pewno kocha...

    – Weź, przestań wciskać takie bajki, ok? – Warknęłam. – Ja już nie mam domu i jestem zdana na siebie, ale tym lepiej. Będę silniejsza i nie upadnę na pierwszej porażce, tylko pójdę dalej. Zupełnie jak dziś.

    – Co masz na myśli? – Schowała dłonie w kieszeniach spodni.

    – Upadłam, prosząc cię o wybaczenie i upadłabym niżej, bo planowałam cię też błagać do powrotu. To tylko pokazuje, że silna Rose musiała przegrać i z odwagą przyznać się do błędu. Upadłam, ale idę dalej – podeszłam do niej i przytuliłam się do niej. – Czasem po prostu trzeba umieć się przyznać.

    – Wow, Rose... – odwzajemniła uścisk. – Dziękuję, że mi to powiedziałaś.

    – Dzięki za nocleg – zaśmiałam się i odsunęłam.

    – Wykorzystujesz mnie! – Zaczęłam się śmiać, idąc razem z nią do jej domu.

    Ciekawe co robi teraz Ashley?







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz