Siedziałam na niewygodnym plastikowym krześle i opieram głowę bez życia o ścianę. Było dobrze, spłacone długi, przyjaciele, a potem wszystko runęło jak domek z kart. Luke, z którym nie ma kontaktu, mama leżąca w szpitalu i siostra, która nie wiem skąd, się tutaj wzięła. Do szpitala przywiózł mnie jakiś Calum, nie znam go, ale podobno to przyjaciel Luke'a. Czekam od pięciu godzin na jakiekolwiek wieści o stanie zdrowia matki, a jedyne czego zdążyłam się dowiedzieć to to, że miała zawał. Moja siostra pojawiła się w samą porę, bo mnie nie było. Straciłabym matkę, bo wolałam iść na głupią imprezę niż siedzieć w domu. Łzy znów napełniły moje oczy.
Po kolejnej godzinie, do szpitala przyjechała Maya, by mnie stąd zabrać. Nie była sama, Irwin przyjechał razem z nią. Musiałam wyglądać okropnie, bo jej przerażenie po zobaczeniu mnie, sięgnęło zenitu.
— Ten kretyn nie odbiera! — fuknął Irwin.
— Nie zawracaj mu głowy, daje radę — powiedziałam bez entuzjazmu.
— Widać — prychnął.
Nie miałam sił na kłótnie z nim. Wzięłam kurtkę i skierowałam się do wyjścia ze szpitala. Potrzebuje świeżego powietrza, a najlepiej zamknąć się w czterech ścianach zwanych "moim pokojem". Małymi krokami dążyłam do docelowego miejsca.
Co będzie dalej? Jak dam sobie sama radę? Chciałam studiować, pracować i mieć matkę najdłużej, jak się tylko da, a tym czasem jeśli ją stracę... jeśli stracę podporę... Boże, dlaczego nas tak każesz?
Będąc na posesji mojego domu, zauważyłam coś strasznego. Samochód z dzieciństwa, ten, który doskonale pamiętam...
— Co im powiem?! — Matka była wściekła, widząc, jak ojciec pakuje kartony do samochodu.
— Cokolwiek. Mam nową rodzinę, nie zawracaj mi głowy.
— Ty parszywy gnoju!
Ten samochód... właśnie stoi na naszym podjeździe. Zamknęłam powieki i rozchyliłam usta. Moje serce pęka na milion kawałków. Co się do cholery dzieje?! Wbiegłam szybko do domu, w salonie słysząc rozmowę. Isabelle i ojciec... ten dupek!
— Wróciła... — tyle jadu w jej głosie, co i w moim, gdy dowiedziałam się o jej powrocie.
— Katherine... — odwrócił się do mnie przodem, a ja miałam ochotę strzelić go w pysk.
— Na cholerę wróciłeś? — Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, choć bardziej byłam wściekła.
— Po was, po ciebie. Matka jest chora, rozmawiałem z lekarzami, powiedzieli, że nawet jeśli wyjdzie ze szpitala, trafi do sanatorium. Muszę się wami zająć.
— Co ty pieprzysz?! — Cisnęłam kurtką o ziemie. — Nie było cię przez tyle lat, nagle się zjawia kochany tatuś, zatroskany, co się dzieje z jego córeczkami, które miał w dupie, gdy opuszczał naszą matkę! Za kogo ty się uważasz?! Lepiej wracaj do swojej nowej i lepszej rodzinki, bo ja — wskazałam na siebie — nigdzie się nie wybieram!
— Kate, nie masz wyjścia. Prawa do opieki nad tobą mam również ja, a dopóki twoja matka nie wróci do domu, musisz być pod moją pieczą. Wyjeżdżamy razem do San Francisco.
— Posrało?! Za kilka tygodni kończę osiemnastkę, możesz mi naskoczyć co najwyżej!
— Jesteś zadziorna i uparta po matce — pokręcił zrezygnowany głową. — To już postanowione. Spakuj się albo ja ci w tym pomogę. Wyjeżdżamy za kilka godzin.
Co on do mnie w ogóle mówi?! Jakie kilka godzin?!
— Mam zostawić matkę samą?!
— Ja zostaje, bo tak się składa, że to ja zadzwoniłam po karetkę i po tatę — wstała, splatając ręce na piersi.
— Głupia suka, pojawia się i myśli, że wszystko jej wolno, a tak naprawdę gówno wie!
— Zamknij się!
— SPOKÓJ! — wrzasnął. — Ty się pakuj, a ty jedź do szpitala.
— Po moim trupie!
— Zrozum, że zapewnię ci godne życie. Studia, a potem praca, nawet mam pewien pomysł gdzie mogłabyś pracować. Proszę, skarbię...
— Wal się! — Wybiegłam z domu.
Nogi kierowały mnie, gdzie chciały. Znałam nawet ten kierunek, wiedziałam, dokąd zmierzam. Luke był jedyną osobą, której teraz tak cholernie potrzebowałam. Nie chcę się stąd wyprowadzać głównie z jego powodu. Mam go zostawić po tym, jak bardzo mi pomógł? Nigdy w życiu tego nie zrobię! Nie zabiorę kasy i nie ucieknę! Prawko, przyjaciele, pomoc. Trzy razy P.
Stałam przed jego drzwiami cała zalana łzami. Nie odbierał od nikogo, więc równie dobrze mogło nie być go w ogóle w domu, ale musiałam spróbować. Zapukałam energicznie i czekałam na jakąkolwiek odpowiedź dosyć długo. Gdy straciłam nadzieję i zaczęłam się wycofywać, drzwi się otworzyły. Zerknęłam w tamtym kierunku i zobaczyłam dobrze znanego mi chłopaka. Patrzył na mnie z przerażeniem i szokiem.
— Kate... — Przejął się moim wyglądem czy czymś innym?
— Luke musisz...
— To nie jest dobry moment na wizyty. Spotkajmy się wieczorem u ciebie, ok? — Co on do mnie mówi?
— Nie rozumiesz, ja... — Nagle zza niego wyłoniła się mała dziewczynka w wieku maksymalnie czterech lat.
Patrzyłam na Luke'a zdziwiona, a on przerzucał wzrok z niej na mnie, był przestraszony.
— Jennica idź do pokoju, proszę — czułam, jak błagalny jest jego ton.
— Ale kto to jest, tatusiu?
Na ostatnie słowo znów poczułam się jak piąte koło u wozu. Tatusiu? Luke ma dziecko? Nie to niemożliwe... Dlaczego mi nie... Zaśmiałam się nerwowo i podrapałam po czole. Zaczęłam się powoli wycofywać.
— Dlaczego ta pani płacze? Powiedziałeś jej coś przykrego? — Mała zadawała dużo pytań, gdy ja już przyspieszałam kroku. — Tatusiu, przeproś ją, bo odchodzi.
Zakryłam sobie usta ręką i zaczęłam jeszcze bardziej wyć. Co się właściwie wydarzyło w ciągu tych kilku godzin? Czy to jakaś ukryta kamera?
— Kate, czekaj. Daj mi to wyjaśnić — szarpnął mnie za ramię i odwrócił do siebie przodem.
Dotknął mojego policzka, ale ja szybko strzepnęłam jego dłoń.
— Daj mi spokój, Luke — znów zaczęłam się wycofywać.
— Nie, nie mogę, bo jeśli dam to cię stracę!
— Idiota, największy, jakiego w życiu widziałam zaraz po moim ojcu — popchnęłam go. — Daj mi spokój do jasnej cholery! Wszyscy się zmówiliście!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz