Przebudziłam się koło dziewiątej, a ledwo co w ogóle zmrużyłam oko. Ciągle zastanawiałam się 'co by było gdyby?'. Wróciłam do domu po drugiej dzięki Michael'owi. Tak jak wspomniał Luke, Michael po nas przyjechał. Gdy zobaczył nasze miny, nawet nie pytał. Całą drogę do mojego domu milczeliśmy i nikt jakoś nie chciał przerywać tej ciszy. Blondyn nie wiedział jak mnie pożegnać. Nawet nie liczyłam na cokolwiek. Chciałam się po prostu jak najszybciej znaleźć w swoim pokoju.
— Kate? — mama zapukała w drewnianą powłokę, a po chwili wychyliła głowę. — Nie śpisz?
— Nie. Coś się stało? — podciągnęłam się na łokciach.
— Twoja siostra ma niedługo przyjechać w odwiedziny. — Tej tylko tu brakowało.
— A po co? — spytałam oschle.
— Kate... — popatrzyła na mnie smutno. — To twoja siostra, a moja córka. Mimo jej...
— Paskudnego charakteru? — dodałam za nią. Pokręciła tylko głową. — Wiem, mamo — zmieniłam pozycję na siedzącą. — Niech se przyjeżdża, byle się do mnie nie odzywała.
— Może spróbujecie się pogodzić? Ponoć ma narzeczonego — mama pisnęła podekscytowana. — A ty masz chłopaka, więc może...
— Nie! — krzyknęłam. — Mamo, jest twoją córką i fajnie — sarkazm — ale ja nie chcę, aby była moją siostrą, dlatego też się do niej nie przyznaje. Nie mam zamiaru się z nią godzić, wybacz — fuknęłam i wyminęłam ją, kierując się na dół. Ubrałam swoje trampki i narzuciłam bluzę.
— Kate... — usłyszałam błagalny głos matki, ale ja już byłam na zewnątrz.
Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam do parku pospacerować. Co mnie jeszcze spotka? Och, może Adam na ulicy? Nie, to już byłby szczyt mojej wytrzymałości i wylądowałabym w psychiatryku. Jeszcze ten Ashton. Przydałby się ktoś, na kim mogłabym się wyżyć. O! Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam aplikację facebook.
Me:
Co robicie?
Leo:
Oho! Potrzebujesz się wyżalić?
Maya:
Ona potrzebuje przywalić.
Me:
Brawo Maya!
Leo:
To ja się wypisuje -,-
Maya:
Nie bądź ciota, lol?
Me:
Proszę? Jestem w parku. KNHN*!
Maya:
:o
Leo:
Urwie jaja temu haterosiowi, przysięgam -,-
Maya:
5 min i jesteśmy!
Z uśmiechem na ustach schowałam telefon do kieszeni. Można na nich liczyć. Wspierali mnie kiedyś i wspierają dziś. Usiadłam na jednej z ławek i postanowiłam na nich poczekać. Luke nie musi czuć się winien- o ile tak się czuje -bo to wina alkoholu. Na pewno nie chciał mi nic zrobić. Prawda?
— Kate! - usłyszałam krzyk Maya'i więc odwróciłam się w lewo. Wstałam z ławki, a ta wpadła na mnie od razu przytulając. — Wszystko w porządku?
— Udusisz ją — Leo wywrócił oczami.
— Powiedzmy. A tak poważnie to chciałam iść z wami na pizze — uśmiechnęłam się głupkowato, gdy Maya się ode mnie odsunęła.
— Zwariowałaś?! — uderzyła mnie dość mocno w ramię. Złapałam się za nie i potarłam, robiąc przy tym krzywą minę.
— Jestem za! Maya stawia! — zaczęłam się śmiać, ale jak zawsze, dziewczyna nie protestowała.
Ruszyliśmy w kierunku naszej ulubionej pizzerii. Po drodze rozmawialiśmy i się wygłupialiśmy. Gdy jest Leo, to zawsze muszą dziać się dziwne rzeczy.
— E TY! MAŁA ROBERTA! — wzdrygnęłam się, słysząc za sobą znajomy głos.
— Co? — spytała Maya, nie rozumiejąc, czemu się zatrzymałam i odwróciłam. Zobaczyłam, że chodnikiem po prawej szedł Ashton, Michael i Miley. Czerwonowłosy uderzył lekko tego dupka.
— A ty nie z Lucasem? — podeszli do nas i teraz spytał, nie wydzierając się na cały park. Zmierzył moich znajomych wzrokiem.
— Cześć Kate — Mike wystawił piątkę, więc mu ją przybiłam.
— Byłam umówiona z przyjaciółmi. Chyba nie muszę siedzieć z Luke'm dwa cztery na dobę? — spytałam, zaplatając ręce.
— Oczywiście — pod tym uśmiechem coś się kryje.
— Pewnie kaca leczy. Dodzwonić się do niego nie można — wyjaśnił Mike.
— Albo nasze gołąbeczki się pokłóciły — snuł Ashton.
— Za dużo myślisz, a to ci nie wychodzi na dobre — uśmiechnęłam się sztucznie.
— Ojojoj, bo mi pociśniesz, że horyzonty mi poszerzysz — zaśmiał się, wspominając naszą pierwszą rozmowę..
— Ash ogarnij — znudził się Mike.
— Właśnie. Ja nie rozumiem, co ty masz do Kate. Przecież jest fajna — może nie jest tak pusta, jak mi się wczoraj wydawało? Ashton popatrzył na nią jak na skończoną idiotkę. Ups?
— Dobra my idziemy. Pa! — pożegnałam się i ruszyłam z przyjaciółmi dalej.
— Narka! — krzyknął Michael.
***
— Ale mówiłaś, jak ten fajny miał na imię? — spytała, przygryzając wargę. Mówię jej już trzeci raz, a ona ciągle zapomina. Jakim cudem ona nasze imiona pamięta, to ja nie wiem.
— Michael — odpowiedział jej znudzony Leo. — I zapomnij, zaklepuje.
— Nie wiem już, kim ty jesteś — podparłam sobie głowę na pięści.
— Jestem bi kochanie — zacmokał.
— To ja lesba — zmierzyła go karcącym wzrokiem.
— A bądź se kim chcesz — wytknął jej język. — Ciebie nawet kijem nie tkną.
— Żebyś zaraz ty tym kijem nie oberwał! — zaczęli się szamotać, a ja przyłożyłam czoło do stolika, modląc się o szybki koniec. Nagle poczułam wibracje na nodze. Wyjęłam telefon i zauważyłam sms'a.
Luke:
Wpadnę do ciebie za chwilę. Jesteś w domu?
Me:
Nie.
Luke:
Proszę, to ważne.
Westchnęłam, myśląc co zrobić. Zerknęłam na bijących się przyjaciół i postanowiłam jednak wrócić do domu. W głowie ciągle siedzi mi przyjazd Issabell i nawet oni nie byli w stanie odciągnąć mnie od myślenia.
Me:
Dobra. Za dwadzieścia minut będę w domu.
Luke:
A gdzie jesteś w ogóle? Mike widział cię w parku.
Me:
W pizzerii z przyjaciółmi. Luke, zaraz wrócę do domu -,-
Luke:
Przyjadę po ciebie
Chciałam odpisać, ale Leo wyrwał mi telefon i już wiedziałam, jak to się skończy. Maya uśmiechała się wrednie, ale nie pomogła mi w odebraniu urządzenia. Gdy w końcu dorwałam się do telefonu przeczytałam coś strasznego, przez co spaliłam cegłę.
— Awww! Ona się rumieni! — pisnęła podekscytowana.
Me:
Jeżeli po mnie przyjedziesz to ci obciągnę w aucie!
Nie odpisywał długo, przez co już w ogóle chciałam umrzeć. Co on sobie pomyślał? Wczoraj uciekłam od niego, gdy się całowaliśmy, a dziś mu piszę o obciąganiu. Spojrzałam gniewnie na Leo, gdy mijały minuty, a Luke nie odpisywał. Chwyciłam bluzę i kierowałam się do wyjścia wściekła na ich żarty.
— Katuś! — krzyknął za mną, ale ja trzasnęłam drzwiami i ruszyłam do domu.
Nagle kątem oka zauważyłam, jak jakieś czarne auto zatrzymało się na poboczu. Nie panikuj Kate. Wzięłam głębszy wdech i przyspieszyłam kroku.
— Kate, no! — zatrzymałam się, nagle zdając sobie sprawę, kto to jest. Odwróciłam się i zauważyłam Luke'a w okularach przeciw słonecznych, krzyczącego do mnie przez otwartą szybę. Podeszłam do niego. — Wsiadaj — znów oblałam się rumieńcem.
— J-Ja nie... Ja tego... To nie...
— Nie ty pisałaś tego esemesa? — prychnął. — Domyśliłem się, chociaż miałem jakieś ukryte nadzieje — udał zawiedzionego. — Wskakuj.
Zrobiłam, jak mi kazał i już kilka minut później byliśmy pod moim domem. Wysiadłam i on zrobił to samo. Byłam lekko speszona, nie wiedząc, o czym chce rozmawiać. Otworzyłam drzwi z klucza, a w środku usłyszałam grający telewizor. Zerknęłam do salonu, gdzie siedziała mama i czytała jakąś książkę. Spojrzała na mnie, uśmiechając się lekko.
— Luke! Witaj — przywitała się z chłopakiem, gdy ten stanął obok mnie.
— Witam — posłał jej uśmiech. — Wolne? — uniosłam jedną brew i spojrzałam na niego zaskoczona.
— Tak. Postanowiłam dziś przypilnować Kate — pogroziła nam palcem.
— Bo jakbym miała zamiar zacząć chlać z jej powodu — syknęłam i ruszyłam w kierunku schodów. Usłyszałam, jak chłopak od razu ruszył za mną i wszedł do mojego pokoju. Zdjęłam dość niedbale bluzę i cisnęłam ją na fotel, sama na nim lądując.
— Pokłóciłaś się z matką? — spytał zdziwiony.
— Kiedyś trzeba — nie patrzyłam na niego.
— Była zła...? No wiesz. Późno wróciłaś — popatrzyłam na niego i zauważyłam u niego zmieszanie.
— Nie... — westchnęłam. — To nieważne. O czym chciałeś porozmawiać?
— O tym, co się wczoraj wydarzyło na imprezie — usiadł na fotelu obok mnie. Sama nie wiem, czy chcę rozmawiać o tym, ale kiedyś trzeba, prawda? — A więc... Na początek chcę przeprosić. Alkohol uderzył mi do głowy i puściły hamulce — zaczął. — Ciężko jest przestawić się ze starego imprezowania na nowe — zaśmiał się krótko.
— A co znaczy 'starego'?
— Kiedyś... — zawahał się. — Gdy byłem na imprezach, to powiedzmy, że sobie na wiele pozwalałem. Laski na jedną noc, na dodatku w kiblu czy coś — zaśmiał się i bawił palcami. Nie był zażenowany tylko raczej rozbawiony.
— Aaa. Ciężko przestawić się z bzykania na trzymanie się przy jednej dziewczynie, która nie chcę dać? — spojrzał na mnie niepewnie. Analizował moje słowa.
— Nie. Chodzi mi o to, że mamy umowę, a ja nie mam zamiaru jej naruszać.
— Możesz się bzykać, z kim chcesz. Wyjdź niby na fajkę, a przeleć w tym czasie kogoś — wstałam i oparłam się biodrami o biurko.
— Ty serio mówisz? — zaśmiał się.
— A nie?
— Nie — również wstał i podszedł do mnie. — Jestem wiernym chłopakiem — cmoknął mnie w usta.
— Ale... — chciałam zaprotestować, niestety nie było mi to dane, gdyż złączył nasze usta w leniwym, aczkolwiek przyjemnym pocałunku. Od razu moje ręce znalazły się na jego klatce piersiowej, a jego na moich biodrach. Gdy skończyliśmy, czułam się dziwnie. Dlaczego ma być wierny MI, skoro nie jesteśmy nawet prawdziwą parą? Patrzyłam w jego oczy, ale jego same były skierowane na moje usta. — Luke?
— Ach! Wypłata! — klasnął w dłonie i wyjął z tylnej kieszeni spodni portfel. Podał mi sporą ilość banknotów. Popatrzyłam na niego z wysoko uniesionymi brwiami. — No bierz.
— Ale... Tyle? — dziwie się.
— No dziewięćset pięćdziesiąt dolarów. Obliczyłem to dziś — zamrugałam nie wierząc w to, co słyszę.
— To jeszcze z pięćdziesiąt takich wyjść, a będę miała całość sumy! — ucieszyłam się.
— Tsa... — w jego głosie usłyszałam coś dziwnego. Odebrałam od niego pieniądze. — No nic. Idę. Muszę coś załatwić — zachowuje się dziwnie, a ja czuję, że powiedziałam coś nie tak. Nie wiedziałam, czy powinnam go zatrzymać, czy nie. Co zrobiłam?
*Kate needs help now!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz